Weekend, który zmienił wszystko: Kiedy rodzice przyjeżdżają bez zapowiedzi

— Mamo, zupełnie zwariowałaś?! Jacy rodzice?! — krzyknęłam do słuchawki, omal nie wypuszczając jej z ręki. — Przecież mówiłam ci sto razy, że z Darkiem tylko się spotykamy!

— A co, spotykacie się, to znaczy, że nie na poważnie? — głos matki brzmiał stanowczo i nie wróżył nic dobrego.

Stałam w kuchni, trzymając kubek z zimną już kawą. Za oknem szarzało, a ja czułam, jakby ktoś właśnie wyciągnął spod moich nóg dywan. Moja matka nigdy nie rozumiała granic. Ale żeby przyjechać do Warszawy bez zapowiedzi? I to jeszcze z ojcem i… teściami Darka?!

— Mamo, błagam cię, nie rób mi tego. — Głos mi zadrżał. — My nawet nie mieszkamy razem! Darek ma swoje mieszkanie na Ursynowie, ja tu na Ochocie… To nie jest czas na rodzinne spotkania!

— Kinga, nie przesadzaj. To tylko weekend. Chcemy was poznać lepiej. A państwo Nowakowie też są ciekawi, z kim ich syn się spotyka. — Matka była nieugięta.

Wtedy usłyszałam dźwięk domofonu. Spojrzałam na zegarek — piątek, 18:03. Zamarłam.

— Już jesteśmy pod twoim blokiem — powiedziała matka i rozłączyła się.

Przez chwilę stałam jak sparaliżowana. Potem rzuciłam się do drzwi. W korytarzu panował chaos — walizki, płaszcze, torby z zakupami. Matka już rozstawiała się w moim salonie, ojciec rozglądał się po mieszkaniu z miną inspektora budowlanego, a państwo Nowakowie stali w progu, wyraźnie skrępowani.

Darek pojawił się dziesięć minut później. Wbiegł zadyszany, z bukietem tulipanów i miną człowieka prowadzonego na ścięcie.

— Cześć wszystkim… — wymamrotał i spojrzał na mnie przepraszająco.

Przez pierwszą godzinę próbowałam zachować pozory normalności. Rozmawialiśmy o pogodzie, korkach w Warszawie i cenach mieszkań. Ale napięcie wisiało w powietrzu jak gradowa chmura.

Matka zaczęła wypytywać Darka o plany na przyszłość.

— No więc… Kinga mówiła, że pracujesz w banku? A kiedy zamierzacie zamieszkać razem?

Darek spojrzał na mnie z paniką w oczach.

— My… jeszcze o tym nie rozmawialiśmy — wyjąkał.

— A dzieci? — dorzuciła moja matka, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.

Państwo Nowakowie milczeli, ale ich spojrzenia mówiły wszystko: „Co my tu robimy?”.

Wieczorem atmosfera była już tak gęsta, że można ją było kroić nożem. Ojciec Darka poprosił mnie na bok.

— Kinga, czy ty naprawdę chcesz być z naszym Darkiem? Bo wie pani… on jest trochę nieśmiały, ale bardzo pana lubimy. Tylko żebyście się nie spieszyli za bardzo…

Poczułam gulę w gardle. Chciałam krzyczeć: „To nie wasza sprawa!” Ale tylko skinęłam głową.

Noc była koszmarem. Matka spała w moim łóżku (bo „kręgosłup”), ojciec na kanapie, a państwo Nowakowie w pokoju Darka (który musiał wrócić na Ursynów). Ja spałam na podłodze w kuchni, przykryta kocem.

Rano matka zaczęła robić porządki w mojej szafie.

— Kinga, ile ty masz tych sukienek? I po co ci tyle butów? Może oddaj coś Darkowi?

— Mamo! Przestań! To moje rzeczy!

— Dziecko, ja tylko chcę ci pomóc. Ty nigdy nie umiałaś gospodarować pieniędzmi…

Wybuchłam płaczem. Wybiegłam z mieszkania i przez godzinę chodziłam po parku Szczęśliwickim, próbując się uspokoić. Zadzwonił Darek.

— Przepraszam za moich rodziców. Oni też są przerażeni tą sytuacją. Moja mama płakała całą noc…

— Darek, ja już nie mam siły. Moja matka mnie niszczy. Zawsze musi mieć kontrolę nad wszystkim…

— Może powinniśmy im powiedzieć prawdę?

Zamarłam.

— Jaką prawdę?

— Że od miesiąca się nie spotykamy… Że próbujemy być przyjaciółmi…

Poczułam się tak, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przez chwilę milczałam.

— Nie wiem… Może masz rację…

Wróciłam do mieszkania. Wszyscy siedzieli przy stole w milczeniu. Matka patrzyła na mnie z wyrzutem.

— Gdzie byłaś? Martwiliśmy się!

Usiadłam naprzeciwko niej i spojrzałam jej prosto w oczy.

— Mamo, muszę ci coś powiedzieć. Z Darkiem… już od jakiegoś czasu nie jesteśmy razem. Próbujemy być przyjaciółmi, ale to trudne.

Zapadła cisza. Ojciec spuścił wzrok. Państwo Nowakowie wymienili spojrzenia pełne ulgi i smutku jednocześnie.

Matka zaczęła płakać.

— Dlaczego mi nie powiedziałaś?!

— Bo zawsze wszystko komplikujesz! Bo nigdy nie słuchasz tego, co mówię!

Wybiegła do łazienki i zatrzasnęła drzwi.

Wieczorem wszyscy wyjechali wcześniej niż planowali. Pożegnania były chłodne i niezręczne. Darek przytulił mnie na klatce schodowej.

— Przepraszam za wszystko… Może kiedyś będziemy mogli być po prostu sobą?

Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Usiadłam na podłodze i długo patrzyłam w sufit.

Czy naprawdę musimy żyć według oczekiwań innych? Czy rodzina ma prawo decydować za nas o naszym szczęściu? Czasem myślę, że najtrudniej jest postawić granice tym, których kochamy najbardziej.