Gdy zostałam sama z synkiem, teściowa przyszła z propozycją, która złamała mi serce
– To nie jest miejsce dla dziecka! – głos teściowej przeszył ciszę mojego mieszkania jak nóż. Stała w progu, z ramionami skrzyżowanymi na piersi i spojrzeniem, które zawsze sprawiało, że czułam się jak intruz we własnym życiu.
Michał spał w swoim łóżeczku, a ja miałam ochotę po prostu zamknąć drzwi i udawać, że jej nie ma. Ale nie mogłam. Nie po tym, jak tydzień temu mój mąż, Paweł, spakował walizkę i wyszedł bez słowa wyjaśnienia. Zostawił mnie samą z rocznym synkiem i stertą rachunków do zapłacenia.
– Pani Anno – zaczęła teściowa, a ja już wiedziałam, że zaraz padnie coś, co mnie zaboli. – Przemyślałam to wszystko. Michał powinien zamieszkać ze mną. U mnie będzie miał wszystko: spokój, przestrzeń, stabilizację. Ty…
Zacięłam się. W gardle miałam gulę. – Ja?
– Ty musisz się ogarnąć. Pracować. Zająć się sobą. On cię tylko obciąża.
Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Michał był wszystkim, co mi zostało. Jak mogła mi to zaproponować? Jak mogła sądzić, że oddam jej własne dziecko?
– Nigdy – wyszeptałam przez zaciśnięte zęby. – Nigdy go pani nie dostanie.
Teściowa spojrzała na mnie z politowaniem. – Zobaczymy.
Zamknęłam drzwi i osunęłam się na podłogę. Łzy płynęły mi po policzkach. Byłam sama. Sama przeciwko całemu światu.
Nie spałam tej nocy. Michał budził się co godzinę, płakał, a ja tuliłam go do siebie i szeptałam, że wszystko będzie dobrze. Ale czy naprawdę mogłam mu to obiecać? Praca w sklepie spożywczym nie wystarczała na czynsz i jedzenie. Paweł nie odbierał telefonów, nie odpisywał na wiadomości. Czułam się jak cień człowieka.
Rano zadzwoniła mama.
– Aniu, musisz być silna – powiedziała cicho. – Nie pozwól im zabrać Michałka.
– Ale jak mam to zrobić? – szlochałam do słuchawki. – Nie mam pieniędzy, nie mam wsparcia…
– Masz mnie – odparła stanowczo. – Przyjedź do nas na wieś. Tu odpoczniesz, pomyślisz, co dalej.
Wiedziałam, że to jedyna opcja. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i pojechałam z Michałem do rodzinnego domu pod Lublinem.
Wieś pachniała latem i świeżo skoszoną trawą. Mama przyjęła nas z otwartymi ramionami, ale widziałam w jej oczach troskę i strach. Michał szybko przyzwyczaił się do nowego miejsca – biegał boso po ogrodzie i śmiał się do kur.
Przez kilka dni czułam ulgę. Ale potem zaczęły się telefony od teściowej.
– Anna, nie możesz tak po prostu wyjechać z dzieckiem! – krzyczała do słuchawki. – Paweł ma prawa! Ja mam prawa!
– Paweł nas zostawił! – wybuchłam w końcu. – Nie interesuje się synem! A pani chce mi go odebrać?!
– Robię to dla jego dobra – odpowiedziała chłodno.
Zaczęły przychodzić listy polecone od prawnika Pawła. Wezwanie do sądu o ustalenie opieki nad dzieckiem. Czułam się jak w koszmarze.
Mama pomagała mi jak mogła, ale widziałam, że jest zmęczona. Ojciec nie odzywał się do mnie od ślubu z Pawłem – nigdy go nie zaakceptował. Teraz unikał mnie jeszcze bardziej.
Pewnego wieczoru usiadłam z mamą przy kuchennym stole.
– Mamo… boję się – wyszeptałam.
– Wiem, kochanie – pogładziła mnie po dłoni. – Ale musisz walczyć. Dla Michałka.
– A jeśli przegram?
– Nie przegrasz.
Ale ja wiedziałam swoje. Teściowa miała pieniądze, znajomości, a ja byłam tylko samotną matką bez pracy i wsparcia męża.
Sąd wyznaczył rozprawę na wrzesień. Przez całe lato żyłam w napięciu. Każdy dźwięk telefonu przyprawiał mnie o dreszcze. Michał coraz częściej pytał o tatę:
– Mama, gdzie tata?
Nie umiałam mu odpowiedzieć.
W końcu zadzwonił Paweł.
– Anka… musimy pogadać.
Spotkaliśmy się w kawiarni w Lublinie. Był blady, zmizerniały, unikał mojego wzroku.
– Dlaczego to robisz? – zapytałam cicho.
– Moja mama… ona mnie zmusza… mówi, że nie dasz sobie rady…
– A ty? Co ty uważasz?
Milczał długo.
– Nie wiem… Boję się odpowiedzialności…
Poczułam gniew i żal jednocześnie.
– Michał to twój syn! Nie zabiorą mi go!
Paweł spuścił głowę.
– Przepraszam…
Wyszłam stamtąd z poczuciem klęski i upokorzenia.
Nadszedł dzień rozprawy. Siedziałam na korytarzu sądu z mamą i Michałem na kolanach. Teściowa przechadzała się po korytarzu w eleganckim płaszczu, rozmawiała przez telefon z prawnikiem.
W sali sądowej serce waliło mi jak młotem.
Sędzia spojrzała na mnie surowo:
– Pani Anno, czy jest pani w stanie zapewnić dziecku odpowiednie warunki?
– Tak… zrobię wszystko…
Teściowa podniosła głos:
– Pani sędzio! Anna jest niestabilna emocjonalnie! Nie ma pracy! Mój wnuk zasługuje na lepsze życie!
Poczułam upokorzenie i wściekłość jednocześnie.
– To nieprawda! Kocham mojego syna! On jest całym moim światem!
Sędzia poprosiła o opinię kuratora i psychologa dziecięcego. Sprawa została odroczona o miesiąc.
Ten miesiąc był najdłuższy w moim życiu. Szukałam pracy gdzie tylko mogłam – sprzątałam domy sąsiadów, pomagałam w sklepie spożywczym w miasteczku obok. Mama wspierała mnie finansowo jak mogła, ale widziałam, że coraz trudniej jej to przychodzi.
Michał zaczął mieć koszmary nocne. Budził się z płaczem:
– Mama! Nie oddawaj mnie babci!
Tuliłam go mocno i obiecywałam, że nigdy go nie zostawię.
Na drugiej rozprawie sędzia przeczytała opinię kuratora:
„Matka dziecka wykazuje ogromne zaangażowanie emocjonalne i troskę o dobro syna. Warunki mieszkaniowe są skromne, ale dziecko jest zadbane i szczęśliwe.”
Teściowa próbowała jeszcze raz przekonać sąd:
– U mnie Michał miałby własny pokój! Opiekunkę! Najlepsze przedszkole!
Sędzia spojrzała na nią chłodno:
– Dziecko potrzebuje przede wszystkim matki.
Zapadła cisza. Poczułam łzy napływające do oczu.
Sąd przyznał mi pełną opiekę nad Michałem.
Po rozprawie teściowa podeszła do mnie na korytarzu.
– Jeszcze pożałujesz tej decyzji – syknęła przez zaciśnięte zęby.
Ale ja już jej nie słuchałam. Przytuliłam Michała najmocniej jak potrafiłam i wyszliśmy razem ze sądu na ulice Lublina zalane jesiennym słońcem.
Dziś wiem jedno: nigdy nie pozwolę nikomu odebrać mi syna. Ale czy naprawdę jestem wystarczająco silna? Czy każda matka musi walczyć aż tak zaciekle o swoje dziecko? Co wy byście zrobili na moim miejscu?