Syn, który wynajął nasze życie: Historia zdrady i rodzinnych rozczarowań
— Mamo, musisz zrozumieć, to dla mnie ważne — powiedział Adam, nawet nie patrząc mi w oczy. Stał w naszym salonie, tym samym, w którym uczyłam go czytać i w którym świętowaliśmy jego pierwsze urodziny. Władysław siedział obok mnie na kanapie, ściskając moją dłoń tak mocno, że aż zbielały mu knykcie. W powietrzu wisiała cisza, ciężka jak ołów.
— Ale jak to? — wyszeptałam. — Wynająłeś nasze mieszkanie? Bez słowa?
Adam wzruszył ramionami. — Potrzebuję pieniędzy. Zresztą i tak planowaliście wyjechać na wieś do babci.
To był cios. Nie planowaliśmy niczego takiego. Owszem, czasem żartowaliśmy z Władkiem, że kiedyś zamieszkamy w małym domku pod lasem, ale nigdy nie myśleliśmy o tym na poważnie. Nasze mieszkanie na Pradze było wszystkim, co mieliśmy. Kupiliśmy je po ślubie, kiedy jeszcze byliśmy młodzi i pełni nadziei. Pamiętam, jak malowaliśmy ściany na żółto, żeby było tu ciepło nawet w listopadowe popołudnia.
Poznaliśmy się z Władkiem na studiach pedagogicznych. Byłam już wtedy w ciąży z Adamem, ale udało nam się skończyć naukę. Nasze rodziny nie były bogate — moi rodzice pracowali w sklepie spożywczym, a teściowie całe życie spędzili na kolei. Wszystko, co mieliśmy, wypracowaliśmy sami. Adam był naszym oczkiem w głowie. Oddaliśmy mu wszystko: czas, pieniądze, marzenia. Kiedy chciał jechać na obóz językowy do Anglii — pożyczyliśmy od sąsiadki. Gdy zachorował na zapalenie płuc i trzeba było kupić drogie leki — sprzedaliśmy obrączki.
A teraz stał przede mną dorosły mężczyzna, mój syn, i mówił mi, że musimy się wyprowadzić.
— Adamie, gdzie mamy pójść? — zapytał Władek cicho.
— Możecie przecież zamieszkać u babci na wsi. Tam jest miejsce.
— To nie jest twoje mieszkanie! — krzyknęłam nagle. — To nasz dom!
Adam spojrzał na mnie z chłodną obojętnością. — Przepisałaś mi je rok temu, pamiętasz? Chciałaś uniknąć podatku od spadku.
Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Rzeczywiście, przepisaliśmy mieszkanie na Adama po śmierci mojego ojca. Chcieliśmy mu ułatwić start w życiu. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że on… że on nas wyrzuci.
Władek wstał i podszedł do okna. Stał tam długo, milcząc. Widziałam jego drżące ramiona i wiedziałam, że płacze.
— Synu… — zaczął cicho. — My cię kochamy. Zawsze cię kochaliśmy. Dlaczego nam to robisz?
Adam westchnął ciężko. — Nie rozumiecie… Mam długi. Muszę je spłacić. Wynajmę mieszkanie na rok albo dwa i wszystko wróci do normy.
— A my? — zapytałam drżącym głosem.
— Poradzicie sobie — rzucił i wyszedł z pokoju.
Zostaliśmy sami. Siedzieliśmy tak przez długą chwilę, nie mogąc się ruszyć ani odezwać. W końcu Władek powiedział:
— Może rzeczywiście powinniśmy pojechać do mamy?
Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko jedno pytanie: gdzie popełniliśmy błąd?
Następne dni były jak zły sen. Adam przyniósł nam umowę najmu do podpisania i kazał się wyprowadzić w ciągu tygodnia. Spakowaliśmy nasze rzeczy do kilku walizek i pojechaliśmy na wieś do mojej matki. Babcia przyjęła nas z otwartymi ramionami, ale widziałam w jej oczach współczucie pomieszane z niedowierzaniem.
— Jak on mógł wam to zrobić? — pytała szeptem wieczorami przy herbacie.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Na wsi życie płynęło wolniej, ale ja nie mogłam się odnaleźć. Każdego ranka budziłam się z uczuciem pustki i żalu. Tęskniłam za naszym mieszkaniem, za zapachem kawy o poranku i widokiem na park przez okno kuchni. Tęskniłam za Adamem sprzed lat — tym małym chłopcem z rozczochranymi włosami i szerokim uśmiechem.
Władek próbował mnie pocieszać:
— Może mu przejdzie… Może wróci i przeprosi…
Ale ja wiedziałam, że coś się skończyło na zawsze.
Po kilku miesiącach Adam zadzwonił.
— Mamo…
— Czego chcesz? — zapytałam chłodno.
— Wynajmujący nie płacą czynszu… Mam kłopoty…
Poczułam satysfakcję zmieszaną z bólem.
— To już nie nasz problem — odpowiedziałam i odłożyłam słuchawkę.
Wieczorem długo rozmawialiśmy z Władkiem o tym, co się stało. Czy byliśmy zbyt pobłażliwi? Czy za bardzo go rozpieszczaliśmy? A może po prostu świat się zmienił i dzieci już nie czują wdzięczności wobec rodziców?
Czasem patrzę na stare zdjęcia Adama i zastanawiam się: czy można kochać kogoś tak bardzo i jednocześnie tak bardzo się na nim zawieść? Czy rodzic ma prawo oczekiwać wdzięczności od własnego dziecka? A może powinniśmy nauczyć się odpuszczać i zacząć żyć dla siebie?
Nie wiem… Ale jedno jest pewne: czasem największy ból sprawiają ci, których kochamy najmocniej.