Odmówiłam opieki nad wnuczką i straciłam rodzinę – czy naprawdę jestem taka zła?
– Mamo, błagam cię, nie zostawiaj mnie z tym samej! – głos mojej córki, Magdy, drżał od łez i zmęczenia. Stała w progu mojego mieszkania, trzymając na rękach półtoraroczną Zosię, która właśnie zaczynała płakać.
Patrzyłam na nią i czułam, jak serce ściska mi się z bólu. Przez całe życie byłam tą, która zawsze pomagała. To ja odbierałam Magdę z przedszkola, to ja gotowałam obiady, kiedy była studentką i nie miała czasu na nic poza nauką. Ale teraz… teraz nie mogłam już dłużej udawać, że dam radę.
– Magda, ja naprawdę nie mogę – powiedziałam cicho, spuszczając wzrok. – Jestem zmęczona. Ledwo wstaję rano z łóżka, kręgosłup boli mnie coraz bardziej. Lekarz mówił, żebym odpoczywała…
– Ale przecież zawsze mówiłaś, że rodzina jest najważniejsza! – wybuchła. – Co mam zrobić? Tomek pracuje po dwanaście godzin dziennie, ja wracam do pracy za tydzień! Nie stać nas na żłobek!
Zosia zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej. Magda przytuliła ją mocniej i spojrzała na mnie z wyrzutem. W tym spojrzeniu było wszystko: rozczarowanie, żal, gniew. Poczułam się jak najgorsza matka na świecie.
– Może twoja teściowa… – zaczęłam nieśmiało.
– Mama Tomka? Przecież ona nawet nie chce słyszeć o opiece nad Zosią! Ty zawsze byłaś tą, na którą można liczyć! – Magda niemal krzyczała.
Wtedy pierwszy raz w życiu powiedziałam „nie”. Nie dlatego, że nie kocham swojej wnuczki. Nie dlatego, że nie chcę pomóc córce. Po prostu nie miałam już siły. Od śmierci mojego męża minęły dwa lata. Przez ten czas byłam dla wszystkich podporą – dla dzieci, dla wnuków, dla sąsiadów. Ale nikt nie widział, jak bardzo jestem zmęczona.
Magda wyszła trzaskając drzwiami. Zosia płakała jeszcze długo na klatce schodowej. Siedziałam w fotelu i płakałam razem z nimi.
Następnego dnia zadzwonił mój syn, Paweł.
– Mamo, co ty wyprawiasz? – zapytał bez przywitania. – Magda jest załamana! Wszyscy zawsze mogli na ciebie liczyć, a teraz nagle się wypinasz?
– Pawle… ja naprawdę nie mogę…
– Wszyscy mamy swoje problemy! – przerwał mi ostro. – Ale rodzina to rodzina!
Potem zadzwoniła nawet moja synowa, Ania. Zawsze byłyśmy blisko, rozumiałyśmy się bez słów.
– Pani Basiu… – zaczęła oficjalnie, co od razu mnie zabolało. – Wiem, że jest pani zmęczona, ale Magda naprawdę potrzebuje pomocy. Może chociaż kilka godzin dziennie?
Poczułam się osaczona. Każdy oczekiwał ode mnie poświęcenia. Nikt nie pytał, jak się czuję.
Wieści rozeszły się szybko. Nawet moja szwagierka z Katowic zadzwoniła z pretensjami:
– Basia, co ty wyprawiasz? Całe życie byłaś taka dobra! Teraz nagle ci odbiło?
Z dnia na dzień zostałam sama. Przestały dzwonić dzieci, wnuki przestały wpadać na niedzielne obiady. Nawet sąsiadka spod piątki patrzyła na mnie krzywo na klatce schodowej.
Próbowałam tłumaczyć Magdzie:
– Córciu… ja naprawdę cię kocham. Ale nie dam rady fizycznie…
– Nie chcę tego słuchać! – przerwała mi przez telefon. – Zawsze mówiłaś o wartościach rodzinnych! Teraz widzę, ile były warte!
Czułam się winna każdego dnia. Przestałam wychodzić z domu. Przestałam odbierać telefony. Czułam się jak wyrzutek we własnej rodzinie.
Pewnego wieczoru usiadłam przy stole i zaczęłam pisać list do Magdy:
„Kochana córko,
Wiem, że jesteś na mnie zła. Wiem też, że zawiodłam twoje oczekiwania. Ale proszę cię: spróbuj mnie zrozumieć. Jestem zmęczona. Boję się o swoje zdrowie. Chciałabym być dla was wsparciem do końca życia, ale już nie potrafię tak jak kiedyś…”
Nie wysłałam tego listu.
Tydzień później zobaczyłam Magdę pod blokiem. Stała z Zosią na rękach i rozmawiała przez telefon.
– Mamo… – powiedziała cicho, kiedy mnie zobaczyła.
Podbiegła do mnie Zosia i przytuliła się do moich nóg.
– Przepraszam – szepnęła Magda ze łzami w oczach. – Po prostu… jestem taka bezradna.
Objęłyśmy się obie i płakałyśmy długo.
Ale nic już nie było takie samo. Rodzina nadal patrzyła na mnie z wyrzutem. Paweł przestał się odzywać całkiem. Ania unikała spotkań rodzinnych.
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę bycie babcią oznacza rezygnację z siebie? Czy mam prawo do własnych granic? Czy jestem egoistką?
Może powinnam była poświęcić się jeszcze raz… Ale czy wtedy ktoś zapytałby mnie w końcu: „Mamo, jak ty się czujesz?”
Czy naprawdę zasłużyłam na samotność tylko dlatego, że powiedziałam „dość”? Co wy byście zrobili na moim miejscu?