Miłość na przekór losowi: „Żona mojego brata skradła mi serce, ale jestem wiernym mężem”
– Michał, nie udawaj, że nic się nie dzieje! – głos mojej żony, Anny, przeszył ciszę naszego mieszkania jak nóż. Stała w progu kuchni, z oczami pełnymi łez i gniewu. W dłoniach ściskała kubek z herbatą tak mocno, że aż bielały jej knykcie.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Moje serce waliło jak oszalałe. Przez głowę przelatywały mi obrazy z ostatnich tygodni – jej spojrzenia, jej uśmiechy, cichy śmiech, który rozbrzmiewał w mojej głowie nawet wtedy, gdy próbowałem zasnąć obok własnej żony. Wszystko zaczęło się niewinnie, a teraz czułem się jak bohater taniego melodramatu.
Może powinienem zacząć od początku. Mam na imię Michał. Mam 38 lat, żonę Annę i dwójkę dzieci – Zosię i Kubę. Pracuję jako informatyk w jednej z warszawskich firm. Moje życie było przewidywalne jak rozkład jazdy PKP – czasem opóźnione, czasem nudne, ale zawsze do przodu. Do czasu.
Mój młodszy brat, Paweł, zawsze był moim przeciwieństwem. Spontaniczny, zabawny, wiecznie w ruchu. Kiedy przyprowadził do domu nową dziewczynę, Magdę, nikt nie spodziewał się, że to właśnie ona zostanie jego żoną. Była piękna w sposób nieoczywisty – miała rude włosy, piegi i ten błysk w oku, który sprawiał, że chciało się z nią rozmawiać godzinami.
Pierwszy raz spotkałem ją na rodzinnym obiedzie u mamy. Siedziała naprzeciwko mnie i zadawała pytania o wszystko – o dzieciństwo z Pawłem, o moją pracę, o to, jak poznałem Annę. Śmiała się z moich żartów i patrzyła na mnie tak uważnie, że czułem się nagi.
Z czasem nasze drogi zaczęły się przecinać coraz częściej. Magda zadzwoniła raz do mnie z prośbą o pomoc przy komputerze Pawła. Potem zaprosiła mnie na kawę pod pretekstem rozmowy o rodzinnych sprawach. Zawsze była uprzejma, ale w jej głosie czułem coś więcej – coś niebezpiecznego.
Pewnego wieczoru zostałem u nich dłużej niż planowałem. Paweł wyszedł po piwo do sklepu, a my zostaliśmy sami w kuchni.
– Michał… – zaczęła cicho Magda. – Czasem mam wrażenie, że tylko ty mnie rozumiesz.
Zamarłem. Wiedziałem, że powinienem wyjść, ale nie mogłem się ruszyć.
– Magda… To nie jest dobry pomysł – powiedziałem w końcu.
Spojrzała na mnie smutno i odwróciła wzrok. Wtedy poczułem coś dziwnego – mieszankę winy i fascynacji.
Od tego dnia wszystko się zmieniło. Zacząłem unikać rodzinnych spotkań. Anna zauważyła mój dystans.
– Co się z tobą dzieje? – pytała wieczorami. – Jesteś nieobecny.
Nie potrafiłem jej odpowiedzieć. W pracy popełniałem błędy. Dzieci pytały, czemu jestem smutny.
W końcu Anna znalazła wiadomości od Magdy na moim telefonie. Nic szczególnego – kilka zdań o komputerze Pawła, o pracy… Ale dla niej to był dowód.
– Zakochałeś się w niej? – zapytała drżącym głosem.
Nie odpowiedziałem. Bo co miałem powiedzieć? Że codziennie walczę ze sobą? Że czuję się jak zdrajca?
W domu Pawła też nie było lepiej. Magda zaczęła być nerwowa, unikała mnie wzrokiem podczas rodzinnych obiadów. Paweł niczego nie zauważał – był zbyt zajęty sobą i pracą.
Pewnego dnia Magda zadzwoniła do mnie wieczorem.
– Musimy porozmawiać – powiedziała cicho.
Spotkaliśmy się w parku na Saskiej Kępie. Było zimno i padał deszcz.
– Nie mogę tak żyć – zaczęła łamiącym się głosem. – Wiem, że to wszystko jest złe… Ale nie potrafię przestać o tobie myśleć.
Patrzyłem na nią długo. Chciałem ją pocałować. Chciałem uciec. Chciałem być gdziekolwiek indziej.
– Magda… Ja mam rodzinę. Dzieci… Annę… Nie mogę tego zrobić Pawłowi.
Łzy popłynęły jej po policzkach.
– A ja? Co ze mną?
Nie odpowiedziałem. Po prostu odszedłem.
Wróciłem do domu późno tej nocy. Anna czekała na mnie w kuchni.
– Wiesz… – zaczęła cicho – jeśli chcesz odejść… powiedz mi to wprost.
Usiadłem naprzeciwko niej i po raz pierwszy od dawna spojrzałem jej w oczy.
– Nie chcę odchodzić – wyszeptałem. – Ale muszę ci coś wyznać…
Opowiedziałem jej wszystko – o uczuciach do Magdy, o walce ze sobą, o tym jak bardzo ją kocham i jak bardzo nie chcę jej stracić.
Anna płakała długo tej nocy. Ale nie wyrzuciła mnie z domu. Dała mi szansę.
Od tamtej pory minęły dwa lata. Z Anną chodzimy na terapię małżeńską. Z Magdą widuję się tylko podczas rodzinnych uroczystości i unikamy siebie wzrokiem. Paweł nigdy się nie dowiedział.
Czasem zastanawiam się, co by było gdybym wtedy postąpił inaczej. Czy można być szczęśliwym kosztem czyjegoś cierpienia? Czy lojalność wobec rodziny jest ważniejsza niż własne pragnienia?
A wy? Czy kiedykolwiek musieliście wybierać między sercem a rozsądkiem?