Wnuczka niknie w oczach. Zaczyna nienawidzić matki i młodszej siostry: Obawiam się, że muszę ją zabrać, inaczej dojdzie do tragedii
Zaczęło się od krzyku. Takiego, który przeszywa ciszę jak nóż. Stałam w kuchni, kroiłam marchewkę na zupę, kiedy usłyszałam: — Zostaw mnie w spokoju! Nie widzisz, że mam dość?!
To była moja córka, Marta. A adresatem jej gniewu była jej starsza córka, moja wnuczka — Lena. Dziewczynka miała wtedy siedem lat i od kilku miesięcy coraz częściej widziałam, jak niknie w oczach. Dosłownie i w przenośni. Przestała jeść, przestała się śmiać. W jej oczach pojawił się cień, którego nie znałam.
Marta zawsze była ambitna, perfekcyjna. W szkole najlepsza, na studiach stypendystka, potem dobra praca w urzędzie miasta w Toruniu. Wyszła za Pawła — spokojnego informatyka, który nigdy nie podniósł głosu. Kiedy urodziła się Lena, byłam najszczęśliwszą babcią na świecie. Pomagałam im jak mogłam: gotowałam obiady, odbierałam wnuczkę z przedszkola, zostawałam na noc, gdy Marta musiała zostać dłużej w pracy.
Przez pierwsze lata wszystko układało się dobrze. Lena była pogodnym dzieckiem, ciekawym świata. Marta była czułą mamą — czytała jej bajki, tuliła do snu. Paweł był dumny z córeczki. Ale potem pojawiła się druga ciąża. Marta bardzo źle ją znosiła — ciągłe mdłości, bóle głowy, leżenie w szpitalu przez dwa miesiące. Po narodzinach Amelki coś się zmieniło.
Amelka była wcześniakiem, wymagała dużo opieki. Marta zamknęła się w sobie. Całą energię poświęcała młodszej córce. Lena stała się niewidzialna. Z dnia na dzień przestała być tą ukochaną córeczką — teraz była tylko starszą siostrą, która „powinna zrozumieć”.
— Lena, nie przeszkadzaj! — słyszałam niemal codziennie.
— Ale mamo… — próbowała coś powiedzieć dziewczynka.
— Idź do swojego pokoju! Amelka śpi!
Paweł próbował interweniować:
— Marta, może ja zajmę się Amelką? Pobaw się z Leną.
Ale Marta tylko machała ręką:
— Ty nic nie rozumiesz! Ona jest już duża! Niech da mi spokój!
Lena coraz częściej zamykała się w swoim pokoju. Przestała rysować, choć kiedyś uwielbiała kredki i farby. Przestała zapraszać koleżanki. Zaczęła chudnąć — ubrania wisiały na niej jak na wieszaku. Zaniepokoiło mnie to tak bardzo, że zaczęłam przychodzić częściej.
Pewnego dnia znalazłam ją skuloną pod biurkiem. Płakała bezgłośnie.
— Lenko, co się stało? — zapytałam cicho.
— Babciu… mama mnie już nie kocha… Ona kocha tylko Amelkę… Gdyby Amelki nie było, może by mnie znów przytuliła…
Serce mi pękło. Próbowałam rozmawiać z Martą:
— Marto, widzisz co się dzieje z Leną? Ona cierpi! Potrzebuje cię!
Marta spojrzała na mnie z wyrzutem:
— Mamo, nie wtrącaj się! Ty zawsze ją rozpieszczałaś! Ona musi dorosnąć!
Zaczęłyśmy się kłócić coraz częściej. Paweł był między młotem a kowadłem — kochał obie córki i żonę, ale nie miał siły walczyć z Martą.
Wkrótce Lena zaczęła mówić rzeczy, które mroziły mi krew w żyłach:
— Babciu… czasem myślę, że lepiej by było, gdybym zniknęła…
Nie spałam po nocach. Bałam się zostawiać ją samą nawet na chwilę. Zaczęłam szukać pomocy u psychologa dziecięcego. Usłyszałam:
— To klasyczny syndrom odrzucenia po narodzinach rodzeństwa i faworyzowania młodszego dziecka. Jeśli sytuacja się nie zmieni, może dojść do poważnych konsekwencji psychicznych.
Próbowałam wszystkiego: rozmów z Martą i Pawłem, wspólnych wyjazdów na wieś do mojej siostry, zabaw tylko we dwie z Leną. Ale to było jak walka z wiatrakami.
Pewnego dnia Lena wróciła ze szkoły z podrapanymi rękami.
— Co się stało?!
— Nic… przewróciłam się na boisku…
Ale nauczycielka zadzwoniła do mnie wieczorem:
— Pani Barbaro… Lena jest bardzo smutna ostatnio. Dzieci ją wyśmiewają, bo jest chuda i cicha. Dziś powiedziała mi: „Nikt mnie nie chce”…
To był moment przełomowy. Usiadłam wieczorem z Pawłem i powiedziałam:
— Paweł… jeśli Marta nie pójdzie z Leną na terapię i nie zmieni swojego zachowania, zabiorę wnuczkę do siebie. Mam prawo jako babcia wystąpić o opiekę tymczasową.
Paweł był przerażony:
— Ale to rozbije rodzinę!
— Lepiej rozbić rodzinę niż pozwolić dziecku cierpieć!
Następnego dnia doszło do awantury stulecia.
Marta wrzeszczała:
— Chcesz mi odebrać dziecko?! Ty zawsze wiedziałaś lepiej!
Ja płakałam:
— Chcę tylko uratować Lenę! Ona cię potrzebuje!
Amelka zaczęła płakać w łóżeczku, Lena uciekła do łazienki i zamknęła się od środka.
Po tej kłótni przez tydzień nikt ze sobą nie rozmawiał. Paweł spał na kanapie w salonie. Marta zamknęła się z Amelką w sypialni. Lena jadła tylko wtedy, gdy ją prosiłam.
W końcu Paweł zadzwonił do mnie wieczorem:
— Mamo… pomóż nam. Ja już nie wiem co robić.
Zorganizowałam rodzinne spotkanie u siebie w domu. Zaprosiłam Martę i Pawła osobno — najpierw rozmawiałam z Martą.
— Marto… pamiętasz jak sama czułaś się niewidzialna przy swoim bracie? Jak babcia zawsze mówiła: „Asia jest taka grzeczna, a ty tylko sprawiasz kłopoty”?
Marta spuściła głowę:
— Tak… pamiętam…
— Chcesz tego samego dla Leny?
Marta zaczęła płakać pierwszy raz od miesięcy.
Potem rozmawiałam z Pawłem:
— Musisz być silny dla Leny i Amelki. Jeśli Marta nie zgodzi się na terapię rodziną — ja wystąpię o opiekę nad Leną.
Paweł przytaknął bez słowa.
W końcu usiedliśmy wszyscy razem przy stole. Lena tuliła się do mnie kurczowo.
Powiedziałam głośno:
— Kocham was wszystkich. Ale jeśli nie zaczniecie walczyć o Lenę — ja to zrobię sama.
Marta spojrzała na córkę i pierwszy raz od dawna zobaczyłam w jej oczach strach i żal.
Zgodzili się na terapię rodzinną pod warunkiem, że przez jakiś czas Lena zamieszka ze mną — żeby mogła odpocząć od napięcia w domu.
Pierwsze dni były trudne — Lena budziła się w nocy z płaczem, bała się zostawać sama nawet w łazience. Powoli jednak zaczynałyśmy odbudowywać jej poczucie bezpieczeństwa: wspólne gotowanie pierogów, spacery po parku nad Wisłą, rozmowy przed snem o wszystkim i o niczym.
Po miesiącu Lena zaczęła znów rysować — najpierw smutne domy bez okien i drzwi, potem coraz więcej kolorów i słońca.
Terapia rodzinna była bolesna dla wszystkich — Marta musiała zmierzyć się ze swoją przeszłością i własnymi lękami; Paweł nauczył się mówić o swoich uczuciach; Lena powoli odzyskiwała radość życia; nawet mała Amelka zaczęła częściej śmiać się do starszej siostry.
Nie wiem jeszcze jak to wszystko się skończy. Czy Marta nauczy się kochać obie córki tak samo? Czy Lena wybaczy matce? Czy ja będę musiała walczyć o wnuczkę przed sądem?
Ale wiem jedno: nie wolno milczeć wobec krzywdy dziecka — nawet jeśli oznacza to konflikt z własnym dzieckiem.
Czasem pytam siebie: czy miałam prawo tak mocno ingerować? Czy można uratować dziecko przed matką — nie raniąc przy tym całej rodziny? Co wy byście zrobili na moim miejscu?