Obca matka – historia, która rozdziera serce

– Nie jesteś już moją córką! – krzyknęła mama, a jej głos odbił się echem po ciasnej kuchni naszego mieszkania na warszawskim Bródnie. Stałam z kubkiem herbaty w dłoni, a ręka mi drżała tak, że gorący płyn rozlał się na blat. – Słyszysz mnie, Zofia? Jesteś mi obca!

Nie wiem, czy bardziej bolały mnie te słowa, czy to, że padły przy mojej córce Julce, która właśnie wróciła ze szkoły i stanęła w progu z plecakiem na jednym ramieniu. – Babciu… – zaczęła niepewnie, ale mama tylko machnęła ręką.

– Niech nikt się nie wtrąca! – dodała ostro. – Mam prawo mówić, co czuję!

To nie był pierwszy raz, kiedy się pokłóciłyśmy. Ale nigdy wcześniej nie usłyszałam od niej czegoś takiego. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i wybiec z mieszkania, zostawić ją samą z jej żalem i goryczą. Ale przecież to moja matka. Moja mama, która kiedyś tuliła mnie do snu i śpiewała kołysanki.

– Mamo… – wyszeptałam, czując jak łzy cisną mi się do oczu. – Dlaczego tak mówisz? Co ci zrobiłam?

Mama spojrzała na mnie z takim chłodem, jakby patrzyła na zupełnie obcą osobę. – Zawsze byłaś przeciwko mnie. Nawet jak byłaś mała, to wolałaś ojca. A teraz? Tylko przychodzisz, żeby mi coś wytknąć albo pouczyć!

Julka podeszła do mnie i ścisnęła moją dłoń. – Mamo, chodź…

Ale ja nie mogłam się ruszyć. W głowie miałam mętlik. Przecież od lat opiekowałam się mamą sama – mój brat wyjechał do Anglii i kontaktuje się tylko przez Skype’a raz na miesiąc. To ja robiłam zakupy, załatwiałam lekarzy, sprzątałam po jej kolejnych upadkach. To ja słuchałam jej narzekań na sąsiadów i polityków. To ja znosiłam jej humory.

– Mamo, przecież zawsze chciałam dla ciebie dobrze…

– Dobrze?! – przerwała mi z ironią. – Dobrze to by było, gdybyś mnie zostawiła w spokoju! Nie potrzebuję twojej litości!

Zrobiło mi się słabo. Usiadłam na taborecie i ukryłam twarz w dłoniach. Julka pogłaskała mnie po plecach.

– Babciu, dlaczego jesteś taka niemiła dla mamy? Przecież ona ci pomaga…

Mama spojrzała na wnuczkę z wyrzutem. – Ty też nic nie rozumiesz! Wszyscy myślą tylko o sobie! A ja? Ja całe życie byłam sama! Nawet twój dziadek…

Znowu zaczęło się wyliczanie win całego świata. Znałam tę litanię na pamięć: że ojciec pił i ją zdradzał, że brat wyjechał za granicę i zapomniał o rodzinie, że sąsiadka z trzeciego piętra donosi na nią do spółdzielni…

– Mamo… – próbowałam jeszcze raz. – Może porozmawiamy spokojnie? Chcesz herbaty?

– Nie chcę niczego od ciebie! – rzuciła przez zaciśnięte zęby.

Julka spojrzała na mnie bezradnie. Miała dopiero trzynaście lat i nie rozumiała jeszcze tej całej plątaniny rodzinnych żalów.

Wróciłyśmy do siebie do domu późnym wieczorem. Mój mąż Andrzej czekał już z kolacją.

– I jak było u twojej mamy? – zapytał ostrożnie.

Nie odpowiedziałam od razu. Usiadłam przy stole i zaczęłam płakać.

– Znowu awantura? – westchnął Andrzej.

– Powiedziała mi… że jestem jej obca…

Andrzej podszedł i objął mnie ramieniem.

– Zosia… ona jest chora. Samotność jej doskwiera. Może powinnaś trochę odpuścić?

– Jak mam odpuścić? Przecież ona nie ma nikogo oprócz mnie! Brat nawet nie zadzwoni na święta! Wszystko jest na mojej głowie!

Andrzej milczał przez chwilę.

– Może czas pomyśleć o domu opieki?

Spojrzałam na niego z wyrzutem.

– Nigdy! Obiecałam sobie, że nigdy jej tam nie oddam!

Ale w głębi duszy wiedziałam, że już dłużej tak nie dam rady. Mama coraz częściej zapominała o lekach, gubiła klucze, potrafiła wyjść zimą bez kurtki. Bywały dni, kiedy nie poznawała nawet Julki.

Kilka dni później zadzwonił mój brat Paweł z Londynu.

– Słuchaj, Zosia… Może jednak czas pomyśleć o jakiejś pomocy dla mamy? Ja tu nie mogę nic zrobić…

– Łatwo ci mówić! Ty masz swoje życie! Ja tu siedzę po uszy w tym wszystkim!

Paweł westchnął.

– Wiem… Przepraszam. Ale może zatrudnij kogoś do pomocy? Albo chociaż opiekunkę?

Nie chciałam o tym słyszeć. Mama zawsze powtarzała: „Obcy ludzie do domu? Nigdy!” Ale ja już nie dawałam rady.

Tydzień później mama trafiła do szpitala po kolejnym upadku. Zadzwonili do mnie ze Szpitala Bródnowskiego o drugiej w nocy.

– Pani Zofia Nowak? Proszę przyjechać natychmiast.

W szpitalu mama leżała blada i cicha jak nigdy dotąd. Gdy weszłam do sali, spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Po co przyszłaś?

Usiadłam przy jej łóżku i ujęłam jej dłoń.

– Bo cię kocham…

Odwróciła wzrok.

Siedziałam przy niej całą noc. Przypominały mi się nasze wspólne chwile: jak piekłyśmy razem szarlotkę na święta, jak uczyła mnie szyć na maszynie, jak tuliła mnie po pierwszym zawodzie miłosnym…

Rano przyszła lekarka.

– Pani mama jest bardzo osłabiona. Potrzebuje stałej opieki.

Wróciłam do domu i długo rozmawiałam z Andrzejem.

– Może jednak dom opieki? Tam będzie miała fachową pomoc…

Płakałam całą noc. Czułam się winna i bezradna jednocześnie.

Następnego dnia pojechałam do mamy z Julką.

– Mamo… Musimy porozmawiać.

Spojrzała na mnie podejrzliwie.

– O czym?

– O tym, co dalej… Nie mogę już sama wszystkiego ogarnąć. Potrzebujesz pomocy…

Mama zacisnęła usta.

– Chcesz się mnie pozbyć?

Julka usiadła przy niej na łóżku.

– Babciu, mama cię kocha. My wszyscy cię kochamy…

Mama rozpłakała się pierwszy raz od lat. Przytuliłam ją mocno.

– Przepraszam… – wyszeptała cicho. – Bałam się zostać sama…

Pocałowałam ją w czoło.

– Już nigdy nie będziesz sama.

Zatrudniłyśmy opiekunkę – panią Krystynę z sąsiedztwa. Mama długo była nieufna, ale z czasem polubiły się nawet bardziej niż ja mogłam przypuszczać.

Z bratem ustaliliśmy grafik odwiedzin przez Skype’a i telefonicznie. Ja przychodziłam codziennie na godzinę „herbaty” – tylko dla nas dwóch, bez rozmów o rachunkach czy lekach.

Mama powoli odzyskiwała pogodę ducha. Czasem jeszcze wracały stare żale, ale już nie tak ostre jak kiedyś.

Dziś wiem jedno: czasem trzeba przejść przez piekło rodzinnych konfliktów, żeby odnaleźć prawdziwą bliskość. Czy można przebaczyć wszystko? Czy można odbudować więź nawet wtedy, gdy padły najgorsze słowa? A może najważniejsze to po prostu być obok – mimo wszystko?