Komu ufam, komu wierzę? Opowieść o matce, synu i czterech ścianach

– Słyszysz? Ona znowu nie śpi. – Głos Magdy, żony mojego syna, przeszył ciszę nocną jak szpilka wbita w serce. – Musimy to załatwić, Krzysiek. Ile jeszcze będziemy czekać?

Leżałam w swoim pokoju, udając, że śpię. Przez cienką ścianę słyszałam każde słowo. Mój syn, Krzysztof, mój jedyny, ten sam, którego nosiłam pod sercem przez dziewięć miesięcy, którego uczyłam jeździć na rowerze i wiązać buty, teraz szeptał coś o „domu”. O domu opieki. O mnie. O tym, że „nie da się już tak żyć”.

– Mamo, wszystko w porządku? – zapytał rano, kiedy weszłam do kuchni. Jego oczy były podkrążone, ale nie od troski o mnie. Raczej od nieprzespanej nocy i ciężaru decyzji.

– Tak, Krzysiu. Wszystko dobrze – odpowiedziałam cicho, nalewając sobie herbaty. Ręce mi drżały.

Magda siedziała przy stole i udawała, że czyta gazetę. Ale widziałam jej spojrzenie – chłodne, wyrachowane. Od miesięcy czułam się tu jak intruz. Odkąd zmarł mój mąż, a Krzysiek zaproponował, żebym zamieszkała z nimi „na chwilę”, wszystko się zmieniło.

Chwilę później usłyszałam ich rozmowę w przedpokoju:

– Musisz z nią porozmawiać. To twoja matka.
– Wiem, Magda. Ale przecież nie wyrzucę jej na bruk.
– Nie musisz wyrzucać. Dom opieki to nie więzienie.

Zacisnęłam pięści. Czy naprawdę byłam już tylko ciężarem? Czy moje życie sprowadzało się do tego, by nie przeszkadzać?

W ciągu dnia próbowałam zachowywać się normalnie. Ugotowałam rosół – taki jak Krzysiek lubił w dzieciństwie. Pachniało w całym mieszkaniu, ale nikt nie powiedział ani słowa. Magda wróciła z pracy i rzuciła tylko:

– Znowu rosół? Ile można?

Krzysiek spojrzał na mnie przepraszająco, ale nic nie powiedział. Zjadł szybko i uciekł do swojego pokoju.

Wieczorem zadzwoniła moja siostra, Basia.

– Hanka, co się dzieje? Słyszę po głosie, że coś nie tak.

Nie wytrzymałam. Opowiedziałam jej wszystko – o podsłuchanej rozmowie, o strachu przed przyszłością.

– Nie możesz im na to pozwolić! – krzyknęła Basia. – To twoje mieszkanie! Masz prawo tu być!

Ale czy naprawdę miałam? Przecież Krzysiek był moim dzieckiem. Zawsze chciałam dla niego jak najlepiej. Może rzeczywiście przeszkadzam? Może powinnam się wycofać?

Następnego dnia Magda przyszła do mnie z uśmiechem na ustach.

– Pani Haniu, może by pani pojechała na jakiś turnus rehabilitacyjny? Znam świetne miejsce pod Warszawą…

– Dziękuję, czuję się dobrze – odpowiedziałam chłodno.

Wtedy weszła do pokoju moja wnuczka, Ola. Miała dwanaście lat i była moim promykiem słońca.

– Babciu, pomożesz mi z zadaniem z polskiego?

Usiadłyśmy razem przy stole. Ola czytała głośno fragment „Kamieni na szaniec”. Słuchałam jej głosu i myślałam o tym, jak bardzo chciałabym jeszcze być częścią jej życia.

Wieczorem Krzysiek usiadł obok mnie na kanapie.

– Mamo… musimy porozmawiać.

Czułam, jak serce wali mi w piersi.

– Wiem o czym chcesz mówić – przerwałam mu. – Słyszałam waszą rozmowę.

Zbladł.

– To nie tak…

– A jak? Chcecie się mnie pozbyć?

– Mamo! Przecież my tylko… Magda ma dużo pracy, ja też… Ty coraz gorzej się czujesz…

– Czy naprawdę jestem dla was ciężarem?

Zapanowała cisza. W końcu Krzysiek spuścił głowę.

– Nie wiem… Po prostu jest nam ciężko.

Poczułam łzy pod powiekami.

– A myślisz, że mi jest łatwo? Straciłam męża, dom pełen ludzi zamienił się w pustkę… Chciałam być blisko was…

Krzysiek milczał długo.

W nocy nie mogłam zasnąć. Wstałam i przeszłam się po mieszkaniu. Dotykałam ścian – tych samych, które pamiętały pierwsze kroki Krzyśka, jego dziecięcy śmiech, nasze wspólne święta…

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Basia.

– Hanka, przyjedź do mnie na kilka dni. Odpoczniesz od tego wszystkiego.

Spakowałam walizkę i wyszłam bez słowa. Magda nawet nie zapytała dokąd idę. Krzysiek spojrzał tylko zaskoczony:

– Mamo…

– Potrzebuję trochę czasu dla siebie – powiedziałam stanowczo.

U Basi poczułam się jak człowiek. Rozmawiałyśmy godzinami o dawnych czasach, o naszych rodzicach…

Po kilku dniach zadzwonił Krzysiek.

– Mamo… wrócisz?

W jego głosie słyszałam żal i strach.

– Nie wiem jeszcze – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Wieczorem przyszła Ola z wiadomością od taty:

– Babciu, tata bardzo za tobą tęskni. Ja też…

Przytuliłyśmy się mocno.

Po tygodniu wróciłam do mieszkania. Krzysiek czekał na mnie w drzwiach.

– Przepraszam cię, mamo – powiedział cicho. – Byłem głupi. Bałem się odpowiedzialności…

Magda stała z boku i milczała.

Usiedliśmy razem przy stole. Po raz pierwszy od dawna rozmawialiśmy szczerze – o lękach, zmęczeniu i samotności każdego z nas.

Nie wiem, co będzie dalej. Ale wiem jedno: dom to nie tylko ściany i meble. To ludzie i ich uczucia.

Czy można wybaczyć zdradę najbliższych? Czy warto walczyć o swoje miejsce w rodzinie za wszelką cenę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?