Nie jest taki, jak myśleliście…
– On nie jest taki, jak myśleliście…
Słowa Kingi dźwięczały mi w głowie, kiedy siedziałem przy kuchennym stole, smarując tost wiśniową konfiturą. Ręka mi zadrżała. Powoli odłożyłem nóż na talerz, starając się nie pokazać po sobie napięcia. – Mama i tata przyjeżdżają na weekend – powiedziała Kinga, udając, że to nic takiego. – Bardzo chcą cię poznać.
Świetnie – odpowiedziałem, próbując się uśmiechnąć. – Ja też… bardzo się cieszę.
Ale Kinga znała mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Widziałem w jej oczach cień niepokoju. Wiedziała, że spotkanie z jej rodzicami to dla mnie coś więcej niż zwykła formalność. To był test. Próbowałem nie myśleć o tym, jak bardzo się boję.
W piątek po południu, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi, serce zaczęło mi bić jak szalone. Kinga otworzyła drzwi z szerokim uśmiechem. Do mieszkania weszli jej rodzice – pani Jolanta i pan Andrzej. Oboje eleganccy, pachnący drogimi perfumami, z tym specyficznym spojrzeniem ludzi, którzy wiedzą, czego chcą od życia.
– Dzień dobry, Bartoszu – powiedziała pani Jolanta, wyciągając do mnie rękę. – Słyszeliśmy o tobie wiele dobrego.
– Dzień dobry – odpowiedziałem, ściskając jej dłoń. Pan Andrzej tylko skinął głową i przyglądał mi się uważnie.
Kolacja była napięta. Rozmawialiśmy o pracy, o studiach Kingi, o pogodzie. Unikaliśmy tematów osobistych jak ognia. Czułem na sobie wzrok pana Andrzeja. W końcu nie wytrzymał:
– Czym zajmują się twoi rodzice?
Zacisnąłem dłonie pod stołem. Wiedziałem, że to pytanie padnie prędzej czy później. – Mama pracuje w sklepie spożywczym, tata… tata nie żyje – powiedziałem cicho.
Zapadła cisza. Pani Jolanta odchrząknęła. – Przykro mi – powiedziała chłodno.
Kinga ścisnęła moją dłoń pod stołem. Wiedziała, jak bardzo nienawidzę tego pytania. Wiedziała też, że nie powiedziałem całej prawdy.
Po kolacji Kinga zabrała mnie na balkon. – Przepraszam ich za to pytanie – szepnęła. – Oni po prostu… chcą wiedzieć, z kim jestem.
– Rozumiem – odpowiedziałem, choć wcale nie rozumiałem. Czy naprawdę musieli wiedzieć wszystko? Czy nie wystarczyło, że kocham ich córkę?
Następnego dnia rano pan Andrzej zaproponował wspólny spacer po parku. Nie mogłem odmówić.
– Bartoszu – zaczął, kiedy zostaliśmy sami – powiedz mi szczerze: czy jesteś w stanie zapewnić Kindze przyszłość? Wiesz, ona jest dla nas wszystkim.
Zacisnąłem zęby. – Robię wszystko, co w mojej mocy – odpowiedziałem.
– Ale twoja sytuacja…
– Moja sytuacja? – przerwałem mu ostrzej niż zamierzałem. – Co pan ma na myśli?
– Nie chcę być nieuprzejmy – powiedział spokojnie pan Andrzej – ale Kinga zasługuje na kogoś stabilnego. Kogoś, kto nie ma… problemów rodzinnych.
Poczułem, jak narasta we mnie gniew i wstyd jednocześnie. Przez chwilę miałem ochotę wykrzyczeć mu w twarz całą prawdę: że mój ojciec nie żyje od dziesięciu lat, bo zapił się na śmierć; że przez lata wstydziłem się własnego nazwiska; że moja matka ledwo wiąże koniec z końcem; że sam pracuję na dwa etaty, żeby skończyć studia i pomóc jej spłacić długi po ojcu.
Ale nic nie powiedziałem. Tylko skinąłem głową i wróciliśmy do mieszkania w milczeniu.
Wieczorem Kinga znalazła mnie siedzącego na łóżku z głową w dłoniach.
– Co się stało? – zapytała cicho.
– Twój ojciec uważa, że nie jestem dla ciebie wystarczająco dobry – wyszeptałem.
Kinga usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem.
– Nie obchodzi mnie to, co on myśli – powiedziała stanowczo. – Kocham cię i to jest najważniejsze.
Spojrzałem na nią ze łzami w oczach. – Ale ja… ja nie jestem taki jak oni. Nie mam pieniędzy, nie mam rodziny z tradycjami…
– I co z tego? – przerwała mi. – Jesteś dobrym człowiekiem. Pracujesz ciężej niż ktokolwiek inny, kogo znam. Jesteś dla mnie wszystkim.
Przez chwilę milczeliśmy. Potem Kinga pocałowała mnie delikatnie w czoło.
Następnego dnia przy śniadaniu pan Andrzej znów zaczął temat mojej rodziny. Tym razem nie wytrzymałem.
– Chce pan wiedzieć prawdę? Proszę bardzo! Mój ojciec był alkoholikiem i przez niego całe dzieciństwo bałem się wracać do domu. Zmarł, kiedy miałem piętnaście lat. Moja mama pracuje po dwanaście godzin dziennie, żebyśmy mieli co jeść. Ja pracuję na dwa etaty i studiuję zaocznie, żeby pomóc jej spłacić długi po ojcu i żeby mieć lepszą przyszłość niż on. Tak wygląda moja sytuacja rodzinna!
W pokoju zapadła cisza tak gęsta, że można ją było kroić nożem. Pani Jolanta spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. Pan Andrzej spuścił wzrok.
– Przepraszam… nie wiedzieliśmy… – wyszeptała pani Jolanta.
– Bo nigdy nie zapytaliście mnie o to jako człowieka – odpowiedziałem cicho.
Kinga ścisnęła moją dłoń pod stołem tak mocno, że aż zabolało.
Po wyjeździe jej rodziców długo siedzieliśmy razem w ciszy. Kinga płakała ze wzruszenia i złości na swoich rodziców jednocześnie.
– Przepraszam cię za nich – powiedziała w końcu.
– Nie musisz przepraszać za innych ludzi – odpowiedziałem spokojnie. – Ważne jest tylko to, kim jesteśmy dla siebie nawzajem.
Czasami zastanawiam się: ile jeszcze razy będę musiał udowadniać swoją wartość tylko dlatego, że pochodzę z innego świata? Czy naprawdę to skąd jesteśmy powinno decydować o tym, kim jesteśmy dla innych? Może czasem warto spojrzeć głębiej… zanim kogoś ocenimy.