Ostatnia prośba matki: Historia zdrady i sumienia w polskiej rodzinie
— Michał, przysięgnij mi, że nie zostawisz Zosi samej… — głos mamy był ledwie słyszalny, a jej dłoń, wychudzona i drżąca, ściskała moją z zaskakującą siłą. W pokoju szpitalnym pachniało środkami dezynfekującymi i strachem. Zosia siedziała na plastikowym krześle pod oknem, bawiąc się sznurkiem od bluzy. Miała trzydzieści pięć lat, ale w oczach wciąż była dzieckiem – moją młodszą siostrą, która nigdy nie nauczyła się czytać ani liczyć do końca.
— Mamo… — zacząłem, ale gardło miałem ściśnięte. — Przecież wiesz, że się nią zajmę.
Mama spojrzała na mnie z niedowierzaniem. — Michał… ty masz swoje życie. Dzieci, firmę… Ale Zosia nie poradzi sobie sama. Obiecaj mi, że nie pozwolisz jej skrzywdzić.
Nie wiedziałem wtedy jeszcze, jak bardzo te słowa będą mnie prześladować.
Mama zmarła dwa dni później. Pogrzeb był skromny, na cmentarzu w podwarszawskim Legionowie zebrało się kilkanaście osób. Stałem obok żony, Magdy, która ściskała mnie za rękę z wyraźnym niepokojem. Zosia płakała cicho, nie rozumiejąc do końca, co się dzieje.
Po pogrzebie wróciliśmy do mieszkania mamy. Zosia siedziała na kanapie i tuliła do siebie starą lalkę. Magda od razu zaczęła przeglądać dokumenty.
— Michał, tu jest testament — powiedziała po chwili. — Mama zapisała mieszkanie Zosi, a dom w Radzyminie tobie.
Zamarłem. — Mieszkanie Zosi? Ale ona przecież nie da sobie rady sama… — zacząłem, ale Magda już miała gotową odpowiedź.
— Przecież możesz być jej opiekunem prawnym. A mieszkanie można wynająć, pieniądze przeznaczyć na jej potrzeby. Albo… przepisać wszystko na siebie. Przecież ona nawet nie wie, co to akt notarialny.
Poczułem ukłucie wstydu. Ale Magda była nieugięta.
— Michał, mamy dwójkę dzieci. Kredyt na dom. Twoja siostra i tak niczego nie rozumie. Nie możesz poświęcić naszego życia dla niej.
Przez kilka tygodni próbowałem pogodzić się z nową rzeczywistością. Zosia zamieszkała z nami – na początku było nawet spokojnie. Dzieci ją polubiły, bo zawsze była uśmiechnięta i chętna do zabawy. Ale Magda coraz częściej narzekała.
— Ona zostawia bałagan w kuchni! — krzyczała pewnego wieczoru. — Wczoraj wylała mleko na dywan! I znowu rozmawiała sama ze sobą przez godzinę! Michał, ja tak dłużej nie wytrzymam!
Zacząłem unikać domu. Pracowałem coraz więcej, wracałem późno. Magda coraz częściej zamykała Zosię w pokoju pod pretekstem „porządków”. Dzieci przestały się z nią bawić – bały się jej krzyków i dziwnych zachowań.
Pewnego dnia Magda przyszła do mnie z gotowym planem.
— Michał, musisz przepisać mieszkanie Zosi na siebie. Ona nie potrzebuje trzech pokoi! Wynajmiemy je studentom, a ją oddamy do ośrodka. Tam będzie miała opiekę i zajęcia.
— Ale mama prosiła… — próbowałem protestować.
— Twoja mama już nie żyje! — wybuchła Magda. — A ja nie pozwolę, żeby przez twoją siostrę nasze życie zamieniło się w koszmar!
Poddałem się. Pojechaliśmy do notariusza. Zosia podpisała dokumenty – nie rozumiała nawet, co robi. Wkrótce potem zawieźliśmy ją do ośrodka pod Warszawą.
— Zosiu, tu będziesz miała nowych przyjaciół — mówiłem jej drżącym głosem. — Będą się tobą opiekować…
Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
— A ty wrócisz po mnie? — zapytała cicho.
— Tak… wrócę — skłamałem.
Wróciliśmy do domu bez niej. Mieszkanie po mamie wynajęliśmy młodej parze z dzieckiem. Pieniądze poszły na spłatę kredytu i wakacje nad morzem.
Przez kilka miesięcy żyliśmy spokojnie – przynajmniej tak mi się wydawało. Ale nocami śnił mi się głos mamy: „Nie pozwól jej skrzywdzić”.
Któregoś dnia zadzwonił telefon z ośrodka.
— Panie Michale… Zosia jest bardzo smutna. Nie chce jeść, nie rozmawia z nikim. Może pan ją odwiedzi?
Pojechałem tam raz – tylko raz. Siedziała w pustym pokoju i patrzyła przez okno.
— Michał… zabierz mnie do domu — wyszeptała.
Nie miałem odwagi spojrzeć jej w oczy.
Od tamtej pory już nigdy jej nie odwiedziłem.
Minęły dwa lata. Mieszkanie po mamie sprzedaliśmy, dom w Radzyminie wyremontowaliśmy i wynajmujemy turystom przez internet. Nasze dzieci dorastają – syn zdał maturę, córka chodzi do liceum plastycznego.
Ale ja nie potrafię spać spokojnie.
Czasem idę wieczorem do kuchni i widzę Zosię – jak wtedy, gdy była mała i układała klocki na podłodze. Słyszę głos mamy: „Obiecaj mi…”.
Czasem myślę: czy naprawdę musiałem wybierać między rodziną a sumieniem? Czy można naprawić krzywdę wyrządzoną najbliższym? Czy ktoś z was potrafiłby spojrzeć w oczy własnej siostrze po czymś takim?