Zasypiając na ramieniu nieznajomego: Lot, który zmienił moje życie
Płacz Antosia przebił się przez ciasną kabinę samolotu, ostry i nieustanny. Kilka osób odwróciło głowy, inni głośno westchnęli lub niecierpliwie przesunęli się w fotelach. Świetlówki nad głowami brzęczały, a powietrze wydawało się gęste od napięcia i zmęczenia. Siedziałam skulona na fotelu 17C, próbując ukołysać synka, ale moje ramiona były już jak z waty. „Cicho, Antosiu, proszę…” – szeptałam zdesperowana, czując jak łzy napływają mi do oczu. Byłam wykończona po trzech nieprzespanych nocach i tej podróży, która miała być nowym początkiem po rozstaniu z mężem.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam w oczy mężczyzny siedzącego obok. Był elegancki, z lekko siwiejącymi włosami i spojrzeniem, które – ku mojemu zdziwieniu – nie wyrażało irytacji, lecz troskę.
– Proszę się nie martwić – powiedział cicho. – Dzieci płaczą. To normalne. Może mogę jakoś pomóc?
Chciałam odpowiedzieć, że dam sobie radę, ale głos ugrzązł mi w gardle. Zamiast tego poczułam, jak powieki stają się ciężkie. Antoś przestał płakać i wtulił się we mnie. Ostatnie, co pamiętam, to ciepło ramienia nieznajomego i jego spokojny oddech.
Obudziłam się nagle, zdezorientowana i zawstydzona. Głowa opierała mi się o ramię mężczyzny, a Antoś spał spokojnie na moich kolanach. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem. Przypomniałam sobie lot, płacz synka i… ten wstyd, że zasnęłam przy obcym człowieku.
– Przepraszam! – wyszeptałam gorączkowo, odrywając się od niego. – Nie chciałam… To było nieprofesjonalne… Ja po prostu…
– Proszę się nie tłumaczyć – uśmiechnął się łagodnie. – Widzę, że jest pani bardzo zmęczona. Ma pani cudownego synka.
Zarumieniłam się jeszcze bardziej. Wtedy stewardesa podeszła do nas z kawą.
– Panie prezesie, czy życzy pan sobie coś jeszcze? – zapytała z szacunkiem.
Zamarłam. Prezes? Spojrzałam na niego pytająco.
– Michał Nowacki – przedstawił się spokojnie. – Prezes firmy TechPol. Lecę do Warszawy na spotkanie zarządu.
Poczułam się jeszcze mniejsza niż wcześniej. Ja – samotna matka po rozwodzie, bez pracy i z dzieckiem na rękach – i on, prezes wielkiej firmy. Co za ironia losu.
– Magda Zielińska – odpowiedziałam cicho. – Przepraszam jeszcze raz za kłopot.
– To żaden kłopot – zapewnił mnie Michał. – Wie pani… Mam dorosłą córkę. Też kiedyś płakała w samolotach.
Przez chwilę rozmawialiśmy o dzieciach, o tym jak trudno być rodzicem w dzisiejszych czasach. Michał opowiadał o swojej córce Julii, która wyjechała do Londynu i rzadko dzwoni. W jego głosie słyszałam tęsknotę i żal.
– Czasem myślę, że praca zabrała mi rodzinę – powiedział nagle cicho. – A pani? Ma pani wsparcie?
Zacisnęłam usta.
– Nie bardzo… Rozwiodłam się niedawno. Rodzice mieszkają daleko. Szukam pracy w Warszawie, bo muszę zacząć od nowa.
Michał spojrzał na mnie uważnie.
– Jeśli mogę coś zasugerować… W TechPolu szukamy asystentki zarządu. Może chciałaby pani spróbować?
Zatkało mnie. Czy to możliwe? Czy los naprawdę może się tak odmienić w jednej chwili?
– Nie wiem, czy jestem odpowiednia… – zaczęłam niepewnie.
– Proszę spróbować – przerwał mi z uśmiechem. – Widzę w pani siłę i determinację. Takich ludzi potrzebujemy.
Lot dobiegał końca. Antoś obudził się i zaczął marudzić, ale Michał pomógł mi z bagażem i zaproponował podwiezienie do centrum Warszawy służbową limuzyną.
W samochodzie rozmawialiśmy dalej – o życiu, o marzeniach i o tym, jak trudno czasem uwierzyć w siebie po porażkach. Michał opowiadał o swoim dzieciństwie na wsi pod Lublinem i o tym, jak ciężko pracował na swój sukces.
Kiedy dotarliśmy pod adres mojej przyjaciółki, gdzie miałam się zatrzymać z Antosiem, Michał wręczył mi wizytówkę.
– Proszę zadzwonić jutro do mojej asystentki. Umówimy rozmowę kwalifikacyjną.
Patrzyłam na niego oniemiała. Chciałam coś powiedzieć, podziękować, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przypominałam sobie każdą chwilę tego lotu: wstyd, zmęczenie, ulgę i nadzieję. Czy to możliwe, że przypadkowe spotkanie może odmienić życie? Czy powinnam zaufać losowi?
Następnego dnia zadzwoniłam pod wskazany numer. Rozmowa kwalifikacyjna była trudna, ale dzięki wsparciu Michała czułam się pewniej niż kiedykolwiek wcześniej. Po tygodniu dostałam pracę.
Dziś minął rok od tamtego lotu. Pracuję w TechPolu jako asystentka zarządu. Antoś chodzi do przedszkola i jest szczęśliwy jak nigdy dotąd. Michał stał się naszym przyjacielem – czasem zabiera nas na lody albo pomaga przy przeprowadzce.
Czasem zastanawiam się: co by było, gdybym wtedy nie zasnęła na jego ramieniu? Czy los naprawdę daje nam drugą szansę wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy? Może warto czasem zaufać obcemu człowiekowi i pozwolić sobie pomóc? Co wy o tym myślicie?