Cisza, która boli – historia matki i córki w cieniu zdrady
Telefon zadzwonił tuż po północy. Zerwałam się z łóżka, serce zaczęło bić jak oszalałe – o tej godzinie nie dzwoni się z dobrymi wieściami. Na ekranie wyświetliło się imię mojej córki. Odebrałam natychmiast.
– Mamo… – jej głos był zachrypnięty od płaczu. – Mogę przyjechać?
– Oczywiście. Co się stało?
– Tylko proszę… nikomu nie mów.
Dziesięć minut później stała już w moim przedpokoju, skulona, z czerwonymi oczami i rozmazanym makijażem. W milczeniu podałam jej kubek herbaty, a ona usiadła przy stole i zaczęła drżeć.
– On mnie zdradza, mamo – wyszeptała w końcu. – Z jakąś kobietą z pracy. Znalazłam wiadomości na jego telefonie.
Poczułam, jak coś ściska mi gardło. Moja Małgosia, moja ukochana córka, zawsze taka silna, teraz rozbita na kawałki. Chciałam ją przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale wiedziałam, że to nieprawda.
– Co zamierzasz zrobić? – zapytałam ostrożnie.
– Nie wiem… Nie chcę jeszcze nikomu mówić. Proszę cię, mamo, nie mów tacie, nie mów babci. Nie chcę słuchać rad, nie chcę litości.
Przytaknęłam tylko głową. W środku jednak czułam narastającą złość – na jej męża, na siebie, że nie potrafię jej ochronić, na świat za to, że jest taki okrutny.
Następnego dnia Małgosia została u mnie. Rano zadzwonił jej mąż, Tomek. Słyszałam przez drzwi łazienki jej stłumiony głos:
– Nie wracam dzisiaj. Muszę pomyśleć… Nie, nie rozmawiajmy teraz o tym.
Po południu przyszła moja mama, czyli babcia Małgosi. Przyniosła ciasto i od razu zauważyła napiętą atmosferę.
– Co się dzieje? – zapytała podejrzliwie.
– Małgosia jest zmęczona, miała ciężki dzień w pracy – skłamałam.
Babcia spojrzała na mnie przenikliwie. Wiedziała, że coś ukrywam, ale nie drążyła tematu. Przez cały dzień czułam się jak aktorka w kiepskim teatrze – uśmiechałam się sztucznie, rozmawiałam o pogodzie i polityce, podczas gdy w środku wszystko we mnie krzyczało.
Wieczorem usiadłyśmy z Małgosią na kanapie. Milczenie między nami było ciężkie jak ołów.
– Mamo… czy ty kiedyś byłaś zdradzona? – zapytała nagle.
Zawahałam się. Przez chwilę chciałam powiedzieć prawdę – że jej ojciec kiedyś flirtował z koleżanką z pracy, że przez kilka miesięcy żyłam w niepewności i bólu. Ale nie mogłam. To byłby kolejny ciężar dla niej.
– Nie – skłamałam cicho. – Ale wiem, jak to boli.
Małgosia wtuliła się we mnie jak mała dziewczynka. Poczułam jej łzy na ramieniu.
– Boję się, mamo. Boję się być sama. Boję się tego, co powie rodzina. Wszyscy zawsze myśleli, że mamy idealne małżeństwo…
– Kochanie… nikt nie ma idealnego życia. Każdy coś ukrywa – odpowiedziałam.
Następne dni były jak życie pod wodą – wszystko działo się powoli, w ciszy i półmroku. Tomek dzwonił codziennie, błagał Małgosię o rozmowę. Ona jednak była nieugięta.
W sobotę przyszli do nas moi rodzice i brat z rodziną na obiad. Musiałyśmy udawać normalność. Małgosia siedziała przy stole blada jak ściana, ledwo dotykała jedzenia.
– Co z Tomkiem? – zapytał mój brat Paweł. – Dawno go nie widziałem.
– Pracuje dużo ostatnio – odpowiedziała Małgosia wymijająco.
Widziałam po oczach Pawła, że coś podejrzewa. W naszej rodzinie plotki rozchodzą się szybciej niż grypa w przedszkolu.
Po obiedzie babcia podeszła do mnie do kuchni.
– Co się dzieje z Małgosią? Wygląda okropnie. Nie próbuj mi wmówić, że to tylko praca.
Westchnęłam ciężko.
– Babciu… ona musi sama sobie poradzić. Proszę cię, nie naciskaj.
Babcia spojrzała na mnie ze smutkiem i tylko pokiwała głową.
Wieczorem Małgosia powiedziała:
– Mamo… ja chyba wrócę do domu. Muszę z nim porozmawiać twarzą w twarz.
Bałam się tego spotkania bardziej niż ona sama. Bałam się, że Tomek ją zrani jeszcze bardziej albo że ona złamie się i wróci do niego tylko ze strachu przed samotnością.
Kiedy wychodziła z walizką w ręku, miałam ochotę ją zatrzymać. Ale wiedziałam, że musi sama przejść przez ten koszmar.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie wieczorem:
– Rozmawialiśmy długo… On płakał, przepraszał… Twierdzi, że to był błąd, że nic dla niego nie znaczyła…
– A ty? Wierzysz mu?
– Nie wiem… Chcę mu wierzyć, ale boję się zaufać jeszcze raz.
Przez kolejne tygodnie Małgosia żyła jak na huśtawce emocji. Raz mówiła mi przez telefon:
– Może powinnam mu wybaczyć? Przecież mamy kredyt na mieszkanie… A co powie rodzina?
Innym razem płakała:
– Nienawidzę go! Jak on mógł mi to zrobić?
Czułam się bezsilna. Chciałam ją chronić przed całym światem, ale wiedziałam, że są rzeczy, których matka nie naprawi żadną radą ani czułością.
W końcu nadszedł dzień rodzinnej uroczystości – imieniny babci. Małgosia przyszła sama. Wszyscy patrzyli na nią pytająco; atmosfera była napięta jak przed burzą.
W pewnym momencie Paweł rzucił półgębkiem:
– A Tomek gdzie? Znowu w pracy?
Małgosia spuściła wzrok i wyszeptała:
– Rozstaliśmy się na jakiś czas.
Zapadła cisza tak gęsta, że można ją było kroić nożem. Babcia odłożyła widelec i powiedziała tylko:
– Dziecko… życie jest trudne. Ale pamiętaj – zawsze możesz liczyć na rodzinę.
Po tej uroczystości plotki rozlały się po rodzinie jak plama oleju na wodzie. Dzwoniły ciotki z pytaniami pełnymi troski i ciekawości zarazem:
– Co się stało? Czy to prawda? Czy Tomek kogoś ma?
Musiałam kłamać lub milczeć – tak jak prosiła Małgosia. Czułam się jak strażniczka sekretu, który pali mnie od środka.
Minęły miesiące. Małgosia zaczęła powoli wracać do siebie. Zaczęła chodzić na terapię, znalazła nową pracę w innym mieście. Tomek próbował ją odzyskać jeszcze kilka razy, ale ona była już inna – silniejsza i bardziej ostrożna.
Czasem wieczorami siedzę sama w kuchni i myślę o tym wszystkim. O tym, ile bólu może pomieścić jedno serce matki; ile tajemnic można udźwignąć dla dobra dziecka; ile razy trzeba udawać przed światem spokój i normalność.
Czy dobrze zrobiłam milcząc przed rodziną? Czy powinnam była powiedzieć prawdę i pozwolić innym pomóc Małgosi? Czy czasem nasze milczenie nie boli bardziej niż najgorsza prawda?