Codziennie sprzątam dla mamy, choć mam własną rodzinę. Ile jeszcze wytrzymam?
– Lucyna, znowu nie umyłaś okien! – głos mamy rozbrzmiewał w mojej głowie jeszcze zanim zdążyłam przekroczyć próg jej mieszkania. Stała w przedpokoju, z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na mnie z wyrzutem. – Przecież mówiłam ci wczoraj, że są brudne. Jak ty możesz tak żyć?
Zacisnęłam dłonie na rączce torby. W środku miałam zakupy dla niej: chleb, mleko, jej ulubiony ser żółty. Moje dzieci zostały z mężem w domu, a ja znów biegłam przez pół miasta, żeby spełnić kolejne żądanie mamy. – Mamo, miałam dziś dużo pracy, dzieci były chore… – zaczęłam cicho.
– Praca! Dzieci! Zawsze masz wymówki! Ja w twoim wieku wszystko robiłam sama i jeszcze pomagałam babci – przerwała mi ostro. – Ty nawet nie potrafisz zadbać o własną matkę.
Poczułam znajome ukłucie winy. To uczucie towarzyszyło mi od lat, odkąd tata odszedł i zostałyśmy same. Mama nigdy nie pogodziła się z jego odejściem i całą swoją frustrację przelewała na mnie. Byłam jej jedyną córką, jej „wszystkim”, jak powtarzała. Ale to „wszystko” oznaczało też bycie jej służącą, powierniczką i jedynym wsparciem.
Kiedy wracałam do domu, dzieci rzucały mi się na szyję. – Mamo, pobawisz się z nami? – pytała Zosia, a Jaś ciągnął mnie za rękę do swojego pokoju. Ale ja byłam już tylko cieniem siebie – zmęczona, rozdrażniona, z głową pełną pretensji mamy.
Mój mąż, Tomek, coraz częściej patrzył na mnie z niepokojem. – Lucyna, musisz coś z tym zrobić. Nie możesz tak dalej żyć. Przecież widzę, jak cię to niszczy.
Ale jak miałam powiedzieć mamie „nie”? Przecież była sama. Miała tylko mnie. Każda próba rozmowy kończyła się awanturą albo szantażem emocjonalnym:
– Jak mnie zostawisz, to już nikogo nie będę miała! – krzyczała przez telefon.
Zaczęłam mieć problemy ze snem. Budziłam się w nocy zlękniona, z poczuciem winy i lękiem przed kolejnym dniem. W pracy popełniałam błędy, szefowa patrzyła na mnie coraz bardziej surowo. Dzieci stawały się coraz bardziej niespokojne, a Tomek coraz bardziej zamknięty w sobie.
Pewnego dnia wróciłam do domu i zobaczyłam Tomka siedzącego przy stole z walizką obok siebie.
– Lucyna… – zaczął cicho. – Nie mogę już tak dłużej. Albo coś zmienisz, albo…
Zamarłam. Czy naprawdę mogę stracić wszystko przez to, że nie umiem postawić granic własnej matce?
Wieczorem zadzwoniła mama:
– Jutro musisz przyjść wcześniej. Trzeba zrobić pranie i ugotować obiad.
– Mamo… nie mogę jutro przyjść – powiedziałam drżącym głosem.
– Jak to nie możesz?! – jej głos przeszedł w krzyk. – A kto mi pomoże? Ty zawsze myślisz tylko o sobie!
Rozłączyłam się i rozpłakałam. Po raz pierwszy od lat pozwoliłam sobie na łzy. Przyszedł Tomek i objął mnie mocno.
– Musisz wybrać, Lucyna – powiedział cicho. – Albo twoje życie, albo życie dla niej.
Całą noc nie spałam. Wspominałam dzieciństwo: mama zawsze była wymagająca, nigdy nie okazywała czułości. Zawsze tylko obowiązki i oczekiwania. Kiedy miałam 10 lat i dostałam piątkę z matematyki, powiedziała tylko: „Mogłaś mieć szóstkę”.
Rano zadzwoniłam do mamy.
– Mamo… musimy porozmawiać.
– O czym tu gadać? Przyjdź i posprzątaj!
– Nie przyjdę dziś. I nie będę już codziennie u ciebie sprzątać. Mam swoją rodzinę i swoje życie.
Zapadła cisza.
– Więc zostawiasz mnie samą? Tak cię wychowałam? – jej głos był pełen bólu i wyrzutu.
– Nie zostawiam cię. Ale muszę zadbać też o siebie i o swoje dzieci.
Mama rozłączyła się bez słowa.
Przez kolejne dni nie dzwoniła. Czułam się winna jak nigdy dotąd, ale jednocześnie… po raz pierwszy od lat poczułam ulgę. Zaczęłam spędzać więcej czasu z dziećmi, z Tomkiem. Powoli wracały mi siły.
Po tygodniu mama zadzwoniła:
– Może przyjdziesz w sobotę? Zrobimy razem pierogi…
W jej głosie było coś nowego – może cień prośby zamiast żądania?
Zgodziłam się. Ale tym razem to ja ustaliłam zasady.
Dziś wiem, że czasem trzeba wybrać siebie, nawet jeśli boli. Czy jestem egoistką? A może po prostu nauczyłam się kochać siebie tak samo mocno jak innych?
Czy wy też kiedyś musieliście postawić granice najbliższym? Jak sobie z tym poradziliście?