Spotkanie, które zmieniło wszystko: Miłość, wybory i cena szczerości
– Marta? To ty?
Głos był cichy, prawie nieśmiały, ale w tej jednej chwili czas się zatrzymał. Stałam w kolejce do okienka w urzędzie, zmęczona po pracy, z głową schowaną w telefonie. Mój płaszcz miał już przetarte rękawy, a ja czułam się przezroczysta – jakby nikt mnie nie widział. Ale on mnie zobaczył. Podniosłam wzrok i przez sekundę nie mogłam sobie przypomnieć, kim jest ten mężczyzna z lekko siwiejącymi włosami i ciepłym spojrzeniem. A potem wszystko wróciło – zapach letnich wieczorów nad Wisłą, smak pierwszego pocałunku, śmiech, który kiedyś był całym moim światem.
– Bartek? – wyszeptałam, jakbym bała się, że jeśli powiem to głośniej, rzeczywistość pęknie jak bańka mydlana.
Uśmiechnął się tym samym uśmiechem, który kiedyś sprawiał, że zapominałam o całym świecie. Przez chwilę staliśmy tak, patrząc na siebie jak dwójka dzieciaków, które zgubiły się na szkolnym korytarzu. Potem urzędniczka zawołała moje nazwisko i czar prysł. Odebrałam dowód, a Bartek zaproponował kawę. „Tylko chwilę, Marta. Chciałbym wiedzieć, co u ciebie.”
Nie planowałam tego spotkania. Nie planowałam też tego, co wydarzyło się później.
W kawiarni rozmawialiśmy jak starzy przyjaciele. Bartek opowiadał o swoim życiu – rozwiódł się kilka lat temu, mieszka sam, pracuje jako architekt. Ja mówiłam o pracy w szkole, o synu Antku i mężu Piotrze. Ale pod powierzchnią tych zwykłych słów czułam burzę. Każde spojrzenie Bartka przypominało mi o tym, kim byłam kiedyś – pełną marzeń, odważną dziewczyną, która wierzyła w wielką miłość.
Po powrocie do domu Piotr od razu wyczuł zmianę. Zawsze był wyczulony na moje nastroje – czasem aż za bardzo.
– Coś się stało? – zapytał podczas kolacji.
– Nic szczególnego – skłamałam, ale głos mi zadrżał.
Piotr odłożył widelec i spojrzał na mnie uważnie.
– Spotkałaś kogoś?
Zamarłam. Przez chwilę chciałam zaprzeczyć, ale coś we mnie pękło.
– Spotkałam Bartka – powiedziałam cicho. – Moją pierwszą miłość.
W pokoju zapadła cisza tak gęsta, że aż bolało mnie w uszach.
– I co? – spytał Piotr po dłuższej chwili.
– Rozmawialiśmy. Tylko tyle.
Piotr wstał od stołu i podszedł do okna. Przez chwilę patrzył na ciemność za szybą.
– Jeśli chcesz z nim rozmawiać… jeśli chcesz go widywać… to wyprowadź się. Nie będę tego znosił pod własnym dachem.
Jego słowa były jak policzek. Poczułam się winna, choć przecież nic złego nie zrobiłam. Ale wiedziałam też, że coś się we mnie zmieniło. Że rozmowa z Bartkiem obudziła we mnie tęsknoty i pytania, których nie potrafiłam już zagłuszyć.
Przez kolejne dni chodziłam jak w transie. Piotr był chłodny i zdystansowany. Syn pytał, dlaczego rodzice się nie śmieją. W pracy popełniałam błędy, a wieczorami płakałam do poduszki.
Bartek napisał wiadomość: „Nie chcę burzyć twojego życia. Ale jeśli chcesz porozmawiać… jestem tutaj.” Wahałam się długo. W końcu odpisałam: „Spotkajmy się jeszcze raz.” Potrzebowałam odpowiedzi na pytania, które mnie dręczyły: Czy to możliwe, żeby po tylu latach uczucia wróciły? Czy można być szczęśliwym bez ryzyka? Czy jestem gotowa zaryzykować wszystko?
Spotkaliśmy się w parku. Bartek był spokojny, ale widziałam w jego oczach ten sam niepokój co u mnie.
– Marta… nie chcę cię ranić. Ale nie potrafię udawać, że nic do ciebie nie czuję – powiedział nagle.
Zamilkłam. Czułam łzy pod powiekami.
– Ja też nie potrafię udawać – wyszeptałam.
Przytulił mnie delikatnie. Przez chwilę świat przestał istnieć – byliśmy tylko my i nasze dawne marzenia.
Ale rzeczywistość szybko upomniała się o swoje prawa. Wróciłam do domu późno. Piotr czekał w salonie.
– Byłaś z nim? – zapytał bez emocji.
Skinęłam głową.
– W takim razie wybieraj: on albo ja.
To był moment graniczny. Stałam na rozdrożu między przeszłością a teraźniejszością. Wiedziałam jedno: już nigdy nie będę tą samą Martą co przed tym spotkaniem.
Przez całą noc nie spałam. Myślałam o synu, o latach spędzonych z Piotrem – dobrych i złych chwilach. Myślałam o Bartku i o tym, jak bardzo chciałabym jeszcze raz poczuć się kochana tak bezwarunkowo jak kiedyś.
Rano spakowałam walizkę i powiedziałam Piotrowi:
– Muszę to przemyśleć sama. Wyprowadzam się na jakiś czas.
Nie płakał. Tylko skinął głową i wyszedł z kuchni.
Teraz siedzę w wynajętym pokoju i patrzę przez okno na szare ulice Warszawy. Wszystko jest inne niż jeszcze tydzień temu. Czuję strach i ulgę jednocześnie. Zastanawiam się: czy można zacząć od nowa po czterdziestce? Czy mam prawo szukać szczęścia kosztem innych? A może prawdziwa odwaga to zostać tam, gdzie już nic nie boli?
Czasem myślę: gdybyście byli na moim miejscu… co byście zrobili? Czy warto słuchać serca nawet wtedy, gdy rozum mówi „nie”?