W cieniu ojca: Decyzja, która zmieniła wszystko
– Zuzanna, nie uciekaj teraz. Musimy porozmawiać – głos ojca był chropowaty, jakby każde słowo raniło go w gardło. Stał w kuchni, oparty o blat, z twarzą pobladłą i zmęczoną.
Zatrzymałam się w progu, ściskając w dłoni klucz do mieszkania. Przez chwilę miałam ochotę wybiec, zostawić za sobą ten duszny zapach gotowanej kapusty i ciężar niewypowiedzianych słów. Ale zostałam. Jak zawsze.
– Słucham – powiedziałam cicho, nie patrząc mu w oczy.
– Lekarz mówił, że jeśli nie znajdą mi dawcy, mogę nie doczekać zimy – zaczął bez ogródek. – Ty jesteś najbliżej. Jesteś moją córką.
Wiedziałam, że ten moment nadejdzie. Od miesięcy patrzyłam, jak ojciec gaśnie. Dializy trzy razy w tygodniu, coraz mniej siły, coraz więcej goryczy w głosie. Ale nie byłam gotowa. Nigdy nie byłam.
W mojej głowie rozbrzmiewały echa dawnych kłótni. „Znowu dostałaś tróję? Nie nadajesz się do niczego!” „Nie będziesz się szlajać po nocach jak twoja matka!” „Nie płacz, bo tylko słabi płaczą!”
Przez całe dzieciństwo próbowałam zasłużyć na jego uznanie. Przynosiłam świadectwa z paskiem, gotowałam obiady, kiedy mama uciekła do ciotki Basi na drugi koniec miasta. Ale nigdy nie usłyszałam „dziękuję”, nigdy nie poczułam się wystarczająco dobra.
– Zuzka, ja wiem, że nie byłem łatwym ojcem – powiedział nagle cicho. – Ale rodzina to rodzina. Pomagamy sobie.
Poczułam, jak coś ściska mnie w gardle. Czy naprawdę jestem mu coś winna? Czy krew i nazwisko zobowiązują mnie do poświęcenia własnego zdrowia?
Wróciłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. Wspomnienia wracały falami: ojciec krzyczący na mamę, trzaskające drzwi, ciche łzy pod kołdrą. Ale też te rzadkie chwile: jak uczył mnie jeździć na rowerze po osiedlowych alejkach, jak przyniósł mi lody po pierwszym złamanym sercu.
Następnego dnia zadzwoniła mama.
– Zuzia, słyszałam… Tata cię prosił?
– Tak – odpowiedziałam drżącym głosem.
– Nie musisz tego robić – powiedziała stanowczo. – On zawsze myślał tylko o sobie.
– Ale to mój ojciec…
– To też człowiek, który cię ranił przez lata. Pamiętaj o sobie.
Zawiesiłam się między dwoma światami: lojalnością wobec rodziny i potrzebą ochrony siebie. W pracy byłam rozkojarzona, koleżanka z biura – Magda – zauważyła to od razu.
– Coś się stało? – zapytała podczas przerwy na kawę.
Opowiedziałam jej wszystko. Magda milczała przez chwilę.
– Moja mama oddała nerkę swojej siostrze – powiedziała cicho. – Ale potem długo chorowała. To ogromne obciążenie dla organizmu…
Wróciłam do domu i zastałam ojca siedzącego przy stole z kubkiem herbaty.
– Zdecydowałaś już? – zapytał bez ogródek.
– Boję się – wyznałam szczerze.
– Ja też się boję – odpowiedział niespodziewanie łagodnie. – Ale nie chcę cię zmuszać… Po prostu… nie mam nikogo innego.
Przez kolejne dni unikaliśmy rozmów. Ja zamykałam się w swoim świecie, on coraz częściej patrzył przez okno na szare podwórko.
Pewnego wieczoru przyszła ciotka Basia.
– Zuzia, twój tata był uparty od zawsze – zaczęła bez wstępu. – Ale kocha cię na swój sposób. Tylko nigdy nie umiał tego okazać.
Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem.
– Miłość to nie tylko słowa – dodała cicho. – Czasem to wybór…
Tej nocy długo siedziałam przy oknie, patrząc na światła bloków naprzeciwko. Czy jestem gotowa oddać część siebie komuś, kto przez lata odbierał mi poczucie własnej wartości?
W końcu podjęłam decyzję: pójdę na badania. Jeśli okaże się, że mogę być dawcą – zdecyduję wtedy.
Szpital pachniał środkami dezynfekującymi i strachem. Pielęgniarka była miła, ale jej uśmiech nie docierał do oczu.
– Proszę się nie martwić, wszystko wyjaśnimy – zapewniła.
Czekałam na wyniki jak na wyrok. W międzyczasie ojciec coraz bardziej milknął. Pewnego dnia usiadł obok mnie na kanapie.
– Zuzka… Przepraszam za wszystko – wyszeptał nagle. – Za to, że byłem taki twardy… Za to, że nie umiałem być lepszym ojcem.
Łzy napłynęły mi do oczu. Po raz pierwszy zobaczyłam w nim człowieka, nie tylko kata mojego dzieciństwa.
Wyniki przyszły tydzień później: mogłam być dawcą.
Przez kolejne dni chodziłam jak we śnie. Mama dzwoniła codziennie:
– Nie rób tego dla niego. Zrób to dla siebie albo wcale.
Ojciec milczał. Widziałam w jego oczach strach i nadzieję jednocześnie.
Ostatecznie zdecydowałam: oddam mu nerkę.
Nie dlatego, że czułam się winna czy zobowiązana. Chciałam zamknąć ten rozdział życia z poczuciem, że zrobiłam wszystko, co mogłam – dla siebie i dla niego.
Operacja była trudna. Przez wiele tygodni dochodziłam do siebie fizycznie i psychicznie. Ojciec powoli wracał do sił. Zaczął częściej mówić „dziękuję”, czasem nawet się uśmiechał.
Nasza relacja nigdy nie będzie idealna. Ale nauczyliśmy się rozmawiać bez krzyku i pretensji.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy zrobiłabym to jeszcze raz? Czy można wybaczyć wszystko tylko dlatego, że ktoś jest rodziną?
A wy? Gdzie kończy się obowiązek wobec bliskich, a zaczyna prawo do własnego szczęścia?