Przy magicznym źródle: Historia Anny Tomaszewskiej
— Mamo, ile razy mam powtarzać? Przecież mogę sama przynieść tę wodę! — głos Magdy, mojej synowej, rozbrzmiewał za mną, kiedy z wysiłkiem dźwigałam drewniany nosił na ramionach. Metalowe wiadra dźwięczały w porannym powietrzu, a ja czułam, jak zimny pot spływa mi po karku. Nie odwróciłam się. Zamiast tego spojrzałam na ścieżkę prowadzącą do studni, jakbym szukała w niej odpowiedzi na pytania, których nie chciałam zadawać.
Woda w tej studni była dla mnie niemal świętością. Czysta, lodowata, przejrzysta – taka sama jak wtedy, gdy byłam dzieckiem. To tu przychodziłam z ojcem, zanim wojna zabrała nam dom i spokój. To tu pierwszy raz pocałował mnie mój mąż, Janek, zanim odszedł na zawsze. Każdy krok w stronę studni był jak powrót do przeszłości, do czasów, kiedy wszystko wydawało się prostsze.
Magda nie rozumiała. Dla niej to była tylko woda – można ją przecież nalać z kranu. Ale dla mnie… Dla mnie to była tradycja, rytuał, ostatni kawałek świata, który znałam i kochałam.
— Mamo! — Magda dogoniła mnie przy płocie sąsiadki. — Przecież możesz się przewrócić! Co wtedy? Kto ci pomoże?
Zatrzymałam się i spojrzałam jej prosto w oczy. — Nie jestem jeszcze taka stara, jak ci się wydaje — powiedziałam twardo. — A nawet jeśli… To moje życie. Moje decyzje.
Westchnęła ciężko i odwróciła wzrok. — Zawsze musisz postawić na swoim.
Nie odpowiedziałam. Ruszyłam dalej, czując jej spojrzenie na plecach. W głowie kłębiły mi się myśli. Czy naprawdę byłam aż tak uparta? Czy to źródło było warte tych wszystkich kłótni?
Przy studni zatrzymałam się na chwilę, opierając nosił o kamienny brzeg. Woda lśniła w porannym słońcu jak lustro. Zanurzyłam wiadro i poczułam znajomy chłód na dłoniach. Przymknęłam oczy, słysząc w wyobraźni głos Janka:
— Aniu, nie martw się tymi młodymi. Oni nie rozumieją…
Otworzyłam oczy i zobaczyłam swoje odbicie – zmarszczki wokół oczu, siwe włosy wymykające się spod chustki. Czy naprawdę byłam już tylko starą kobietą, która nie potrafi pogodzić się z upływem czasu?
W drodze powrotnej spotkałam sąsiadkę, panią Halinę.
— Znowu sama? — zapytała z troską.
— A kto ma za mnie chodzić? — uśmiechnęłam się słabo.
— Synowa cię szukała. Martwi się o ciebie.
— Wiem… Ale ja muszę… Muszę to robić sama.
Pani Halina pokiwała głową ze zrozumieniem. — Każdy ma swoje powody.
Wróciłam do domu zmęczona bardziej niż zwykle. Magda czekała w kuchni, nerwowo wycierając ręce o fartuch.
— Mamo, musimy porozmawiać — zaczęła ostrożnie.
Usiadłam ciężko przy stole. — Słucham.
— Boję się o ciebie. Naprawdę. Wiem, że ta studnia jest dla ciebie ważna, ale… Może mogłabyś chociaż czasem pozwolić mi pójść razem z tobą?
Spojrzałam na nią długo. W jej oczach zobaczyłam nie tylko irytację, ale i troskę. Może nawet coś więcej – strach przed tym, co nieuchronne.
— Magdo… Ja wiem, że chcesz dobrze. Ale ta studnia… To ostatnia rzecz, która mi została po dawnym życiu. Jeśli mi ją zabierzesz… Co mi zostanie?
Milczałyśmy przez chwilę. W końcu Magda usiadła naprzeciwko mnie i ujęła moją dłoń.
— Nie chcę ci nic zabierać. Chcę tylko być blisko.
Poczułam łzy pod powiekami. Od lat nie płakałam przy nikim.
— Przepraszam… Może rzeczywiście jestem uparta — wyszeptałam.
Magda uśmiechnęła się smutno. — Może obie jesteśmy.
Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku i słuchałam ciszy domu – tej samej ciszy, która towarzyszyła mi od śmierci Janka. Myślałam o synu, który wyjechał do miasta i rzadko dzwonił; o wnuczce, która już prawie mnie nie pamięta; o Magdzie, która została tu ze mną z poczucia obowiązku czy może z litości?
Następnego ranka znów poszłam do studni – tym razem razem z Magdą. Szłyśmy obok siebie w milczeniu, a ja czułam dziwną ulgę. Może nie muszę wszystkiego robić sama? Może czasem warto pozwolić komuś wejść do swojego świata?
Kiedy wracałyśmy z pełnymi wiadrami, Magda nagle zatrzymała się i spojrzała na mnie poważnie.
— Mamo… Dziękuję ci za zaufanie.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
Czasem myślę: czy naprawdę trzeba walczyć o każdy skrawek przeszłości? Czy nie lepiej nauczyć się dzielić tym, co zostało? Może prawdziwa siła to umieć poprosić o pomoc i pozwolić sobie na bliskość? Co wy o tym sądzicie?