Gdy leżałam w szpitalu, odkryłam jego zdradę – historia Magdy z Poznania
– Kłamiesz mi, Adam. Wiem to. Gdzie byłeś wczoraj wieczorem? – mój głos drżał, a w gardle czułam gulę, która nie chciała przejść. Zapach środków dezynfekujących był tak intensywny, że aż kręciło mi się w głowie. Moje wychudzone dłonie ściskały szpitalną pościel, jakby to była ostatnia rzecz, która mnie jeszcze trzymała przy życiu. Adam odwrócił wzrok, patrząc przez okno na szare niebo i krople deszczu spływające po szybie.
– Byłem w domu, Magda. Przecież wiesz, że nie lubię wychodzić – odpowiedział zbyt spokojnie. Zbyt spokojnie jak na kogoś, kto przez ostatnie dwadzieścia lat był moim mężem. Znałam go na wylot. Wiedziałam, kiedy kłamał.
To wszystko zaczęło się kilka tygodni temu. Od miesięcy czułam się coraz gorzej, ale jak każda matka dwójki nastolatków i nauczycielka w liceum, zawsze miałam coś ważniejszego do zrobienia niż pójście do lekarza. Praca, dom, dzieci – nie było czasu na chorowanie. Aż do tamtego ranka, kiedy zemdlałam w łazience. Adam znalazł mnie na zimnych kafelkach i zadzwonił po karetkę.
Diagnoza była jak cios: ostre zapalenie trzustki z powikłaniami. Operacja była konieczna, a potem długie tygodnie rekonwalescencji. Nasze dzieci, Zosia i Kuba, byli przerażeni. Adam wydawał się zatroskany, ale w jego oczach widziałam coś obcego.
Pierwsze dni po operacji były jak zamglony sen – ból, leki, bezsenne noce. Adam przychodził codziennie, przynosił kwiaty i czytał mi fragmenty gazet. Ale coraz częściej wychodził na korytarz odebrać telefon. – Praca – mówił za każdym razem.
Pewnej nocy obudziłam się i usłyszałam jego szept przez telefon: – Tęsknię za tobą… Tak, może jutro…
Serce waliło mi jak młotem. Kiedy wrócił do sali, udawałam, że śpię.
Następnego dnia odwiedziła mnie moja siostra, Karolina. Usiadła przy łóżku i długo mi się przyglądała.
– Wyglądasz fatalnie, Magda. To tylko przez chorobę?
Przełknęłam ślinę. – Nie wiem już sama… Coś jest nie tak z Adamem.
Karolina ścisnęła moją dłoń. – Chcesz, żebym coś sprawdziła?
Skinęłam głową. Wszystko było lepsze niż ta niepewność.
Dwa dni później Karolina wróciła z napiętą miną. Poczekała aż Adam wyjdzie i zamknęła za nim drzwi.
– Magda… Widziałam go w kawiarni „Pod Platanem”. Z jakąś kobietą. Siedzieli bardzo blisko siebie.
Zaschło mi w ustach. – Kto to?
– Sylwia z jego pracy.
Sylwia… Ta młodsza koleżanka z biura rachunkowego, o której tyle opowiadał. Zawsze uśmiechnięta, świeżo po rozwodzie.
Wieczorem skonfrontowałam Adama. Zaprzeczał wszystkiemu, ale jego oczy mówiły prawdę. Przez kolejne dni czułam się nie tylko chora fizycznie, ale i rozbita psychicznie.
Dzieci wyczuły napiętą atmosferę. Zosia zamknęła się w sobie i przestała rozmawiać ze mną o szkole; Kuba całe dnie spędzał przy komputerze ze słuchawkami na uszach. Próbowałam być silna dla nich, ale każdej nocy płakałam w poduszkę.
Po tygodniu Adam przestał przychodzić codziennie. Pisał tylko krótkie wiadomości: „Dużo pracy”, „Nie dam rady dziś być”. Karolina odwiedzała mnie coraz częściej i przyprowadzała dzieci do szpitala.
Pewnego popołudnia do sali weszła Sylwia. Miała w rękach kwiaty i niepewny wzrok.
– Magda… Mogę chwilę porozmawiać?
Serce podeszło mi do gardła. – Czego chcesz?
Usiadła naprzeciwko mnie i spojrzała prosto w oczy.
– Przepraszam… Nie wiedziałam, że u was jest tak źle.
– To prawda? – mój głos się załamał.
Pokiwała głową. – To zaczęło się od przyjaźni… Adam mówił, że już dawno się od siebie oddaliliście.
Zalała mnie fala gniewu. – On jest moim mężem! Mamy dzieci!
Sylwia odłożyła kwiaty i wyszła bez słowa.
Tej nocy nie zmrużyłam oka. Myśli kotłowały mi się w głowie: Czy mogłam temu zapobiec? Czy byłam zbyt zajęta domem i pracą? Czy przegapiłam sygnały?
Kiedy wróciłam do domu po szpitalu, mieszkanie było puste i zimne. Adam zabrał swoje rzeczy i zamieszkał z Sylwią. Zosia nie chciała z nim rozmawiać; Kuba trzaskał drzwiami za każdym razem, gdy padało jego imię.
Następne tygodnie były koszmarem. Rehabilitacja bez wsparcia partnera to samotność nie do opisania. Karolina pomagała jak mogła, ale pustka pozostała.
Pewnego wieczoru siedziałam z Zosią przy stole. Dłubała widelcem w ziemniakach.
– Mamo… Czy tata kiedyś wróci?
Przełknęłam łzy. – Nie wiem, kochanie… Ale cokolwiek się stanie, poradzimy sobie razem.
Kuba przyszedł i położył rękę na mojej dłoni. Po raz pierwszy od tygodni poczułam się mniej samotna.
Dziś minęły już miesiące od tamtych wydarzeń. Jestem silniejsza niż kiedykolwiek – fizycznie i psychicznie. Nauczyłam się, że nawet gdy świat wali ci się na głowę, można się podnieść.
Czasem zastanawiam się: Ile człowiek jest w stanie znieść zanim pęknie? I gdzie znaleźć siłę, by zacząć od nowa, gdy wszystko co znałeś przestaje istnieć? Co wy byście zrobili na moim miejscu?