Cicha tajemnica Lejli: Między wdzięcznością a ciężarem kłamstwa

– Mamo, tylko błagam cię, nie mów Admirze. Proszę cię, to bardzo ważne – głos Lejli drżał w słuchawce, a ja czułam, jak ściska mnie w gardle. Siedziałam przy kuchennym stole, na którym leżała koperta z pieniędzmi. Przesyłka od niej – jak co miesiąc. Zawsze te same słowa: „Nie mów Admirze”. Zawsze ta sama wdzięczność i ten sam wstyd.

Patrzyłam na pustą lodówkę. W środku tylko masło i kilka jajek. Mój mąż zmarł dwa lata temu, a emerytura nie wystarcza nawet na rachunki. Lejla mieszka w Gdańsku z mężem i dwójką dzieci. Admir jest dumny, zawsze powtarza, że „rodzina powinna radzić sobie sama”. Nie wie, że jego żona co miesiąc odkłada trochę z domowego budżetu i wysyła matce pieniądze. Gdyby się dowiedział… nawet nie chcę myśleć.

Otworzyłam kopertę i zaczęłam liczyć banknoty. Pięćset złotych. Dla mnie to majątek. Dla Lejli – pewnie wyrzeczenie. Zawsze mówiła: „Mamo, nie martw się, damy radę”. Ale czy naprawdę dajemy radę? Czy to jeszcze pomoc, czy już ciężar?

Wieczorem zadzwoniła ponownie. – Mamo, wszystko dotarło? – Tak, kochanie. Dziękuję ci…
– Pamiętaj, nie mów Admirze. On by tego nie zrozumiał. On uważa, że powinnaś sobie radzić sama…

Zacisnęłam usta. Chciałam powiedzieć: „To nie jest takie proste”. Ale nie chciałam jej martwić. Przecież sama ma dość problemów – dwójka dzieci, praca na pół etatu, mąż coraz bardziej nerwowy od kiedy stracił pracę w stoczni.

Czasem wyobrażam sobie, jakby to było, gdybyśmy mogli mówić prawdę. Gdyby Admir wiedział. Może by się wściekł? Może by zabronił Lejli kontaktu ze mną? A może… może by zrozumiał? Ale znam go – jest uparty i dumny. Dla niego każda pomoc to porażka.

Pewnego dnia przyszła do mnie sąsiadka, pani Zofia. – Pani Haniu, widziałam listonosza znowu u pani…
– Tak, córka przysłała kartkę – skłamałam szybko.
– Dobrze mieć taką córkę – westchnęła Zofia. – Moja Basia nawet nie dzwoni…

Zrobiło mi się głupio. Z jednej strony miałam szczęście – Lejla pamiętała o mnie, pomagała jak mogła. Z drugiej – żyłam w ciągłym strachu, że ktoś odkryje naszą tajemnicę.

Kilka dni później zadzwonił Admir.
– Dzień dobry, pani Haniu. Jak się pani czuje?
– Dobrze, dziękuję – odpowiedziałam ostrożnie.
– Lejla mówiła, że ostatnio była pani chora…
– Już lepiej – skłamałam znowu.
– Proszę na siebie uważać. Wie pani… teraz ciężkie czasy dla wszystkich.

Jego głos był twardy, ale wyczułam w nim cień troski. Może nie jest taki zły? Może gdyby wiedział…

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Myśli kotłowały mi się w głowie: czy robię dobrze? Czy uczę Lejlę kłamać? Czy powinnam przyjąć te pieniądze? Ale co mam zrobić? Bez nich nie przeżyję do końca miesiąca.

Następnego dnia przyszła Lejla z dziećmi.
– Mamo, masz coś do jedzenia? – zapytała cicho.
– Oczywiście! – skłamałam po raz kolejny tego tygodnia.
Usiadłyśmy przy stole. Mała Ola bawiła się moimi starymi koralami, a Jaś rysował coś na kartce.
– Mamo… czasem mam wrażenie, że żyję w dwóch światach – powiedziała nagle Lejla. – W jednym jestem żoną Admira i matką dzieci. W drugim… jestem twoją córką i twoją opiekunką.
Patrzyłam na nią i widziałam zmęczenie w jej oczach.
– Kochanie… może powinniśmy powiedzieć prawdę?
Lejla spojrzała na mnie przerażona.
– Nie! Mamo, błagam cię… On tego nie zrozumie. On myśli, że wszystko jest dobrze…

Przytuliłam ją mocno.
– Nie chcę ci robić problemów…
– Ty nigdy nie jesteś problemem – wyszeptała.

Po ich wyjściu długo siedziałam w ciszy. Wpatrywałam się w ścianę i myślałam o tym wszystkim: o dumie Admira, o strachu Lejli, o mojej samotności i wdzięczności zarazem.

Kilka dni później wydarzyło się coś niespodziewanego. Przyszedł list polecony na adres Lejli – przez pomyłkę trafił do mnie. Otworzyłam go bez zastanowienia (choć wiem, że nie powinnam). Było tam wezwanie do zapłaty za prąd – zaległość na ponad tysiąc złotych.

Serce mi zamarło. Czy Lejla naprawdę ma tak ciężko? Czy te pieniądze dla mnie to ostatnie oszczędności?
Zadzwoniłam do niej natychmiast.
– Lejla… dostałam twój list przez pomyłkę…
Po drugiej stronie cisza.
– Mamo… proszę cię… nie martw się o mnie. Dam sobie radę.
– Ale przecież ty też masz problemy!
– Mamo! Ty jesteś moją mamą! To ja powinnam ci pomagać!
Poczułam łzy pod powiekami.
– Ale ja nie chcę być dla ciebie ciężarem…
– Nigdy nim nie byłaś! – krzyknęła przez łzy.

Tego wieczoru długo płakałam. Czułam się winna i bezradna jednocześnie. Chciałam jej pomóc, ale nie miałam czym.

Następnego dnia zadzwonił Admir.
– Pani Haniu… czy Lejla ostatnio wygląda na smutną?
Zaskoczył mnie tym pytaniem.
– Trochę tak…
– Martwię się o nią. Ostatnio jest jakaś inna…
Milczałam przez chwilę.
– Może powinniście więcej rozmawiać?
Usłyszałam jego westchnienie.
– Może ma pani rację…

Odłożyłam słuchawkę i poczułam dziwną ulgę. Może coś się zmieni? Może kiedyś będziemy mogli żyć bez tajemnic?

Dziś siedzę przy tym samym stole co zawsze i patrzę na kolejną kopertę od Lejli. Wiem już jedno: każda złotówka to dowód jej miłości i poświęcenia, ale też przypomnienie o tym, jak bardzo wszyscy jesteśmy uwikłani w swoje lęki i dumę.

Czy można budować szczęście na kłamstwie? Ile jeszcze wytrzymamy w tej ciszy pełnej niedopowiedzeń? Może czasem trzeba zaryzykować prawdę – nawet jeśli boli.