Kiedy matka zabrała moje zdrowie nad Balaton – historia zdrady i przebaczenia
– Mamo, czy możesz mi powiedzieć, kiedy dokładnie mam się zgłosić do szpitala? – zapytałam, ściskając w dłoni telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. W słuchawce zapadła cisza, która trwała o kilka sekund za długo. W mojej głowie już wtedy pojawił się niepokój, ale jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo moje życie zaraz się zmieni.
– Kochanie, muszę ci coś powiedzieć… – zaczęła mama głosem, który znałam tylko z najgorszych chwil naszego życia. – Nie denerwuj się, proszę cię… Ale… nie ma tych pieniędzy na operację.
Poczułam, jak świat wiruje. Przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Przecież to był kredyt – specjalnie na moją operację, na którą czekałam od miesięcy. Lekarze ostrzegali: nie można zwlekać. Każdy dzień zwłoki to ryzyko powikłań. A teraz słyszę, że pieniędzy nie ma?
– Jak to nie ma? – wyszeptałam. – Przecież… przecież brałyśmy ten kredyt razem! Podpisałam papiery! Mamo, co się stało?
Mama zaczęła płakać. – Ja… ja pojechałam nad Balaton. Musiałam odpocząć. Wszystko mnie przerosło… Ty wiesz, jak ciężko było ostatnio w domu. Tata odszedł, nie mamy już niczego pewnego… Ja po prostu musiałam wyjechać.
Nie wierzyłam własnym uszom. Moja matka zabrała pieniądze na moją operację i pojechała na wakacje? Nad Balaton? Próbowałam sobie wyobrazić ją leżącą na leżaku, popijającą drinka z palemką, podczas gdy ja codziennie budziłam się z bólem i strachem o własne zdrowie.
– Mamo, czy ty rozumiesz, co zrobiłaś? – mój głos drżał. – Ja mogę przez to stracić zdrowie! Lekarz mówił wyraźnie: nie można czekać!
– Przepraszam… – szlochała mama. – Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Myślałam, że jakoś to będzie… Że może znajdziemy inne pieniądze… Ale ja już nie mogłam wytrzymać tego wszystkiego.
Rozłączyłam się bez słowa. Przez kilka godzin siedziałam na podłodze w kuchni, patrząc w pustkę. Próbowałam zrozumieć: jak matka może zrobić coś takiego własnemu dziecku? Czy naprawdę była aż tak zdesperowana? Czy ja byłam dla niej tylko ciężarem?
Następnego dnia zadzwoniła ciocia Basia. – Aniu, słyszałam o wszystkim od twojej mamy… Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz wiedzieć, że ona naprawdę jest w złym stanie psychicznym. Odkąd tata odszedł, wszystko się posypało.
– A co ze mną? – zapytałam cicho. – Czy ktoś pomyślał o tym, jak ja się czuję?
Ciocia westchnęła. – Wiem, kochanie. Ale czasem dorośli też nie radzą sobie z życiem.
Przez kolejne dni próbowałam znaleźć rozwiązanie. Dzwoniłam do szpitala, pytałam o możliwość przesunięcia terminu operacji. Lekarka była wyrozumiała, ale stanowcza:
– Pani Aniu, proszę zrobić wszystko, żeby zebrać pieniądze w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Potem nie będziemy mogli pani przyjąć w ramach tej procedury.
Czułam się jak w pułapce bez wyjścia. Próbowałam pożyczyć pieniądze od znajomych i dalszej rodziny – bez skutku. Wszyscy mieli swoje problemy. Nawet mój chłopak Michał był bezradny:
– Anka, chciałbym ci pomóc, ale sam ledwo wiążę koniec z końcem…
W końcu postanowiłam pojechać do mamy nad Balaton. Znalazłam ją w małym pensjonacie tuż przy jeziorze. Siedziała na tarasie i patrzyła w wodę. Wyglądała na starszą o dziesięć lat.
– Mamo – powiedziałam cicho. – Musimy porozmawiać.
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Aniu… Ja wiem, że cię zawiodłam. Nie potrafię sobie tego wybaczyć.
– To nie chodzi tylko o wybaczenie – odpowiedziałam twardo. – Chodzi o moje życie i zdrowie. Potrzebuję tych pieniędzy natychmiast.
Mama zaczęła tłumaczyć się chaotycznie: że była załamana po odejściu taty, że miała depresję, że chciała choć przez chwilę poczuć się wolna od problemów. Słuchałam jej i czułam jednocześnie gniew i współczucie.
– Mamo, ja też cierpię! Ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy zabrać komuś szansę na zdrowie dla własnej wygody!
Milczałyśmy długo. W końcu mama powiedziała:
– Spróbuję zdobyć te pieniądze z powrotem. Sprzedam samochód… Może uda się jeszcze coś uratować.
Wróciłyśmy razem do domu. Mama rzeczywiście sprzedała samochód i część biżuterii po babci. Udało się zebrać większość potrzebnej kwoty na operację – resztę pożyczyliśmy od sąsiadki pani Zosi.
Operacja odbyła się dwa tygodnie później. Było ryzyko powikłań przez opóźnienie, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Mama była przy mnie przez cały czas rekonwalescencji – gotowała mi rosół i czytała książki na głos tak jak wtedy, gdy byłam mała.
Ale coś między nami pękło na zawsze. Zaufanie nie wraca tak łatwo jak zdrowie.
Czasem patrzę na mamę i zastanawiam się: czy kiedykolwiek będziemy jeszcze rodziną taką jak dawniej? Czy można naprawdę wybaczyć komuś taką zdradę? A może są rany, które nigdy się nie goją?
Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć własnej matce coś takiego? Jak odbudować zaufanie po czymś tak bolesnym?