Granice, których nie widać: Moja walka o dom, miłość i szacunek

– Znowu tu była. Czuję jej perfumy – pomyślałam, przekręcając klucz w zamku. W powietrzu unosił się zapach Opium od YSL, ten sam, którego używa tylko teściowa. Michał wyjechał na konferencję do Poznania, a ja zostałam sama z naszą córką, Zosią, w naszym dwupokojowym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Od kilku dni miałam wrażenie, że ktoś tu bywa pod moją nieobecność.

Tydzień temu próbowałam porozmawiać z panią Haliną:
– Pani Halino, po co pani te klucze? – zapytałam, kiedy wręczała mi świeżo upieczony makowiec i mimochodem wspomniała, że dorobiła sobie komplet „na wszelki wypadek”.
– Kochana Marto, nigdy nie wiadomo! Może coś się stanie, a ja będę musiała ci pomóc – odpowiedziała z tym swoim przesłodzonym tonem i spojrzeniem pełnym troski.
Nie uwierzyłam jej. Od kiedy urodziła się Zosia, teściowa coraz częściej próbowała ingerować w nasze życie. Najpierw drobne rady – jak karmić dziecko, jak prać śpioszki. Potem niezapowiedziane wizyty, aż w końcu – własny klucz do naszego mieszkania. Michał twierdził, że przesadzam. „Mama chce dobrze” – powtarzał. Ale ja czułam się coraz bardziej osaczona.

Wczoraj postanowiłam działać. Ustawiłam na szafce w przedpokoju maleńką kamerkę internetową, którą Michał dostał kiedyś od kolegi z pracy. Ustawiłam ją tak, by obejmowała drzwi wejściowe i salon. Wyszłam z domu o 10:00 i wróciłam po czterech godzinach. Kamera nagrała wszystko.

Siedziałam wieczorem na kanapie z laptopem na kolanach i sercem bijącym jak szalone. Przewijałam nagranie. O 11:13 drzwi otworzyły się cicho. Do mieszkania weszła teściowa – Halina. Rozejrzała się nerwowo, zdjęła buty i zaczęła chodzić po pokojach. Najpierw zajrzała do sypialni, potem do kuchni. Otwierała szafki, zaglądała do lodówki, przeglądała nasze rachunki leżące na stole. W pewnym momencie wyjęła z torebki notes i coś zapisała.

– Co ty wyprawiasz? – szepnęłam do ekranu.

Nagle usiadła na kanapie i zaczęła przeglądać album ze zdjęciami Zosi. Uśmiechała się pod nosem, czasem wzdychała ciężko. Po chwili wyjęła z torebki mały woreczek i zaczęła przekładać rzeczy w szufladzie komody – mojej komody! Znalazła mój pamiętnik i… otworzyła go.

Zamarłam.

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Czytała moje najskrytsze myśli, zapiski o moich lękach, o tym, jak trudno mi czasem dogadać się z Michałem, jak bardzo czuję się samotna w nowym mieście bez rodziny i przyjaciół.

Po piętnastu minutach zamknęła pamiętnik i schowała go dokładnie tam, gdzie był. Przetarła łzę z policzka i wyszła z mieszkania.

Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Czułam się zdradzona, upokorzona i bezradna. Rano zadzwoniłam do Michała.

– Michał, musimy porozmawiać – powiedziałam drżącym głosem.
– Co się stało? Zosia chora?
– Nie… Twoja mama… Ona tu była wczoraj. Wiem to na pewno.
– Przecież mówiłem ci… – zaczął zniecierpliwiony.
– Mam nagranie z kamery! Przeglądała nasze rzeczy! Czytała mój pamiętnik! – wybuchłam.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Jesteś pewna?
– Tak. Chcesz zobaczyć nagranie?
– Nie… Nie wiem… Porozmawiam z nią.

Czekałam cały dzień na telefon od Michała. W końcu zadzwonił wieczorem.
– Mama twierdzi, że chciała tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku. Że martwi się o nas… O ciebie szczególnie.
– I dlatego czyta mój pamiętnik? Przeszukuje nasze rzeczy?
– Powiedziała, że znalazła go przypadkiem i nie mogła się powstrzymać…
Poczułam narastającą złość i bezsilność.
– Michał, ja tak nie mogę żyć! To jest nasz dom! Nasza prywatność! Albo oddaje klucze i przestaje tu przychodzić bez zapowiedzi, albo… – urwałam.
– Albo co?
– Albo wyprowadzam się z Zosią do mamy!
Michał milczał długo.

Wieczorem przyszła wiadomość od teściowej: „Przepraszam cię, Marto. Nie chciałam cię zranić. Po prostu bardzo się martwię o was i czasem nie umiem inaczej…”
Nie odpisałam jej nic. Przez kolejne dni unikałam kontaktu z Haliną. Michał próbował mnie przekonać do rozmowy rodzinnej przy stole, ale ja nie byłam gotowa. Czułam się zdradzona przez najbliższych ludzi.

W końcu przyszedł dzień konfrontacji. Siedzieliśmy we trójkę przy stole w kuchni. Zosia spała w pokoju obok.
– Marto… – zaczęła Halina cicho – Wiem, że przekroczyłam granicę. Ale ty też musisz mnie zrozumieć… Jesteś dla mnie jak córka. Boję się o was bardziej niż o siebie samą…
Patrzyłam na nią długo w milczeniu.
– To nie jest miłość, tylko kontrola – powiedziałam spokojnie. – Chcę czuć się bezpiecznie we własnym domu.
Halina oddała mi klucze drżącą ręką.
Michał objął mnie ramieniem i wyszeptał: „Przepraszam”.

Od tamtej pory minęły dwa miesiące. Relacje z teściową są chłodne, ale przynajmniej czuję się u siebie bezpiecznie. Czasem zastanawiam się jednak: czy można odbudować zaufanie po takim naruszeniu? Czy rodzina naprawdę daje prawo do wszystkiego?