Odmówiłam ojcu nerki – czy jestem złą córką? Moja historia o przemocy, winie i trudnych wyborach
– Agnieszka, proszę cię… To kwestia życia i śmierci – głos ojca drżał, choć nigdy wcześniej nie widziałam go tak słabego. Siedział na szpitalnym łóżku, blady, z kroplówką w żyle. Wokół pachniało środkami dezynfekującymi i lękiem. Patrzył na mnie tymi samymi oczami, które kiedyś patrzyły z pogardą, kiedy płakałam po kolejnej awanturze.
Nie odpowiedziałam od razu. W głowie miałam szum – wspomnienia, które wracały jak fala: trzask drzwi, krzyk mamy, cichy płacz mojego młodszego brata w pokoju obok. I ja, skulona w kącie, modląca się, żeby to już się skończyło. Ojciec był wtedy nie do ruszenia – silny, nieprzejednany, zawsze miał rację. Nawet kiedy podnosił rękę na mamę albo na mnie.
Teraz był cieniem tamtego człowieka. Choroba nerek zabrała mu siły i dumę. Lekarze powiedzieli jasno: przeszczep albo dializy do końca życia. A ja byłam jedyną osobą w rodzinie, która mogła być dawcą.
– Agnieszka… – powtórzył cicho. – Wiem, że nie byłem dobrym ojcem. Ale proszę cię…
Zacisnęłam pięści tak mocno, że paznokcie wbiły mi się w skórę. Przez chwilę chciałam krzyczeć: „Dlaczego teraz? Dlaczego mam ratować kogoś, kto przez tyle lat mnie niszczył?”
Mama siedziała obok, milcząca jak zawsze. W jej oczach widziałam strach i nadzieję. Wiedziałam, że nie powie nic przeciwko ojcu – nigdy nie miała odwagi się mu sprzeciwić. Nawet wtedy, gdy po raz pierwszy uderzył mnie za rozlaną herbatę.
Wyszłam ze szpitala na oślep, nie pamiętam nawet jak dotarłam do domu. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. Wspomnienia mieszały się z poczuciem winy i lękiem przed przyszłością. Czy naprawdę mogę odmówić? Czy to czyni mnie złą córką?
Następnego dnia zadzwonił brat, Tomek.
– Aga… On naprawdę może umrzeć. Może się zmienił? Może to twoja szansa na pogodzenie się?
– Tomek, ty nie pamiętasz wszystkiego. Byłeś mały…
– Ale ty jesteś dorosła! – przerwał mi z wyrzutem. – Nie możesz go tak zostawić.
Zacisnęłam zęby. Nikt nie rozumiał tego ciężaru, który nosiłam przez lata. Nikt nie widział tych wszystkich blizn – nie tylko na ciele, ale i w środku.
Przez kolejne dni wszyscy wokół mnie naciskali: mama patrzyła błagalnie, brat dzwonił codziennie, nawet ciotka Basia napisała mi SMS-a: „Rodzina jest najważniejsza”.
Ale ja nie mogłam przestać myśleć o tym, jak bardzo się bałam wracać do domu po szkole. Jak marzyłam o tym, żeby ojciec po prostu zniknął z naszego życia. Jak długo próbowałam wybaczyć i zapomnieć – bez skutku.
W końcu poszłam do psychologa. Siedziałam naprzeciwko pani Magdy i przez godzinę płakałam. Opowiedziałam jej wszystko – o przemocy, o strachu, o tym dziwnym poczuciu winy.
– Agnieszko – powiedziała cicho – masz prawo odmówić. Masz prawo zadbać o siebie. To nie jest egoizm.
Ale czy naprawdę mogłam to zrobić? Czy mogłam patrzeć na ojca umierającego powoli i powiedzieć „nie”? Czy to nie czyniło mnie potworem?
Wróciłam do szpitala kilka dni później. Ojciec spał. Patrzyłam na niego długo – na jego wychudzoną twarz, siwe włosy, ręce, które kiedyś tak bardzo się bałam.
Kiedy się obudził, spojrzał na mnie bez słowa.
– Nie mogę tego zrobić – wyszeptałam w końcu. – Przepraszam.
Nie odpowiedział od razu. Tylko odwrócił głowę do ściany.
Wyszłam stamtąd z poczuciem ulgi i winy jednocześnie. Mama nie odezwała się do mnie przez tydzień. Brat przestał dzwonić.
Zostałam sama ze swoją decyzją.
Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy można wybaczyć wszystko? Czy naprawdę zawsze musimy pomagać rodzinie – nawet jeśli ta rodzina nas skrzywdziła? Czy jestem złą córką… czy po prostu człowiekiem, który chce w końcu zadbać o siebie?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu?