Kiedy babcie się zderzają: Bitwa o pierwszy kontakt z wnuczką – historia młodej mamy z Warszawy
– Nie wierzę, że ona miała czelność zadzwonić do ciebie przed ósmą rano! – syknęła moja mama, Grażyna, stojąc w kuchni i nerwowo mieszając herbatę. – Przecież to ja jestem twoją matką! To ja powinnam być pierwsza przy Lenie!
Siedziałam na kanapie, tuląc moją nowo narodzoną córeczkę. Wciąż czułam ból po porodzie, a łzy zmęczenia i bezsilności cisnęły mi się do oczu. Zza drzwi sypialni dobiegł mnie głos mojego męża, Pawła:
– Mamo, proszę cię, nie dzwoń do Iwony co godzinę! Ona musi odpocząć!
Ale Halina, jego matka, nie dawała za wygraną. – Pawełku, ja tylko chcę pomóc! Przecież wiem najlepiej, jak się opiekować dzieckiem. Ty też byłeś taki malutki…
W tej chwili poczułam się jak piłka odbijana między dwoma drużynami. Każda z nich miała swoje racje i każda była gotowa walczyć do upadłego o prawo do pierwszego kontaktu z wnuczką. A ja? Ja chciałam tylko spokoju.
Wszystko zaczęło się jeszcze zanim Lena przyszła na świat. Grażyna planowała już od miesięcy, jak to będzie pomagać mi po porodzie. Kupowała ubranka, szykowała zupki i powtarzała: „Pamiętaj, córciu, nikt cię tak nie zrozumie jak własna matka”. Halina natomiast była bardziej powściągliwa, ale kiedy tylko dowiedziała się o terminie porodu, zaczęła dzwonić codziennie: „Iwonko, jak się czujesz? Może już czas na szpital?”.
Poród był trudny. Paweł był przy mnie cały czas, ale kiedy wróciliśmy do domu, zaczęło się prawdziwe piekło. Telefon dzwonił bez przerwy. Najpierw Grażyna: „Już jadę! Będę za pół godziny!”. Potem Halina: „Niech ona poczeka! Ja też chcę zobaczyć wnuczkę!”.
Próbowałam tłumaczyć obu stronom:
– Mamo, proszę cię, daj mi chwilę na odpoczynek.
– Halino, jeszcze nie czas na odwiedziny.
Ale żadna nie słuchała.
Pewnego dnia obie zjawiły się pod naszym blokiem niemal jednocześnie. Grażyna wbiegła po schodach z torbą pełną jedzenia i pieluch. Halina przyjechała taksówką z ogromnym bukietem różowych róż.
– Co ty tu robisz? – zapytała moja mama lodowatym tonem.
– Przyszłam zobaczyć wnuczkę – odpowiedziała Halina równie chłodno.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zaczęły się kłócić. O to, kto lepiej przewija dziecko. Kto szybciej uspokoi płaczącą Lenę. Kto gotuje lepszy rosół.
– Ty zawsze musisz być pierwsza! – krzyknęła Halina.
– Bo jestem matką Iwony! – odparowała Grażyna.
Stałam między nimi z Leną na rękach i miałam ochotę uciec. Paweł próbował interweniować:
– Proszę was, przestańcie! To nie jest konkurs!
Ale one jakby mnie nie widziały. Jakby Lena była trofeum do zdobycia.
Wieczorem usiadłam w łazience i rozpłakałam się. Czułam się samotna jak nigdy dotąd. Zamiast wsparcia dostałam dwie walczące ze sobą kobiety i męża rozdartego między lojalnością wobec matki a żony.
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Grażyną:
– Mamo, proszę cię… Ja naprawdę potrzebuję spokoju. Chcę sama nauczyć się być mamą.
Grażyna spojrzała na mnie z wyrzutem:
– Myślałam, że będziesz chciała mojej pomocy…
– Chcę, ale na moich zasadach.
Podobną rozmowę przeprowadził Paweł ze swoją mamą:
– Mamo, Iwona musi odpocząć. Przyjedziesz za kilka dni.
Halina obraziła się śmiertelnie:
– W takim razie nie będę przeszkadzać!
Przez kilka dni w domu panowała cisza. Ale ta cisza była ciężka jak ołów. Czułam się winna wobec obu stron. Czy naprawdę muszę wybierać między matką a teściową?
Któregoś wieczoru Lena zaczęła płakać i nie mogłam jej uspokoić. Byłam wykończona. Zadzwoniłam do mamy:
– Mamo… możesz przyjechać?
Przyjechała natychmiast. Przyniosła mi herbatę z malinami i położyła rękę na moim ramieniu:
– Wszystko będzie dobrze, córeczko.
Następnego dnia zadzwoniła Halina:
– Iwonko… przepraszam za wczoraj. Może mogłabym przyjść jutro?
Zgodziłam się. Przyniosła domowe pierogi i przez chwilę obie babcie siedziały razem przy stole. Patrzyły na Lenę i milczały.
W końcu Grażyna odezwała się pierwsza:
– Każda z nas chce dla niej jak najlepiej.
Halina skinęła głową:
– Może nauczymy się dzielić?
Nie wiem, czy kiedykolwiek będą przyjaciółkami. Ale może dla Leny nauczą się współistnieć.
Czasem patrzę na moją córkę i zastanawiam się: czy kiedyś będę tak walczyć o swoje miejsce w jej życiu? Czy potrafię pozwolić jej być sobą?
A wy? Jak radzicie sobie z rodziną w takich sytuacjach?