Pomogłam byłej synowej, a mój syn zerwał ze mną kontakt. Czy rodzina naprawdę jest najważniejsza?
— Mamo, jak mogłaś?! — głos Pawła drżał od gniewu, a ja stałam w kuchni, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. Przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz upuszczę ten kubek na podłogę i wszystko się roztrzaska — tak jak roztrzaskało się moje życie w ciągu ostatnich tygodni.
Nie spodziewałam się, że jeden telefon od Magdy — byłej żony mojego syna — wywoła taką lawinę. Był piątkowy wieczór, padał deszcz, a ona dzwoniła z płaczem, że nie ma gdzie się podziać z małą Zosią. Paweł wyprowadził się do swojej nowej partnerki, a Magda została sama w wynajmowanym mieszkaniu, które właśnie musiała opuścić. Nie zastanawiałam się długo. Zaprosiłam ją do siebie. Przecież była matką mojej wnuczki, a ja nie mogłam pozwolić, żeby spały na dworcu.
— To nie twoja sprawa! — Paweł krzyczał przez telefon już następnego dnia. — Ona nie jest już częścią naszej rodziny! Jak możesz ją wpuszczać do domu?
— Pawełku, ona jest matką Zosi. Nie mogłam inaczej — próbowałam tłumaczyć, ale on już nie słuchał.
Od tamtej pory nie odezwał się do mnie ani razu. Minęły trzy tygodnie. Trzy tygodnie ciszy, która bolała bardziej niż cokolwiek innego. Każdego dnia patrzyłam na telefon, czekając na wiadomość od niego. Nic.
Magda mieszkała u mnie przez kilka dni. Była cicha, przygaszona, wdzięczna za każdy gest. Zosia tuliła się do mnie mocno, jakby szukała bezpieczeństwa. Widziałam w jej oczach strach i niepewność — to samo czułam ja.
Wieczorami siedziałyśmy z Magdą przy stole i rozmawiałyśmy szeptem, żeby nie obudzić Zosi. Opowiadała mi o tym, jak bardzo zawiodła się na Pawle. O tym, jak nagle wszystko się zmieniło — on znalazł nową kobietę i przestał się interesować rodziną. Słuchałam jej i czułam narastający żal do własnego syna. Ale przecież to mój syn! Moje dziecko!
— Pani Aniu, nie chcę robić problemów… — Magda patrzyła na mnie ze łzami w oczach. — Jeśli Paweł się dowie…
— Już wie — przerwałam jej cicho. — I nie odzywa się do mnie.
Widziałam w jej oczach poczucie winy. Chciałam ją przytulić, powiedzieć, że to nie jej wina, ale sama nie byłam pewna swoich uczuć. Czy naprawdę postąpiłam słusznie?
W niedzielę rano poszłyśmy razem do kościoła. Ludzie patrzyli na nas ukradkiem — przecież wszyscy wiedzieli o rozwodzie Pawła i Magdy. Czułam na sobie ich spojrzenia i szeptane komentarze. „Co ona tu robi?” „Jak można tak pomagać byłej synowej?” Ale kiedy Zosia złapała mnie za rękę i uśmiechnęła się do mnie nieśmiało, poczułam dumę i spokój.
Po tygodniu Magda znalazła pokój do wynajęcia i wyprowadziła się ode mnie. Zostawiła mi liścik: „Dziękuję za wszystko. Gdyby nie Pani, nie wiem, co by było z nami.” Trzymałam ten liścik w dłoni i płakałam jak dziecko.
Ale Paweł nadal milczał.
Próbowałam do niego dzwonić — bez skutku. Pisałam wiadomości: „Synku, odezwij się proszę.” „Tęsknię za Tobą.” „Chciałabym porozmawiać.” Żadnej odpowiedzi.
W końcu pojechałam do niego do pracy. Stałam pod jego biurem przez godzinę, aż w końcu wyszedł. Zobaczył mnie i skrzywił się.
— Mamo, po co tu przyszłaś?
— Chciałam porozmawiać… Proszę cię…
— Nie mam o czym! Zdradziłaś mnie! Stanęłaś po stronie Magdy!
— To nie tak… Ona potrzebowała pomocy… Zosia też…
— A ja? Ja też potrzebowałem wsparcia! Ale ty zawsze byłaś po jej stronie!
Patrzył na mnie z wyrzutem, jakby zapomniał wszystkie nasze wspólne chwile. Jakby zapomniał, że to ja go wychowałam sama po śmierci jego ojca. Jakby zapomniał o wszystkich moich poświęceniach.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Przez kilka dni nie wychodziłam z łóżka. Nie miałam siły gotować ani sprzątać. Czułam się winna i samotna jak nigdy wcześniej.
Moja siostra Basia próbowała mnie pocieszać:
— Anka, zrobiłaś dobrze! Nie mogłaś zostawić Magdy i Zosi na pastwę losu!
Ale ja ciągle słyszałam w głowie głos Pawła: „Zdradziłaś mnie!”
Zaczęłam analizować całe swoje życie. Czy byłam zbyt opiekuńcza? Czy za bardzo angażowałam się w sprawy Pawła? Może powinnam była trzymać dystans? Ale przecież zawsze wierzyłam, że rodzina jest najważniejsza! Że trzeba sobie pomagać!
Cisza w domu stała się nieznośna. Brak kontaktu z synem bolał najbardziej. Nawet święta spędziłam sama — Paweł nie przyszedł, nie zadzwonił.
Czasem spotykam Magdę na ulicy z Zosią. Uśmiechają się do mnie ciepło, ale ja czuję ukłucie żalu i tęsknoty za synem.
Piszę tę historię, bo może ktoś z Was przeżył coś podobnego? Może ktoś wie, jak naprawić relację z własnym dzieckiem po takim konflikcie?
Czy naprawdę zrobiłam źle pomagając byłej synowej? Czy można być lojalnym wobec wszystkich członków rodziny jednocześnie?
Czasem pytam siebie: czy serce matki może być winne temu, że kocha za bardzo? Czy Wy też kiedyś musieliście wybierać między bliskimi?