„Czy powinnam sprzedać mieszkanie dla syna? Moje serce rozdarte między miłością a strachem”

– Mamo, przecież to dla twojego dobra! – głos Piotra odbijał się echem w mojej głowie jeszcze długo po tej rozmowie. Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na stare, popękane kafelki, które sama wybierałam z ojcem Piotra, świętej pamięci Zbyszkiem. W tej kuchni płakałam, śmiałam się i marzyłam. Teraz miałam to wszystko zostawić?

– Piotrze, ja nie wiem… To jest mój dom – odpowiedziałam cicho, niemal szeptem, jakby bałam się, że ściany usłyszą i się obrażą.

Piotr westchnął ciężko. – Mamo, ile razy mam ci tłumaczyć? Tu jesteś sama. A u nas miałabyś wnuki na co dzień, opiekę, no i nie musiałabyś się martwić o rachunki. Przecież wiesz, jak teraz wszystko drożeje.

Spojrzałam na niego. Był moim jedynym dzieckiem. Kiedyś taki czuły, teraz coraz bardziej niecierpliwy. Jego żona, Ania, zawsze była miła, ale od kiedy urodziła drugiego syna, czułam się jak piąte koło u wozu podczas wizyt.

– A co z moimi rzeczami? – zapytałam. – Nie zmieszczę tego wszystkiego u was.

– Mamo, przecież nie potrzebujesz tylu gratów! – Piotr już nawet nie próbował ukryć irytacji. – Sprzedamy mieszkanie, kupimy ci pokój u nas i jeszcze zostanie na czarną godzinę.

Zamilkłam. „Czarna godzina” – to wyrażenie zawsze mnie przerażało. Czy to już ta czarna godzina? Czy naprawdę jestem dla nich ciężarem?

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słuchając tykania starego zegara. Przypomniały mi się słowa mojej mamy: „Na starość człowiek jest sam ze swoimi myślami”. Miała rację.

Następnego dnia przyszła sąsiadka, pani Halina. Zawsze była ciekawska, ale tym razem jej ciekawość była jak plaster na moje serce.

– Marika, słyszałam, że Piotrek chce cię zabrać do siebie? – zapytała bez ogródek.

– Tak… – odpowiedziałam niepewnie.

– Uważaj, kochana. Moja kuzynka sprzedała mieszkanie dla córki i potem musiała się prosić o wszystko. Dzieci mają swoje życie…

Te słowa wwierciły mi się w głowę jak drzazga. Czy Piotr naprawdę chce mojego dobra? Czy może liczy na pieniądze ze sprzedaży?

Kilka dni później Piotr przyszedł z Anią i wnukami. Chłopcy biegali po mieszkaniu, śmiejąc się i przewracając moje bibeloty.

– Mamo, musimy podjąć decyzję – powiedział Piotr stanowczo. – Znalazłem już kupca na mieszkanie. To dobra cena.

Ania dodała: – Mariko, będzie ci z nami dobrze. Chłopcy cię uwielbiają.

Spojrzałam na nią i zobaczyłam w jej oczach cień niepokoju. Czy naprawdę mnie chcą? Czy tylko boją się odmówić Piotrowi?

– A jeśli sprzedam mieszkanie i coś pójdzie nie tak? – zapytałam cicho.

Piotr wzruszył ramionami: – Mamo, przecież jesteśmy rodziną! Zawsze możesz nam zaufać.

Ale czy naprawdę mogę?

W nocy zadzwoniła do mnie Basia, moja przyjaciółka z młodości.

– Marika, nie rób nic pochopnie – ostrzegła mnie. – Pamiętasz Krysię? Oddała wszystko synowi i teraz mieszka w domu opieki, bo synowa nie chciała jej w domu.

Serce mi zamarło. Czy to czeka i mnie?

Następnego dnia poszłam do notariusza po poradę.

– Proszę pani – powiedziała pani mecenas Nowak – jeśli zdecyduje się pani sprzedać mieszkanie i przekazać pieniądze synowi lub zamieszkać u niego bez żadnych zabezpieczeń prawnych, ryzykuje pani utratę niezależności. Proszę rozważyć umowę dożywocia albo zachować część pieniędzy dla siebie.

Wróciłam do domu jeszcze bardziej skołowana. Piotr zadzwonił wieczorem:

– I co postanowiłaś?

– Jeszcze nie wiem…

– Mamo, nie rozumiem twojego oporu! Przecież to logiczne rozwiązanie!

Poczułam łzy pod powiekami.

– Piotrze… boję się. Boję się być zależna od was. Boję się zostać sama bez niczego.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Mamo… nigdy bym cię nie skrzywdził – powiedział w końcu cicho.

Ale czy mogłam być tego pewna?

Przez kolejne dni chodziłam jak struta. Każda rzecz w mieszkaniu przypominała mi o życiu, które tu przeżyłam: zdjęcia Zbyszka na komodzie, dziecięce rysunki Piotra na lodówce…

W końcu zebrałam się na odwagę i zaprosiłam Piotra oraz Anię na poważną rozmowę.

– Kochani – zaczęłam drżącym głosem – bardzo was kocham i chcę być blisko was i wnuków. Ale to mieszkanie to całe moje życie. Jeśli mam je sprzedać i zamieszkać z wami, chcę mieć pewność, że będę miała swoje miejsce i bezpieczeństwo. Chcę umowy dożywocia albo zachować część pieniędzy dla siebie.

Piotr spojrzał na Anię. Widziałam w jego oczach zaskoczenie i… ulgę?

– Dobrze, mamo – powiedział po chwili. – Zrobimy tak, jak chcesz.

Ania uśmiechnęła się lekko: – To będzie najlepsze dla wszystkich.

Poczułam ogromną ulgę… ale też smutek. Bo wiedziałam już jedno: nawet największa miłość nie powinna przesłaniać rozsądku.

Dziś patrzę na swoje życie inaczej. Czy można ufać rodzinie bezgranicznie? A może właśnie największą miłość okazujemy wtedy, gdy potrafimy zadbać o siebie?