Pod presją ojca: Czy mam prawo wybrać własne szczęście, jeśli grozi mi odrzuceniem?
– Jeśli nie zaczniesz myśleć poważnie o dzieciach, nie licz na moją pomoc! – głos ojca odbijał się echem w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak trzasnęły drzwi jego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Stałam na klatce schodowej, ściskając w dłoni klucze do wynajmowanego mieszkania i czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Miałam trzydzieści dwa lata, stabilną pracę w agencji reklamowej, własne życie – a jednak wciąż byłam tą samą Kasią, która bała się zawieść tatę.
Wróciłam do siebie późnym wieczorem. W kuchni czekał na mnie mój partner, Michał. – Znowu się pokłóciliście? – zapytał cicho, widząc moją minę. Skinęłam głową i usiadłam ciężko na krześle.
– On nie rozumie, że nie jestem gotowa na dzieci. Że może nigdy nie będę – wyszeptałam. Michał objął mnie ramieniem. – To twoje życie, Kasia. Nie możesz żyć pod jego dyktando.
Ale czy naprawdę mogłam? Ojciec od zawsze był dla mnie autorytetem. Po śmierci mamy to on przejął rolę głowy rodziny. Był surowy, wymagający, ale też troskliwy na swój sposób. Kiedy dostałam się na studia, był dumny jak paw. Gdy dostałam pierwszą pracę – kupił mi laptopa. Ale teraz, kiedy nie spełniałam jego oczekiwań, czułam się jak największa porażka.
W pracy coraz trudniej było mi się skupić. Koleżanki rozmawiały o dzieciach, przedszkolach, szczepieniach. Ja udawałam, że mnie to nie dotyczy. Ale w środku czułam się coraz bardziej rozdarta. Czy naprawdę jestem egoistką? Czy powinnam poświęcić swoje marzenia o podróżach i rozwoju zawodowym dla kogoś innego?
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie siostra – Ania. Młodsza ode mnie o cztery lata, już z dwójką dzieci i domem pod Warszawą. – Tata znowu narzekał na ciebie – zaczęła bez ogródek. – Mówił, że jesteś samolubna i że przez ciebie nie doczeka się wnuków.
– A ty co myślisz? – zapytałam z goryczą.
– Ja… rozumiem cię, Kasia. Ale tata jest już stary. Chciałby zobaczyć rodzinę przy jednym stole.
– Ale czyim kosztem? – przerwałam jej. – Mam urodzić dziecko tylko po to, żeby tata był szczęśliwy?
Rozłączyłyśmy się w milczeniu. Przez kolejne dni unikałam kontaktu z ojcem. Michał próbował mnie pocieszać, ale widziałam w jego oczach niepokój. On też chciałby kiedyś mieć dzieci – ale nie teraz, nie pod presją.
W sobotę ojciec przyszedł do mnie bez zapowiedzi. Stał w progu z poważną miną.
– Musimy porozmawiać – powiedział stanowczo.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Ojciec wyjął kopertę i położył ją przede mną.
– To są pieniądze na wkład własny do mieszkania. Ale dostaniesz je tylko wtedy, jeśli zdecydujesz się założyć rodzinę. Nie będę inwestował w kogoś, kto marnuje życie.
Poczułam, jak ogarnia mnie fala gniewu i bezsilności.
– Tato! To moje życie! Nie możesz mnie szantażować!
– Mogę! Bo jestem twoim ojcem! I chcę dla ciebie dobrze!
Wybiegłam z mieszkania, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż sąsiadka z naprzeciwka wychyliła się na korytarz.
Przez kolejne dni nie odbierałam telefonów od ojca ani Ani. Michał próbował ze mną rozmawiać, ale ja zamknęłam się w sobie. Czułam się rozdarta między lojalnością wobec rodziny a własnymi pragnieniami.
W pracy zawaliłam ważny projekt – pierwszy raz od lat. Szefowa wezwała mnie na rozmowę.
– Kasiu, co się z tobą dzieje? Zawsze byłaś wzorem odpowiedzialności.
Zacisnęłam pięści pod stołem.
– Przepraszam… Mam trudny czas w domu.
Po powrocie do mieszkania Michał czekał na mnie z kolacją.
– Musimy pogadać – powiedział spokojnie. – Kocham cię i chcę być z tobą. Ale musisz zdecydować: czy żyjesz dla siebie czy dla innych?
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i myślałam o mamie. Co by mi powiedziała? Czy byłaby dumna z mojej odwagi czy raczej rozczarowana moim uporem?
Następnego dnia zadzwoniłam do ojca.
– Tato… Chcę porozmawiać. Ale proszę cię, bez szantażu.
Spotkaliśmy się w parku. Ojciec wyglądał na zmęczonego i starszego niż zwykle.
– Kasia… Ja tylko chcę twojego szczęścia – powiedział cicho.
– Ale to ja muszę wiedzieć, co to znaczy być szczęśliwą – odpowiedziałam drżącym głosem.
Długo siedzieliśmy w milczeniu. W końcu ojciec pokiwał głową.
– Może masz rację… Może za bardzo chciałem ci narzucić swoje marzenia.
Wróciłam do domu z poczuciem ulgi, ale i smutku. Wiedziałam, że ta rozmowa niczego nie rozwiązała na zawsze. Konflikt między oczekiwaniami rodziny a własnymi pragnieniami będzie wracał jeszcze nieraz.
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: czy mam odwagę żyć po swojemu? Czy jestem gotowa ponieść konsekwencje wyborów? A wy… co byście zrobili na moim miejscu?