Nie powiedziałam nikomu – historia o milczeniu, które boli najbardziej
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spałam spokojnie. Może wtedy, gdy miałam siedem lat i jeszcze wierzyłam, że mama mnie kocha. Ale dziś, kiedy stoję na środku kuchni, a ojciec wrzeszczy na moją młodszą siostrę, czuję tylko pustkę.
– Znowu rozlałaś mleko, idiotko! – krzyczy ojciec, a ja widzę, jak Zosia kurczy się w sobie i spuszcza głowę. Mama stoi przy zlewie, udając, że nie słyszy. Ja stoję nieruchomo, z zaciśniętymi pięściami. Chciałabym coś powiedzieć, ale wiem, że to nic nie da.
Mam na imię Jagoda. Mam dziewiętnaście lat i od zawsze żyję w cieniu rodzinnych kłótni i tajemnic. Nasze mieszkanie w bloku na warszawskim Bródnie jest ciasne i wiecznie duszne od niewypowiedzianych słów. Ojciec – Janusz – pracuje jako kierowca autobusu miejskiego. Mama – Renata – jest kasjerką w Biedronce. Zosia ma trzynaście lat i od roku przestała się do mnie odzywać.
Wszystko zaczęło się pewnej zimowej nocy, gdy miałam dwanaście lat. Leżałam wtedy w łóżku i słyszałam przez cienką ścianę, jak rodzice się kłócą. Ojciec wrócił pijany i wykrzykiwał mamie, że „wszystko przez nią”. Potem trzask drzwi i cisza. Mama przyszła do mnie rano z podkrążonymi oczami.
– Jagódko, nie martw się. Tata po prostu miał zły dzień – powiedziała cicho.
Ale ja już wtedy wiedziałam, że to nie był tylko zły dzień. To był początek końca mojego dzieciństwa.
Przez lata nauczyłam się milczeć. Kiedy ojciec bił mamę, chowałam się z Zosią pod kołdrą i śpiewałam jej piosenki do ucha, żeby nie słyszała krzyków. Kiedy mama płakała w łazience, przynosiłam jej herbatę i udawałam, że nic się nie dzieje. W szkole byłam cicha i grzeczna – nauczyciele mówili, że jestem „niewidzialna”.
Wszystko zmieniło się w liceum. Poznałam tam Michała – chłopaka z sąsiedniego bloku. Był inny niż wszyscy: uśmiechnięty, czuły, potrafił słuchać. Zakochałam się w nim bez pamięci. To on pierwszy zauważył moje siniaki na ramieniu.
– Jagoda, co ci się stało? – zapytał pewnego dnia na przystanku.
– Przewróciłam się na schodach – skłamałam bez mrugnięcia okiem.
– Nie wierzę ci – odpowiedział spokojnie. – Jeśli chcesz pogadać, jestem.
Nie powiedziałam mu nic. Nie powiedziałam nikomu.
W domu było coraz gorzej. Ojciec pił coraz więcej, mama coraz częściej znikała na nocne zmiany. Zosia zamknęła się w sobie – przestała jeść, przestała rozmawiać nawet ze mną. Pewnego dnia znalazłam ją płaczącą w łazience.
– Zosiu, co się stało? – zapytałam cicho.
– Nienawidzę go! – krzyknęła przez łzy. – Dlaczego on nas tak traktuje?
Przytuliłam ją mocno.
– Wszystko będzie dobrze – skłamałam znowu.
Ale nie było dobrze. Wkrótce potem ojciec stracił pracę za jazdę po alkoholu. W domu zaczęło brakować pieniędzy. Mama była coraz bardziej zmęczona i rozdrażniona.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich kłótnię przez zamknięte drzwi kuchni.
– To twoja wina! Gdybyś była lepszą żoną…
– Przestań! Masz dwie córki! One wszystko słyszą!
– Gówno mnie to obchodzi!
Zosia przyszła do mojego pokoju i położyła się obok mnie na łóżku.
– Jagoda… boję się go – wyszeptała.
– Ja też – przyznałam pierwszy raz w życiu.
Następnego dnia poszłam do szkoły z podbitym okiem. Wychowawczyni zaprosiła mnie do gabinetu.
– Jagoda, czy wszystko w porządku w domu?
Chciałam jej powiedzieć prawdę. Naprawdę chciałam. Ale przypomniałam sobie groźby ojca: „Jak komuś powiesz, to zobaczysz”.
– Tak, wszystko dobrze – odpowiedziałam cicho.
Po szkole spotkałam się z Michałem.
– Jagoda… proszę cię, powiedz mi prawdę – poprosił delikatnie.
Zamiast odpowiedzieć, rozpłakałam się na jego ramieniu.
W końcu nadszedł ten dzień, kiedy nie wytrzymałam. Ojciec wrócił do domu kompletnie pijany i zaczął wyzywać mamę od najgorszych. Zosia schowała się pod stołem w kuchni. Ja stanęłam między nimi.
– Przestań! Zostaw ją!
Ojciec spojrzał na mnie z nienawiścią.
– Ty gówniaro! Myślisz, że możesz mi rozkazywać?
Uderzył mnie tak mocno, że upadłam na podłogę. Mama zaczęła krzyczeć, Zosia płakała…
Tego wieczoru spakowałam plecak i uciekłam do Michała. Jego rodzice przyjęli mnie bez słowa pytania. Michał trzymał mnie za rękę całą noc.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama:
– Jagoda… gdzie jesteś?
– U Michała. Nie wrócę do domu dopóki on tam jest.
Mama płakała do słuchawki.
– Proszę cię… wróć…
Nie wróciłam.
Po tygodniu przyszła do mnie Zosia.
– Jagoda… ja też chcę stąd uciec…
Pomogłam jej spakować rzeczy i razem zamieszkałyśmy u Michała i jego rodziców przez kilka miesięcy. W końcu mama zebrała się na odwagę i wyrzuciła ojca z domu po kolejnej awanturze zakończonej interwencją policji.
Dziś mieszkamy we trzy: ja, mama i Zosia w małym mieszkaniu wynajmowanym na Pradze-Północ. Ojciec czasem dzwoni pijany i grozi nam przez telefon, ale już się go nie boję.
Czasem pytam siebie: dlaczego tak długo milczałam? Dlaczego nie powiedziałam nikomu? Może gdybym wtedy zdobyła się na odwagę… wszystko potoczyłoby się inaczej?
A Wy? Czy też nosicie w sobie tajemnice, które was niszczą? Czy warto milczeć dla świętego spokoju?