Wątpliwości, które niszczą: Historia Haliny z podwarszawskiej wsi

Siedziałam w kuchni, opierając łokcie o stół, i wpatrywałam się w czarną szybę okna, jakby mogła mi odpowiedzieć na pytania, których bałam się zadać na głos. Była już prawie północ. W domu panowała cisza, przerywana tylko cichym tykaniem zegara i odległym szczekaniem psa sąsiadów. Moje oczy były zmęczone, twarz — szara, a serce biło jak oszalałe. W głowie kłębiły się myśli: „Czy to możliwe? Czy naprawdę coś przede mną ukrywają?”

Nagle drzwi lekko zaskrzypiały i do kuchni weszła teściowa — Wanda Stanisławówna. Miała na sobie gruby szlafrok i spojrzenie, które zawsze sprawiało, że czułam się jak intruz we własnym domu.

— Co tak późno tu siedzisz? — zapytała, sięgając po dzbanek z herbatą. — Nie możesz spać?

Pokręciłam głową, nie patrząc na nią. Wiedziałam, że zaraz zacznie wypytywać, a ja nie byłam gotowa na rozmowę. Ale Wanda nigdy nie dawała za wygraną.

— Znowu myślisz o tym, co powiedziała sąsiadka? — dopytywała z wyraźną satysfakcją w głosie. — Halina, ty za dużo słuchasz ludzi. Lepiej zajmij się swoim mężem.

Zacisnęłam dłonie na filiżance. Ostatnio coraz częściej słyszałam szepty za plecami. Że mój mąż, Andrzej, widywany jest z jakąś kobietą w mieście. Że wraca później niż zwykle. Że coś ukrywa.

— Andrzej pracuje do późna — odpowiedziałam cicho, choć sama nie wierzyłam w swoje słowa.

Wanda prychnęła.

— Pracuje… Pracuje czy się bawi? Wiesz, Halina, ja swoje przeżyłam. Mężczyźni są wszędzie tacy sami.

Zrobiło mi się zimno. Chciałam jej powiedzieć, żeby przestała, żeby nie wbijała mi do głowy tych myśli. Ale nie potrafiłam. Zamiast tego wstałam i zaczęłam nerwowo wycierać blat kuchenny.

— Daj mu spokój — mruknęła Wanda. — Ale pamiętaj: jak facet zaczyna kłamać, to już po wszystkim.

Nie odpowiedziałam. Wanda wyszła z kuchni, zostawiając mnie z jeszcze większym niepokojem niż wcześniej.

Kiedy wróciłam do sypialni, Andrzeja jeszcze nie było. Znowu. Położyłam się do łóżka i wsłuchiwałam się w ciszę domu. Każdy dźwięk wydawał mi się podejrzany. Każdy cień na ścianie był jak ostrzeżenie.

Następnego dnia próbowałam zachowywać się normalnie. Przygotowałam śniadanie dla dzieci, wyprawiłam je do szkoły i zabrałam się za sprzątanie. Ale myśli nie dawały mi spokoju. Kiedy Andrzej wrócił po południu, spojrzałam mu prosto w oczy.

— Gdzie byłeś wczoraj tak długo? — zapytałam bez ogródek.

Zaskoczył się.

— Przecież mówiłem ci, że miałem nadgodziny w warsztacie — odpowiedział spokojnie.

— Naprawdę? Bo słyszałam, że widziano cię z jakąś kobietą na rynku.

Andrzej zmarszczył brwi.

— Znowu te plotki? Halina, ile razy mam ci powtarzać? To była klientka! Przyniosła samochód do naprawy!

Chciałam mu uwierzyć. Naprawdę chciałam. Ale w mojej głowie już kiełkowało ziarno niepewności. Czy mówi prawdę? Czy może rzeczywiście coś przede mną ukrywa?

Wieczorem poszłam do sąsiadki, pani Zofii. Zawsze była życzliwa, ale tym razem jej spojrzenie było pełne współczucia.

— Halinko… Ja ci powiem szczerze: lepiej mieć oczy szeroko otwarte. Mój Staszek też kiedyś zaczął wracać późno… A potem okazało się, że miał drugą rodzinę w Piasecznie.

Wróciłam do domu jeszcze bardziej rozbita. Każde słowo sąsiadki wbijało się we mnie jak kolec.

Przez kolejne dni zaczęłam obserwować Andrzeja. Sprawdzałam jego kieszenie, zaglądałam do telefonu, podsłuchiwałam rozmowy przez drzwi łazienki. Czułam się podle, ale nie mogłam przestać.

Wanda tylko dolewała oliwy do ognia.

— Widzisz? Mówiłam ci! On coś kręci! — powtarzała przy każdej okazji.

Aż pewnego wieczoru Andrzej wrócił wcześniej niż zwykle. Był zmęczony i rozdrażniony.

— Co się z tobą dzieje? — zapytał nagle. — Od tygodnia chodzisz jak cień! Unikasz mnie! Przeszukujesz moje rzeczy! O co ci chodzi?

Nie wytrzymałam.

— Boję się! — krzyknęłam przez łzy. — Boję się, że mnie zdradzasz! Że masz kogoś innego!

Andrzej spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

— Halina… Jak możesz tak myśleć? Przecież wszystko robię dla was! Pracuję po nocach, żebyśmy mogli spłacić kredyt na dom! Ty naprawdę myślisz, że bym cię zostawił?

Zaczęłam płakać na dobre. Wszystkie emocje wylały się ze mnie jak rwąca rzeka: strach, żal, gniew na siebie samą i na wszystkich wokół.

Andrzej usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.

— Kocham cię — powiedział cicho. — Ale jeśli nie przestaniesz mi nie ufać… to wszystko się rozpadnie.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym, jak łatwo pozwoliłam innym zatruć moje myśli. Jak bardzo dałam się zmanipulować plotkom i podszeptom teściowej oraz sąsiadki. Czy naprawdę tak trudno zaufać komuś bliskiemu? Czy moje wątpliwości już na zawsze będą niszczyć to, co budowaliśmy przez lata?

Rano spojrzałam na Andrzeja inaczej niż zwykle — z wdzięcznością i smutkiem jednocześnie. Wiedziałam już jedno: jeśli nie nauczę się ufać sobie i jemu, stracę wszystko.

Czasem zastanawiam się: ile rodzin rozpadło się przez takie właśnie wątpliwości? Czy można jeszcze odbudować zaufanie po tym wszystkim? Może ktoś z was zna odpowiedź…