Nie jestem nianią ani pomocą domową: Moja córka zapomniała, że mam własne życie

– Mamo, możesz przyjechać dziś po dzieci? – głos Agnieszki w słuchawce był jak zwykle zniecierpliwiony, jakby to była oczywistość, że rzucę wszystko i pojadę na drugi koniec miasta.

Zawahałam się. Spojrzałam na zegarek – za godzinę miałam spotkanie z koleżankami z chóru, na które czekałam od tygodnia. Chciałam powiedzieć „nie”, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Przez lata byłam tą, która zawsze pomagała. Tą, która odbierała wnuki z przedszkola, gotowała obiady, prasowała koszule zięcia. Tą, która nigdy nie miała własnych planów.

– Agnieszko, dziś nie mogę – powiedziałam cicho, czując jak serce bije mi szybciej. – Mam swoje sprawy.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Potem usłyszałam westchnienie.

– Zawsze masz jakieś wymówki, mamo. Nie rozumiem, co może być ważniejsze od rodziny.

Zamknęłam oczy. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jak siedziałam z gorączkującym Antosiem, kiedy Agnieszka musiała zostać dłużej w pracy; jak biegałam po sklepach za prezentami na urodziny wnuków; jak gotowałam rosół na niedzielny obiad dla całej rodziny, choć sama marzyłam o ciszy i książce.

Ale dziś… dziś chciałam być tylko sobą. Marią, a nie „babcią do wszystkiego”.

Wieczorem zadzwoniła do mnie moja siostra, Basia.

– Co się stało? Agnieszka do mnie dzwoniła, płakała. Mówiła, że ją zostawiłaś na lodzie.

Poczułam ukłucie winy.

– Basia, ja już nie daję rady. Mam 65 lat, a czuję się jakbym miała 80. Chcę mieć swoje życie. Czy to naprawdę takie złe?

Basia milczała przez chwilę.

– Wiesz… Może powinnaś jej to powiedzieć wprost. Bo ona chyba naprawdę myśli, że ty nie masz innych potrzeb niż jej dzieci.

Przez kolejne dni atmosfera była napięta. Agnieszka przestała dzwonić. Zięć, Paweł, przysłał mi tylko krótkiego SMS-a: „Dziękujemy za dotychczasową pomoc”. Jakby chciał mi dać do zrozumienia, że już nie jestem potrzebna.

Czułam się rozdarta. Z jednej strony ulga – mogłam wreszcie wyjść na spacer bez pośpiechu, spotkać się z koleżankami, zapisać się na kurs malarstwa. Z drugiej – pustka i żal. Czy naprawdę byłam tylko „pomocą domową”, którą można odstawić na bok?

W niedzielę postanowiłam pójść do nich na obiad. Chciałam porozmawiać. Kiedy weszłam do mieszkania, Antoś i Zosia rzucili mi się na szyję.

– Babciu! – krzyczeli radośnie.

Agnieszka patrzyła na mnie chłodno.

– Przyszłaś? Myślałam, że masz swoje sprawy.

Usiadłam przy stole i spojrzałam jej prosto w oczy.

– Agnieszko, musimy porozmawiać. Ja was kocham. Kocham twoje dzieci. Ale nie mogę być zawsze na każde zawołanie. Mam swoje życie i swoje potrzeby. Chcę być babcią, a nie nianią czy pomocą domową.

Paweł chrząknął nerwowo.

– Ale przecież zawsze mówiłaś, że chcesz pomagać…

Poczułam łzy pod powiekami.

– Chciałam. Ale teraz chcę też żyć dla siebie. Czy to takie złe?

Agnieszka spuściła wzrok.

– Myślałam… Myślałam, że to dla ciebie oczywiste. Że jesteśmy rodziną i sobie pomagamy.

– Pomagamy sobie nawzajem – odpowiedziałam cicho. – Ale nie kosztem siebie.

Przez chwilę nikt się nie odzywał. Słychać było tylko stukot sztućców i śmiech dzieci z pokoju obok.

Po obiedzie Agnieszka podeszła do mnie w kuchni.

– Mamo… Przepraszam. Chyba rzeczywiście za bardzo się przyzwyczaiłam, że zawsze jesteś. Nie pomyślałam, że możesz mieć inne plany.

Objęłyśmy się mocno. Poczułam ulgę i smutek jednocześnie – ile lat swojego życia oddałam innym? Ile razy rezygnowałam z siebie?

Wieczorem wróciłam do pustego mieszkania. Usiadłam w fotelu i spojrzałam na stare zdjęcia: młoda Maria z gitarą na Mazurach; Maria z mężem na wycieczce rowerowej; Maria śmiejąca się do obiektywu… Gdzie podziała się ta kobieta?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie koleżanka z chóru.

– Mario! Idziemy do teatru w piątek, idziesz z nami?

Uśmiechnęłam się szeroko.

– Idę! I tym razem nic mnie nie zatrzyma.

Kilka dni później Agnieszka zadzwoniła sama z siebie.

– Mamo… Może w sobotę zabierzesz dzieci na lody? Ale tylko jeśli będziesz miała ochotę.

Poczułam ciepło w sercu.

– Z przyjemnością – odpowiedziałam szczerze.

Bo bycie babcią to radość – ale tylko wtedy, gdy jest wyborem, a nie obowiązkiem narzuconym przez innych.

Czasem myślę: ile kobiet w Polsce żyje cudzym życiem i zapomina o sobie? Czy naprawdę musimy poświęcać wszystko dla innych? A może najwyższy czas zawalczyć o siebie?