Tylko mama — miłość bez praw i czasu

— Weronika, proszę cię, nie wychodź jeszcze, śniadanie czeka! — mój głos odbija się echem od ścian kuchni, a w odpowiedzi słyszę tylko trzask drzwi. Szesnaście lat. Moja córka właśnie dziś kończy szesnaście lat, a ja czuję się, jakbym straciła ją już dawno temu. Kamil, młodszy, siedzi przy stole i grzebie widelcem w jajecznicy. Ma dwanaście lat i coraz rzadziej patrzy mi w oczy.

Czasem mam wrażenie, że jestem przezroczysta. Rano szkoła i śniadania, potem praca — biuro rachunkowe na drugim końcu miasta. Wieczorem kółka zainteresowań dzieci, lekcje, kolacja do późna. W nocy zmęczenie i łzy w poduszkę. Tak wygląda moje życie od lat. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio byłam na spacerze sama dla siebie, kiedy czytałam książkę nie związaną z wychowaniem dzieci albo kiedy po prostu… śmiałam się bez powodu.

Mój mąż, Piotr, wraca późno. Pracuje w firmie budowlanej, często wyjeżdża na delegacje. Ostatnio coraz częściej milczymy przy kolacji. On patrzy w telewizor, ja w talerz. Czasem próbuję zacząć rozmowę:

— Piotrze, Weronika ostatnio źle się uczy. Martwię się o nią.

— Daj jej spokój, to tylko faza — odpowiada bez odrywania wzroku od ekranu.

A ja chciałabym krzyczeć. Chciałabym powiedzieć mu, że nie daję już rady, że czuję się jak cień samej siebie. Ale nie mówię nic. Bo przecież jestem tylko mamą.

W pracy też jestem niewidzialna. Koleżanki rozmawiają o weekendowych wyjazdach, nowych sukienkach, randkach z mężami. Ja milczę. Nie pamiętam już, jak to jest być kobietą — po prostu kobietą, nie matką, nie żoną, nie pracownicą. Kiedyś marzyłam o podróżach, chciałam nauczyć się włoskiego, zobaczyć Paryż. Teraz moim największym osiągnięciem jest to, że dzieci mają czyste ubrania i kanapki do szkoły.

Wieczorem Weronika wraca późno. Słyszę jej kroki na schodach i cichy szelest kurtki rzucanej na krzesło.

— Gdzie byłaś? — pytam cicho.

— U Marty. Uczyłyśmy się.

Patrzę na nią uważnie. Wiem, że kłamie. Widzę to w jej oczach — tych samych oczach, które kiedyś patrzyły na mnie z bezgraniczną ufnością. Teraz są pełne buntu i żalu.

— Weronika… — zaczynam.

— Mamo, daj mi spokój! — krzyczy i zamyka się w swoim pokoju.

Zostaję sama w kuchni. Kamil siedzi przy stole i udaje, że nie słyszy naszej kłótni. Chciałabym go przytulić, ale wiem, że on też się oddala.

Nocą leżę w łóżku i słyszę cichy szloch Weroniki za ścianą. Chciałabym do niej pójść, ale nie wiem już jak rozmawiać z własną córką. Czuję się bezradna jak nigdy dotąd.

Rano wszystko zaczyna się od nowa. Budzik dzwoni o szóstej trzydzieści. Szykuję śniadanie, budzę dzieci, pakuję kanapki do plecaków. Piotr wychodzi pierwszy — rzuca krótkie „cześć” i znika za drzwiami.

W pracy szefowa prosi mnie o zostanie po godzinach.

— Pani Aniu, musimy zamknąć ten projekt do jutra.

Chciałabym powiedzieć „nie”, ale wiem, że nie mogę sobie pozwolić na utratę pracy.

— Oczywiście — odpowiadam i już planuję w głowie logistykę odbioru dzieci ze szkoły.

Dzwonię do Weroniki:

— Córeczko, możesz odebrać Kamila ze świetlicy?

— Nie mogę! Mam swoje sprawy!

Słyszę trzask słuchawki.

Wracam do domu późno. W kuchni panuje bałagan — talerze po obiedzie stoją na stole, Kamil je zimną pizzę z lodówki. Weroniki nie ma.

— Gdzie siostra? — pytam Kamila.

— Nie wiem. Pewnie znowu wyszła z Martą.

Siadam przy stole i czuję narastającą panikę. Dzwonię do Weroniki — nie odbiera. Piszę SMS-y — brak odpowiedzi. Czekam do północy. W końcu słyszę klucz w zamku.

— Gdzie byłaś?! — wybucham.

— Mamo! Mam szesnaście lat! Nie możesz mnie kontrolować cały czas!

— Martwię się o ciebie! Nie możesz tak znikać!

— Ty nic nie rozumiesz! Nigdy mnie nie słuchasz!

Znowu trzask drzwi i zostaję sama z własnym strachem.

Piotr wraca jeszcze później niż zwykle. Patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem.

— Co się stało?

— Weronika znowu wyszła bez słowa…

— Przesadzasz. Daj jej trochę luzu.

Chciałabym mu powiedzieć, że to nie tylko o Weronikę chodzi. Że ja też już nie daję rady. Że czuję się jak robot zaprogramowany do obsługi rodziny.

Ale milczę.

Kolejne dni mijają podobnie. Weronika coraz częściej znika z domu, Kamil zamyka się w swoim świecie gier komputerowych. Piotr jest coraz bardziej nieobecny — nawet kiedy jest obok mnie na kanapie.

Pewnego wieczoru znajduję w szufladzie Weroniki paczkę papierosów i list od jakiegoś chłopaka. Serce mi zamiera. Próbuję z nią rozmawiać:

— Weronika… znalazłam papierosy…

— Przeszukujesz moje rzeczy?! — jej oczy płoną gniewem.

— Martwię się o ciebie…

— Nienawidzę cię! — krzyczy i wychodzi z domu trzaskając drzwiami tak mocno, że aż drżą szyby.

Siadam na podłodze w jej pokoju i płaczę jak dziecko. Czuję się przegrana jako matka i jako kobieta.

Następnego dnia dzwoni telefon ze szkoły:

— Pani Anno, czy mogłaby pani przyjechać? Pani córka miała dziś atak paniki na lekcji…

Serce mi zamiera drugi raz w ciągu dwóch dni. Jadę do szkoły z duszą na ramieniu. W gabinecie psychologa Weronika siedzi skulona na krześle i unika mojego wzroku.

— Mamo… przepraszam… — szepcze cicho.

Przytulam ją mocno i płaczemy razem.

Wieczorem długo rozmawiamy. O tym, jak bardzo jej brakuje mojego czasu i uwagi; o tym, jak bardzo ja czuję się samotna i zagubiona; o tym, że obie potrzebujemy siebie nawzajem bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Kamil przychodzi do nas do pokoju i siada obok mnie bez słowa. Po raz pierwszy od dawna czuję ciepło rodziny — choć przez chwilę.

Leżąc nocą w łóżku zastanawiam się: czy naprawdę jestem tylko mamą? Czy mam prawo być kimś więcej? Czy miłość matki musi oznaczać rezygnację ze swoich marzeń?

A może każda z nas powinna czasem zapytać samą siebie: kim jestem poza rolą matki? I czy potrafię jeszcze odnaleźć siebie?