„Uwielbiam ten dom! Synu, przepisz go na mnie!” – Teściowa rości sobie prawa do mojej nieruchomości
— Uwielbiam ten dom! Synu, przepisz go na mnie! — głos Niny Aleksandrowny rozdarł spokojne popołudnie jak grom z jasnego nieba. Stałam na werandzie z tacą pełną filiżanek i ciasta, kiedy te słowa uderzyły mnie jak policzek. Moje dłonie zdrętwiały, a taca z hukiem runęła na podłogę. Szkło rozprysło się na wszystkie strony, a kawa rozlała się po deskach. Jerzy i jego matka odwrócili się gwałtownie. Na twarzy Niny Aleksandrowny przez chwilę malował się strach, który szybko zastąpiło udawane współczucie.
— Kochanie! — zawołała, podbiegając do mnie teatralnie. — Nie pokaleczyłaś się? Ach, te twoje nerwy… — dodała ciszej, z nutą pogardy.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko na Jerzego, szukając w jego oczach wsparcia. Ale on stał jak sparaliżowany, nie wiedząc, co powiedzieć. W tej chwili poczułam się zupełnie sama.
Ten dom był moim azylem. Odkładaliśmy na niego z Jerzym przez lata, rezygnując z wakacji, nowych ubrań, nawet z kina. Kiedy w końcu udało nam się kupić ten stary, drewniany dom pod Warszawą, byłam szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Każda deska, każdy kwiat w ogrodzie był częścią naszej wspólnej historii. A teraz moja teściowa chciała to wszystko odebrać jednym zdaniem.
Nina Aleksandrowna zamieszkała z nami pół roku temu, po śmierci swojego męża. Na początku współczułam jej samotności i starałam się być wyrozumiała. Ale szybko okazało się, że jej obecność to niekończąca się walka o władzę i kontrolę nad naszym życiem. Krytykowała moje gotowanie, sposób wychowania dzieci, nawet to, jak podlewam kwiaty. Jerzy zawsze powtarzał: „To tylko mama, daj jej czas”. Ale czas nie pomagał — było coraz gorzej.
Tego dnia wszystko pękło.
— Jerzy — powiedziała Nina Aleksandrowna lodowatym tonem — przecież wiesz, że ten dom powinien należeć do rodziny Aleksandrowiczów. Ty jesteś moim jedynym synem. Po co Alicji taki majątek? Przecież ona nawet nie umie zadbać o porządek! — rzuciła spojrzenie na rozbite filiżanki.
— Mamo, proszę cię… — zaczął Jerzy niepewnie.
— Nie mów mi „mamo”! — przerwała mu ostro. — Zawsze byłam dla ciebie dobra! A teraz chcesz mnie zostawić na starość bez dachu nad głową? Przecież to ja cię wychowałam! — Jej głos drżał od emocji.
Poczułam łzy napływające do oczu. Chciałam krzyczeć, że to ja sprzątam po niej codziennie, gotuję jej ulubione potrawy i znoszę jej humory. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
Wieczorem Jerzy przyszedł do mnie do sypialni. Usiadł na brzegu łóżka i spuścił głowę.
— Alicja… Nie wiem, co robić. Mama jest taka uparta… Boję się, że jeśli jej odmówię, zrobi sobie krzywdę albo zacznie opowiadać wszystkim w rodzinie, że ją skrzywdziliśmy.
— A co ze mną? — zapytałam cicho. — Czy moje uczucia się nie liczą? Czy to wszystko, co razem budowaliśmy, nie ma znaczenia?
Jerzy milczał długo.
— Kocham cię — powiedział w końcu. — Ale ona jest moją matką…
Tej nocy nie zmrużyłam oka. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę jestem tu tylko gościem? Czy po tylu latach wspólnego życia mogę zostać wyrzucona z własnego domu?
Następnego dnia Nina Aleksandrowna zaczęła swoją grę psychologiczną. Udawała chorobę, wzdychała ciężko przy każdym wejściu do kuchni i opowiadała dzieciom historie o tym, jak to kiedyś wszystko było lepsze i jak bardzo cierpi przez niewdzięczność syna.
— Babciu, dlaczego płaczesz? — zapytała nasza córka Zosia.
— Ach, dziecko… Twoja mama nie chce mnie tu już więcej widzieć… — odpowiedziała Nina Aleksandrowna z udawaną rozpaczą.
Zosia spojrzała na mnie z wyrzutem. Poczułam się zdradzona we własnym domu.
Przez kolejne dni atmosfera była nie do zniesienia. Jerzy coraz częściej wychodził do pracy wcześniej i wracał później. Ja zamykałam się w łazience i płakałam po cichu, żeby dzieci nie słyszały.
W końcu postanowiłam działać. Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Marty i opowiedziałam jej wszystko.
— Alicja, musisz postawić granice! To twój dom! Jeśli teraz ustąpisz, już nigdy nie będziesz szczęśliwa — powiedziała stanowczo.
Tej samej nocy usiadłam z Jerzym przy kuchennym stole.
— Musimy porozmawiać — zaczęłam drżącym głosem. — Jeśli przepiszesz dom na mamę, odejdę. Nie mogę żyć w ciągłym strachu i poczuciu winy za coś, czego nie zrobiłam.
Jerzy patrzył na mnie długo w milczeniu.
— Nie chcę cię stracić — powiedział w końcu cicho. — Ale boję się mamy…
— Ja też się boję — odpowiedziałam szczerze. — Ale bardziej boję się życia bez ciebie i bez tego domu.
Nazajutrz rano Nina Aleksandrowna znowu zaczęła swoje przedstawienie.
— Synu! Znowu nie mogłam spać całą noc! Ten dom jest moim jedynym marzeniem… — jęczała przy śniadaniu.
Tym razem Jerzy spojrzał na nią inaczej niż zwykle.
— Mamo, ten dom należy do mnie i Alicji. I tak zostanie. Proszę cię o szacunek dla naszej rodziny.
Nina Aleksandrowna pobladła i przez chwilę wyglądała na naprawdę zaskoczoną. Potem jednak wybuchła płaczem i wybiegła z kuchni.
Przez kilka tygodni atmosfera była napięta jak struna. Ale powoli zaczęliśmy odzyskiwać spokój. Jerzy częściej rozmawiał ze mną o swoich uczuciach i obawach. Dzieci znów zaczęły się śmiać w ogrodzie.
Czasem patrzę na ten dom i zastanawiam się: ile jesteśmy w stanie poświęcić dla rodziny? Czy miłość naprawdę wymaga aż takiego bólu i walki? Może czasem trzeba po prostu powiedzieć „dość” i zawalczyć o siebie?