Nieoczekiwane spotkanie: prawda, która otwiera oczy
— Kinga, nie zapomnij o prezentacji dla Nowaka! — głos szefa rozbrzmiewał w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak zamknęłam za sobą drzwi hotelowego pokoju. Byłam wykończona. Łódź przywitała mnie szarym niebem i deszczem, a ja od rana biegałam z jednego spotkania na drugie. Ledwo zdążyłam rzucić torbę na łóżko, gdy telefon zawibrował.
Wszystko w porządku. Jestem wykończona. Idę spać. — napisałam do Mariusza, mojego męża. Odpisał natychmiast: Ja też. U rodziców to istna harówka, remont to koszmar. Kocham cię.
Zamknęłam oczy i przez chwilę próbowałam uwierzyć, że wszystko jest normalnie. Ale przecież nie było. Od miesięcy czułam, że coś się zmienia między nami. Mariusz był coraz bardziej nieobecny, coraz częściej znikał pod pretekstem pracy lub pomocy rodzicom. Ja z kolei rzuciłam się w wir obowiązków, żeby nie myśleć o pustce, która wkradła się do naszego mieszkania.
Następnego dnia po pracy koleżanka z zespołu, Aneta, namówiła mnie na drinka w hotelowym barze. — Musisz się trochę wyluzować, Kinga! — śmiała się, zamawiając dla nas dwie margarity. Siedziałyśmy przy oknie, rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, aż nagle mój wzrok przykuła znajoma sylwetka przy recepcji.
Serce zamarło mi w piersi. To był Mariusz. Stał tam, rozmawiając z jakąś kobietą — wysoką brunetką w czerwonym płaszczu. Śmiali się do siebie, a potem ruszyli razem w stronę windy.
— Kinga? Co się stało? — zapytała Aneta, widząc moją bladą twarz.
— Muszę… muszę coś załatwić — wymamrotałam i wybiegłam z baru.
Nie wiem, skąd miałam tyle odwagi. Wsiadłam do windy tuż za nimi i wysiadłam na tym samym piętrze. Ukryłam się za rogiem korytarza i patrzyłam, jak Mariusz otwiera drzwi do pokoju 312. Kobieta weszła pierwsza, on za nią. Drzwi się zamknęły.
Stałam tam dłuższą chwilę, nie mogąc złapać tchu. W głowie kłębiły mi się myśli: Może to przypadek? Może to tylko koleżanka z pracy? Ale przecież widziałam ich spojrzenia, słyszałam śmiech… To nie była zwykła znajomość.
Wróciłam do swojego pokoju na miękkich nogach. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, a w głowie słyszałam tylko jedno pytanie: Dlaczego?
Następnego dnia próbowałam zachowywać się normalnie. Uśmiechałam się na spotkaniach, żartowałam z zespołem, ale w środku czułam tylko pustkę i gniew. Po południu postanowiłam działać. Zeszłam do recepcji i poprosiłam o rozmowę z kierownikiem hotelu.
— Przepraszam, czy mogłabym uzyskać informację, kto jest zameldowany w pokoju 312? — zapytałam najspokojniej jak potrafiłam.
Recepcjonista spojrzał na mnie podejrzliwie.
— Przykro mi, ale nie możemy udzielać takich informacji osobom postronnym.
Zacisnęłam pięści i wyszłam na zewnątrz. Deszcz padał jeszcze mocniej niż dzień wcześniej. Stałam pod daszkiem i patrzyłam na ludzi biegnących przez ulicę. Wtedy zadzwonił telefon.
— Kinga? — głos Mariusza był cichy i spięty. — Słuchaj… musimy porozmawiać.
— O czym? — zapytałam chłodno.
— Jestem w Łodzi. Wiem, że to dziwne… ale chciałem ci coś powiedzieć osobiście.
— Wiem już wszystko — przerwałam mu drżącym głosem. — Widziałam cię wczoraj w hotelu.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— To nie tak jak myślisz… — zaczął.
— Naprawdę? Bo wyglądało bardzo jednoznacznie — syknęłam przez zaciśnięte zęby.
— Kinga… proszę cię, spotkajmy się. Wyjaśnię ci wszystko.
Nie chciałam go widzieć. Ale jakaś część mnie potrzebowała tej rozmowy — choćby po to, żeby usłyszeć prawdę prosto w oczy.
Spotkaliśmy się wieczorem w małej kawiarni niedaleko Piotrkowskiej. Mariusz wyglądał na zmęczonego i przybitego.
— To nie była zdrada — zaczął od razu. — Ta kobieta to moja siostra, o której nigdy ci nie mówiłem.
Zamarłam.
— Siostra? Jak to?
— Mama miała romans wiele lat temu… Dowiedziałem się o tym dopiero niedawno. Ona mieszka tutaj, w Łodzi. Spotykamy się od kilku miesięcy, próbuję ją poznać… Nie wiedziałem jak ci powiedzieć.
Patrzyłam na niego w osłupieniu. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — wyszeptałam w końcu.
— Bałem się twojej reakcji… Bałem się, że mnie zostawisz albo uznasz moją rodzinę za dziwną. Sam nie wiem… To wszystko mnie przerosło.
Siedzieliśmy długo w milczeniu. Czułam ulgę i jednocześnie gniew — bo choć nie zdradził mnie fizycznie, to jednak ukrywał przede mną ważną część swojego życia.
Wróciłam do hotelu jeszcze bardziej zagubiona niż wcześniej. Przez całą noc rozmyślałam o tym, jak łatwo można pomylić pozory z prawdą i jak bardzo brak szczerości potrafi zranić nawet wtedy, gdy nie ma zdrady w tradycyjnym sensie tego słowa.
Dziś już wiem, że każda relacja opiera się na zaufaniu i rozmowie — nawet jeśli prawda boli lub jest trudna do zaakceptowania. Czy można odbudować zaufanie po takich sekretach? Czy lepiej znać całą prawdę, nawet jeśli jest bolesna? Czasem jedno spotkanie wystarczy, by otworzyć oczy na to, co naprawdę ważne.