Przepracowałam życie za granicą, by kupić dzieciom mieszkania. Teraz nie mam gdzie się zatrzymać – czy to sprawiedliwe?
— Mamo, ale wiesz, że to nie jest dobry moment — usłyszałam w słuchawce głos mojej córki, Magdy. Stałam na klatce schodowej jej bloku na warszawskim Mokotowie, z walizką w ręku, po piętnastu godzinach podróży z Londynu. W powietrzu czuć było zapach deszczu i spalin, a ja czułam się jak nieproszony gość w miejscu, które przecież sama jej kupiłam.
— Magda, ja tylko na jedną noc… Jutro jadę do Piotrka — próbowałam tłumaczyć, ale ona już była nieugięta.
— Mamo, naprawdę, mam teraz dużo pracy, nie chcę się rozpraszać. Może hotel? — powiedziała chłodno.
Zamknęła drzwi. Stałam przez chwilę w ciszy, czując jak łzy napływają mi do oczu. Przypomniałam sobie wszystkie te lata spędzone na sprzątaniu domów w Anglii. Każda godzina nadgodzin, każdy odłożony funt miał jeden cel: żeby moje dzieci nie musiały zaczynać od zera tak jak ja. Kupiłam Magdzie mieszkanie na Mokotowie, Piotrkowi kawalerkę na Pradze. Byłam dumna, że mogę im to dać. Ale dziś nie miałam gdzie się podziać.
Wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam do Piotrka.
— Cześć synku, jestem już w Warszawie. Mogę dziś u ciebie przenocować? — zapytałam z nadzieją.
— Mamo… Wiesz, że Asia jest chora, a ja mam jutro ważny projekt. Może innym razem? — jego głos był zmęczony i jakby nieobecny.
— Piotrek, ja tylko na jedną noc… — szepnęłam.
— Mamo, proszę cię, nie komplikuj. Prześpij się w hotelu — odparł i rozłączył się.
Stałam na środku chodnika z walizką i poczuciem upokorzenia. Przez chwilę miałam ochotę wrócić na lotnisko i polecieć z powrotem do Anglii. Tam przynajmniej miałam swoje cztery ściany i ludzi, którzy mnie szanowali za ciężką pracę.
Zadzwoniłam do starej przyjaciółki, Hani.
— Haniu… Czy mogłabym u ciebie przenocować? — spytałam drżącym głosem.
— Oczywiście! Co się stało? — zapytała z troską.
Opowiedziałam jej wszystko przy herbacie w jej ciasnej kawalerce na Ochocie. Hania słuchała w milczeniu, a potem pokręciła głową.
— Dzieci teraz są inne. Myślisz, że doceniają to wszystko? — powiedziała gorzko. — Ja też czasem czuję się jak piąte koło u wozu.
Nie spałam tej nocy. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jak Magda płakała po rozstaniu z pierwszym chłopakiem i dzwoniła do mnie o drugiej w nocy; jak Piotrek prosił o pieniądze na studia i obiecywał, że kiedyś mi się odwdzięczy. Wtedy byłam potrzebna. Teraz jestem ciężarem?
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z dziećmi twarzą w twarz. Najpierw poszłam do Magdy.
— Córciu, czy możemy porozmawiać? — zapytałam cicho.
Magda westchnęła i zaprosiła mnie do środka. Jej mieszkanie było urządzone nowocześnie, pachniało świeżo parzoną kawą.
— Mamo, ja naprawdę mam teraz trudny czas w pracy. Nie chcę się rozpraszać — zaczęła tłumaczyć się nerwowo.
— Magda, ja nie chcę ci przeszkadzać. Chciałam tylko poczuć się przez chwilę jak u siebie… Przecież to mieszkanie kupiłam dla ciebie z myślą, że zawsze będziemy rodziną — powiedziałam łamiącym się głosem.
Magda spuściła wzrok.
— Wiem… Ale to teraz moje miejsce. Potrzebuję przestrzeni dla siebie — odpowiedziała cicho.
Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie. Z Piotrkiem było podobnie. Tłumaczył się Asią, dzieckiem w drodze, stresem w pracy.
Wróciłam do Hani i przez kilka dni próbowałam zrozumieć, gdzie popełniłam błąd. Czy za bardzo ich rozpieszczałam? Czy za mało bywałam w domu przez te wszystkie lata za granicą?
Po kilku dniach zadzwoniła Magda.
— Mamo… Przepraszam za tamto. Może spotkamy się na kawie? — zaproponowała nieśmiało.
Spotkałyśmy się w kawiarni na Placu Zbawiciela. Magda była spięta.
— Wiem, że cię zraniłam. Ale ja naprawdę potrzebuję swojego życia… Ty zawsze byłaś taka silna i samodzielna. Myślałam, że dasz sobie radę — powiedziała cicho.
— Każdy czasem potrzebuje bliskości — odpowiedziałam łagodnie. — Nawet matka.
Piotrek przyszedł kilka dni później z kwiatami i przeprosinami.
— Mamo, przepraszam. Nie chciałem cię zranić. Po prostu… boję się odpowiedzialności. Ty zawsze wszystko ogarniałaś sama — wyznał ze spuszczoną głową.
Patrzyłam na niego i widziałam w nim małego chłopca, który kiedyś tulił się do mnie po koszmarze sennym. Teraz był dorosłym mężczyzną, ale nadal zagubionym.
Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy rodziną tak bliską jak dawniej. Może popełniłam błąd dając im wszystko na tacy? A może to po prostu znak czasów?
Czasem patrzę na zdjęcia z dawnych lat i zastanawiam się: czy można wymagać wdzięczności od własnych dzieci? Czy to ja zawiodłam jako matka? A może to oni jeszcze muszą dorosnąć do prawdziwej bliskości?