Moja mama nie chce opiekować się moimi dziećmi: Dramat samotnej matki z Krakowa

– Mamo, błagam cię, tylko dziś. Muszę iść do pracy, nie mam z kim zostawić dzieci – mój głos drżał, a w oczach paliły się łzy. Stałam w kuchni, ściskając telefon tak mocno, że aż pobielały mi knykcie. Po drugiej stronie słyszałam tylko ciężki oddech mojej mamy.

– Leokadia, ile razy mam ci powtarzać? Ja już swoje wychowałam. Mam swoje lata, bolą mnie plecy, nie dam rady – odpowiedziała chłodno, jakby mówiła o pogodzie, a nie o swoich wnukach.

Zamknęłam oczy. Przed oczami stanęła mi scena sprzed dwóch lat: pogrzeb mojego męża, Piotra. Zginął nagle, wracając z nocnej zmiany w fabryce. Zostałam sama z trójką dzieci – Zosią (9 lat), Kubą (6 lat) i najmłodszą Marysią (2 lata). Od tamtej pory każdy dzień to walka o przetrwanie. Pracuję na pół etatu w sklepie spożywczym na osiedlu Azory. Ledwo starcza na czynsz i jedzenie.

– Mamo, ja naprawdę nie mam nikogo innego…

– To nie moja sprawa! – przerwała mi ostro. – Może trzeba było myśleć wcześniej, zanim zdecydowałaś się na trzecie dziecko!

Zatkało mnie. Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Zawsze byłam tą „nieodpowiedzialną” w rodzinie. Moja starsza siostra, Teresa, mieszka w Warszawie i robi karierę w banku. Mama zawsze była z niej dumna. Ja – wiecznie nieogarnięta, z dziećmi przy nodze.

Odłożyłam telefon i usiadłam na podłodze. Marysia zaczęła płakać w łóżeczku. Kuba krzyczał z pokoju: „Mamo, gdzie są moje buty?!” Zosia próbowała go uciszyć, ale sama była bliska płaczu.

– Już idę… – wyszeptałam.

W pracy szefowa patrzyła na mnie z politowaniem.

– Leokadia, musisz być punktualna. Jak jeszcze raz się spóźnisz, będę musiała cię zwolnić.

Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko jedno: co zrobię, jeśli stracę tę pracę? Zasiłek ledwo wystarcza na pieluchy dla Marysi. Alimentów nie dostaję – Piotr nie żyje, a państwo daje grosze.

Wieczorem dzieci zasnęły wtulone we mnie na kanapie. Wtedy zadzwoniła Teresa.

– Leośka, mama mówiła mi o waszej rozmowie. Wiesz… ona też jest już zmęczona. Może powinnaś pomyśleć o żłobku albo opiekunce?

Zaśmiałam się gorzko.

– Tereska, ty chyba nie masz pojęcia, ile kosztuje żłobek w Krakowie? Nawet państwowy to ponad 500 zł miesięcznie! A opiekunka? Za co mam ją opłacić?

– Może powinnaś wrócić do szkoły albo zrobić jakiś kurs? – dorzuciła siostra.

– Kiedy? W nocy? – syknęłam przez łzy.

Po rozmowie długo siedziałam w ciemności. Przypomniałam sobie dzieciństwo – mama zawsze była surowa, ale sprawiedliwa. Po śmierci taty zamknęła się w sobie. Może dlatego teraz nie umie okazać czułości? Ale czy to usprawiedliwia jej obojętność wobec moich dzieci?

Następnego dnia rano usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam – stała sąsiadka, pani Halina.

– Leokadia, słyszałam przez ścianę… Jeśli chcesz, mogę czasem popilnować Marysi. Sama jestem już na emeryturze, a dzieci mi brakuje.

Zalała mnie fala wdzięczności i wstydu jednocześnie. Dlaczego obca kobieta okazuje mi więcej serca niż własna matka?

Po południu zadzwoniła mama.

– Leokadia… Przemyślałam to wszystko. Może mogłabym przyjść raz w tygodniu… Ale tylko na chwilę!

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Z jednej strony poczułam ulgę, z drugiej – żal i gorycz nie chciały odejść.

Wieczorem patrzyłam na śpiące dzieci i myślałam: czy naprawdę tak trudno jest być rodziną? Czy miłość do wnuków kończy się na zmęczeniu i wygodzie?

Może to ja jestem zbyt wymagająca? A może dzisiejszy świat po prostu nie ma już miejsca na solidarność?

Czy wy też czasem czujecie się opuszczeni przez najbliższych? Ile jesteśmy w stanie poświęcić dla rodziny… i czy rodzina zawsze powinna być naszym azylem?