Przepraszam, że tak się stało: Historia Joanny z Gdańska
Stałam w przedpokoju, ściskając w dłoni klucz do mieszkania, który jeszcze godzinę temu wydawał się symbolem bezpieczeństwa. Teraz był ciężarem. Z łazienki dobiegał szum wody, a ja czułam, jak narasta we mnie fala paniki.
– Michał! – krzyknęłam, próbując opanować drżenie głosu. – Spieszysz się?
– Już wychodzę! – odpowiedział, a w jego głosie zabrzmiała irytacja. – Przecież mówiłem, że mam ważne spotkanie w Warszawie.
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego zerknęłam na telefon. Wiadomość od nieznanego numeru: „Joanna, twój mąż nie jedzie do Warszawy. Widziałam go dziś rano na dworcu z Magdą. Przykro mi.”
Magda. Moja kuzynka. Ta sama, która jeszcze miesiąc temu płakała mi w rękaw, że jej narzeczony ją zdradził. Ta sama, która zawsze była w cieniu, a teraz…
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy. Przez głowę przelatywały mi obrazy: nasz ślub w kościele św. Mikołaja, pierwsze wspólne mieszkanie na Zaspie, wieczory przy Netflixie i rozmowy o dzieciach, których nigdy się nie doczekaliśmy.
Michał wyszedł z łazienki, poprawiając krawat. Pachniał moimi ulubionymi perfumami.
– Joanna, nie rób sceny. Spóźnię się na pociąg.
– A Magda też się spieszy? – zapytałam cicho.
Zamarł. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– O czym ty mówisz?
– Widziano was razem na dworcu. – Głos mi się załamał.
Przez chwilę milczał, potem wzruszył ramionami.
– To nie tak…
– To dokładnie tak! – wybuchłam. – Kiedy miałeś mi powiedzieć? Po powrocie? Czy może wtedy, gdy już wyczyścisz nasze konto?
Michał spojrzał na mnie z pogardą.
– Zawsze byłaś przewrażliwiona. Magda rozumie mnie lepiej niż ty przez te wszystkie lata.
Zacisnęłam pięści. Chciałam krzyczeć, rzucać talerzami, ale zamiast tego usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Michał przeszedł obok mnie obojętnie, zabrał walizkę i wyszedł bez słowa.
W mieszkaniu zapadła cisza. Tylko zegar w kuchni tykał uparcie, jakby odliczał czas do końca mojego starego życia.
Po godzinie zadzwoniła mama.
– Asiu, wszystko w porządku? Michał dzwonił do taty, mówił, że wyjeżdża służbowo…
– Mamo… on mnie zdradza. Z Magdą.
Zapadła cisza.
– To niemożliwe… Może przesadzasz? Michał to porządny chłopak…
– Widziano ich razem na dworcu! – krzyknęłam przez łzy.
– Może to przypadek…
– Mamo! – przerwałam jej ostro. – Nie chcę już tego słuchać.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na kanapę. Przez chwilę siedziałam bez ruchu, aż usłyszałam dźwięk powiadomienia.
„Joanna, przepraszam. Nie chciałam tego tak… Michał powiedział mi, że już się rozstaliście.”
To była Magda. Zawsze potrafiła wszystko obrócić na swoją korzyść.
Napisałam tylko: „Nie chcę cię więcej widzieć.”
Po południu przyszła moja siostra Ania z dziećmi.
– Asia… mama dzwoniła do mnie cała roztrzęsiona. Co się stało?
Opowiedziałam jej wszystko, a ona tylko kiwała głową i przytulała mnie mocno.
– Michał to świnia – powiedziała w końcu. – Ale ty jesteś silna. Przetrwasz to.
– Nie wiem…
– Wiem! – Ania spojrzała mi prosto w oczy. – Pamiętasz, jak tata zostawił mamę dla tej kobiety z pracy? Myślałyśmy wtedy, że świat się skończył. A jednak mama podniosła się i żyje dalej.
Przypomniałam sobie tamten czas: mama płacząca nocami w kuchni, babcia powtarzająca „trzeba wybaczać”, a ja i Ania próbujące udawać przed koleżankami w szkole, że wszystko jest w porządku.
Wieczorem zadzwoniła babcia.
– Asiu, dziecko… słyszałam już wszystko od twojej mamy. Nie płacz za nim. Mężczyźni są jak tramwaje – jeden odjedzie, drugi przyjedzie.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
– Babciu…
– Posprzątaj mieszkanie, umyj okna i kup sobie coś ładnego. I nie zapomnij o niedzielnej mszy!
Babcia zawsze wiedziała, jak rozładować napięcie.
Następnego dnia poszłam do pracy z podkrążonymi oczami. Szefowa spojrzała na mnie uważnie.
– Joanna… jeśli potrzebujesz wolnego…
– Dam radę – przerwałam jej szybko. Praca była moją jedyną ucieczką przed myślami.
W domu czekały na mnie papiery rozwodowe i list od Michała: „Przepraszam, że tak się stało. To nie twoja wina.”
Przez chwilę chciałam go podrzeć na strzępy, ale schowałam go do szuflady. Może kiedyś będę mogła spojrzeć na to wszystko bez bólu.
Rodzina podzieliła się na dwa obozy: mama i babcia twierdziły, że powinnam walczyć o małżeństwo („Bo co ludzie powiedzą?”), Ania i mój brat Tomek byli po mojej stronie („Nie pozwól mu wrócić!”). Nawet ciotka Halina zadzwoniła z Radomia:
– Joasiu, u nas to samo było z Władkiem! Ale ja mu nie wybaczyłam! I dobrze zrobiłam!
Czułam się rozdarta między oczekiwaniami rodziny a własnym bólem. Każdy miał dla mnie radę: „Wyjedź”, „Zmień pracę”, „Zrób sobie dziecko in vitro”, „Kup kota”.
A ja chciałam tylko spokoju.
Minęły tygodnie. Michał przestał dzwonić. Magda wyprowadziła się do innego miasta. Mama przestała wypominać mi „zmarnowane lata”. Babcia przynosiła mi domowe pierogi i opowiadała historie o dziadku („Też miał swoje grzeszki!”).
Pewnego dnia spotkałam na spacerze sąsiadkę z parteru.
– Pani Joasiu… życie jest za krótkie na łzy za facetem! Ja po rozwodzie zaczęłam tańczyć tango!
Uśmiechnęłam się pierwszy raz od miesięcy.
Dziś mija rok od tamtego dnia. Mam nowe mieszkanie na Przymorzu, nową pracę i nową siebie. Czasem jeszcze boli – zwłaszcza gdy widzę szczęśliwe pary na ulicy albo słyszę pytania rodziny o przyszłość („A może jednak dasz mu szansę?”).
Ale wiem jedno: przeszłość już mnie nie definiuje.
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: czy można naprawdę zacząć od nowa po takim upokorzeniu? Czy wy też musieliście kiedyś budować swoje życie od zera? Jak sobie poradziliście?