Sekret pochowany na strychu: historia Ewy, która odważyła się poznać prawdę
– Ewa, czy możesz mi pomóc z tymi pudłami? – głos Haliny, mojej teściowej, rozbrzmiał na schodach prowadzących na strych. Było duszno, kurz unosił się w powietrzu, a ja czułam, jak pot spływa mi po karku. Nie miałam ochoty tu być. Zgodziłam się tylko dlatego, że Marek, mój mąż, nalegał: „Mama nie da sobie rady sama, a dom trzeba przygotować do sprzedaży”.
Weszłam na strych, gdzie światło wpadało przez małe okienko. Stare kufry, pudła po butach, stosy gazet. Halina stała przy jednym z regałów i z trudem podnosiła karton. – Zostaw, ja to zrobię – powiedziałam i przejęłam od niej ciężar. Wtedy zauważyłam coś dziwnego: za szafą stała drewniana skrzynia, zamknięta na kłódkę.
– Co to jest? – zapytałam, wskazując na skrzynię. Halina zbladła. – To… rzeczy po moim ojcu. Nie ruszaj tego, Ewo. Tam nie ma nic ciekawego.
Ale coś w jej głosie sprawiło, że poczułam niepokój. Przez resztę dnia nie mogłam przestać myśleć o tej skrzyni. Kiedy Halina poszła wieczorem do sąsiadki, wróciłam na strych. Kłódka była stara i zardzewiała – wystarczyło kilka uderzeń młotkiem i puściła.
W środku znalazłam stare listy, fotografie i zeszyt w twardej oprawie. Na pierwszej stronie widniał napis: „Pamiętnik Stanisława Kowalskiego”. Przez chwilę wahałam się, czy mam prawo to czytać. Ale ciekawość zwyciężyła.
Zaczęłam przewracać kartki. Opowieść ojca Haliny była pełna bólu i żalu. Pisał o wojnie, o utraconej rodzinie, o decyzjach, które musiał podjąć. Ale najgorsze było to, co znalazłam pod koniec zeszytu: list do córki, nigdy nie wysłany.
„Halinko,
Jeśli to czytasz, znaczy, że mnie już nie ma. Musisz wiedzieć prawdę o swojej matce. Nie umarła w 1952 roku na zapalenie płuc. Odeszła ode mnie i od ciebie do innego mężczyzny. Przez lata kłamałem ci dla twojego dobra. Bałem się twojego bólu bardziej niż własnego.”
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam oddychać. To niemożliwe – przecież Halina całe życie wierzyła w śmierć matki! Jak mogę jej to powiedzieć? Czy powinnam?
Następnego dnia Halina była dziwnie milcząca. Widziałam, że coś ją gryzie – może przeczuwała, że grzebałam w skrzyni? W końcu zebrałam się na odwagę.
– Znalazłam pamiętnik twojego ojca – powiedziałam cicho.
Halina spojrzała na mnie z przerażeniem.
– Czytałaś?
– Tak… I myślę, że powinnaś też go przeczytać.
Przez chwilę patrzyła na mnie w milczeniu. Potem wybuchła płaczem.
– Po co to zrobiłaś? Po co rozdrapujesz stare rany?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Próbowałam ją przytulić, ale odsunęła się ode mnie.
– Nie rozumiesz… Całe życie budowałam na tym kłamstwie. Gdyby nie ono… Może byłabym innym człowiekiem.
Wieczorem Marek wrócił z pracy i zastał nas w napiętej atmosferze. Halina zamknęła się w swoim pokoju, a ja opowiedziałam mu wszystko.
– Po co tam grzebałaś? – zapytał zirytowany. – Nie mogłaś zostawić tego w spokoju?
– Marek, twoja mama żyje w kłamstwie! Nie zasługuje na prawdę?
– A jeśli ta prawda ją zniszczy?
Przez kolejne dni atmosfera w domu była nie do zniesienia. Halina przestała ze mną rozmawiać. Marek był chłodny i zdystansowany. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Któregoś ranka znalazłam Halinę siedzącą przy kuchennym stole z pamiętnikiem przed sobą.
– Przeczytałam wszystko – powiedziała cicho. – Chciałabym cię nienawidzić za to, co zrobiłaś… Ale chyba jestem ci wdzięczna.
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Może teraz wreszcie będę mogła żyć swoim życiem, a nie życiem wyobrażonej matki.
Przytuliłyśmy się długo i mocno. Poczułam ulgę – może jednak dobrze zrobiłam?
Po powrocie do Warszawy długo nie mogłam dojść do siebie. Wciąż myślałam o Halinie i o tym, jak łatwo jedno odkrycie może wywrócić czyjeś życie do góry nogami.
Czasem zastanawiam się: czy prawda zawsze jest lepsza od niewiedzy? Czy miałam prawo ingerować w cudzą przeszłość? A może czasem lepiej zostawić tajemnice tam, gdzie są – głęboko ukryte na starym strychu?