Spotkanie po latach: Gorzki smak pierwszej miłości

— Aniu? — głos, który usłyszałam za plecami, był cichy, ale miał w sobie coś znajomego, coś, co sprawiło, że serce zabiło mi mocniej. Odwróciłam się gwałtownie, niemal przewracając kieliszek z winem. Stał przede mną mężczyzna o prostych plecach, z siwymi włosami i oczami, które kiedyś znałam na pamięć. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

— Marek? — wyszeptałam, a w mojej głowie rozszalała się burza wspomnień.

Na sali panował gwar, śmiech mieszał się z muzyką, a kelnerzy krążyli między stolikami z tacami pełnymi kieliszków i przekąsek. Rozglądałam się wcześniej, próbując rozpoznać twarze, które znałam kiedyś na pamięć, a teraz były ozdobione siwizną, zmarszczkami i ciężarem przeżytych lat. Nagle, wśród tego tłumu, zobaczyłam go — wysokiego, z prostą sylwetką, choć włosy miał całkiem siwe. Wystarczyło jedno zdanie, żebym zrozumiała, że to on — moja pierwsza miłość.

— Nie spodziewałem się cię tu zobaczyć — powiedział Marek, a jego usta drżały lekko. — Myślałem, że wyjechałaś na zawsze.

Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież to ja uciekłam wtedy z naszego miasteczka do Warszawy, zostawiając za sobą wszystko — rodzinę, przyjaciół i jego. Wtedy wydawało mi się, że nie mam wyboru. Mama była chora, ojciec pił coraz więcej, a ja czułam się jak w pułapce.

— Musiałam… — zaczęłam niepewnie. — Wiesz przecież, jak było.

Marek skinął głową i przez moment patrzył na mnie tak intensywnie, że poczułam się naga. Przypomniałam sobie nasze wspólne spacery nad Wisłą, pierwsze pocałunki pod starym kasztanem i obietnice składane szeptem w ciemności. Wszystko to wróciło ze zdwojoną siłą.

— Chodźmy na zewnątrz — zaproponował nagle. — Tu jest za głośno.

Wyszliśmy na taras. Noc była ciepła jak na wrzesień. Przez chwilę milczeliśmy, słuchając odgłosów miasta i własnych myśli.

— Wiesz… — zaczął Marek — przez lata zastanawiałem się, dlaczego nie dałaś mi szansy pomóc. Mogliśmy razem stawić czoła twojemu ojcu.

Poczułam ukłucie żalu. Ile razy sama zadawałam sobie to pytanie? Ile razy wyobrażałam sobie inne zakończenie naszej historii?

— Bałam się — przyznałam cicho. — Bałam się o mamę, o siebie… o ciebie też. Ojciec był wtedy nieobliczalny. Nie chciałam cię w to mieszać.

Marek westchnął ciężko.

— Ale przecież już wtedy byłem w to zamieszany. Kochałem cię… Nadal cię kocham, Aniu.

Te słowa uderzyły mnie jak grom z jasnego nieba. Przez tyle lat próbowałam poukładać sobie życie bez niego. Wyszłam za mąż za Pawła — dobrego człowieka, choć nigdy nie czułam do niego tego samego co do Marka. Mamy dwójkę dzieci, dom pod Warszawą… Ale czy jestem szczęśliwa?

— Marek… — zaczęłam drżącym głosem. — Ja… mam rodzinę.

— Wiem — przerwał mi łagodnie. — Widziałem cię kiedyś na rynku z dziećmi. Wyglądałaś na szczęśliwą.

Zamilkliśmy na chwilę. W mojej głowie kłębiły się myśli: czy można cofnąć czas? Czy można naprawić to, co kiedyś zostało złamane?

— A ty? — zapytałam w końcu. — Masz kogoś?

Marek uśmiechnął się smutno.

— Była żona wyjechała do Niemiec z naszym synem. Zostałem sam w tym starym domu po rodzicach. Pracuję w szkole jako nauczyciel historii. Czasem wydaje mi się, że wszystko już było i nic mnie nie czeka.

Poczułam falę współczucia i żalu. Chciałam go przytulić, powiedzieć mu, że wszystko będzie dobrze… Ale przecież nie mogłam.

— Życie nas nie oszczędziło — powiedziałam cicho.

— Może dlatego właśnie powinniśmy sobie wybaczyć? — zapytał Marek nagle. — Sobie i innym.

Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam w nich tę samą czułość co kiedyś. Przez moment poczułam się znów jak tamta dziewczyna sprzed lat — pełna marzeń i nadziei.

— Nie wiem, czy potrafię — wyszeptałam.

Marek ujął moją dłoń.

— Spróbujmy chociaż dziś być dla siebie dobrzy. Bez żalu, bez pretensji.

Przytaknęłam i przez resztę wieczoru rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym: o dawnych znajomych, o dzieciach, o pracy. Śmialiśmy się i płakaliśmy na przemian. Czułam ulgę i ból jednocześnie.

Kiedy wracałam do domu nocnym pociągiem do Warszawy, patrzyłam przez okno na mijające światła i zastanawiałam się nad swoim życiem. Czy dobrze zrobiłam wybierając bezpieczeństwo zamiast miłości? Czy można być szczęśliwym bez spełnienia?

Dziś wiem jedno: przeszłość zawsze wraca wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy. Ale czy mamy odwagę spojrzeć jej w oczy i wybaczyć sobie to wszystko, czego nie zrobiliśmy?

Może właśnie o to chodzi w życiu: żeby umieć pogodzić się z własnymi wyborami i nauczyć się kochać siebie mimo wszystko? Co byście zrobili na moim miejscu?