Dziesięć lat na marne – historia zdrady, która rozdarła rodzinę

— Co ty zrobiłaś, Justyna?! — wrzasnęłam, trzymając w dłoniach telefon z wiadomościami, które wywróciły mój świat do góry nogami. — Jak mogłaś?! Przecież jesteś moją siostrą!

Justyna stała w progu kuchni, blada jak ściana, z oczami pełnymi łez. — Marto, ja… to nie tak miało wyjść…

— Nie tak miało wyjść?! — rzuciłam telefon na stół, aż szklanka z herbatą przewróciła się i rozlała na obrus. — Dziesięć lat! Dziesięć lat żyłam w kłamstwie!

Mój mąż, Paweł, siedział na krześle obok lodówki, z głową spuszczoną nisko. — Marta, proszę cię…

— Ty się nawet nie odzywaj! — syknęłam przez zaciśnięte zęby. — Ty… ty jesteś najgorszym człowiekiem, jakiego znałam!

W tej chwili poczułam, jak wszystko we mnie pęka. Dziesięć lat wspólnego życia, dziesięć lat budowania domu na przedmieściach Poznania, dziesięć lat walki o każdy dzień i każdą złotówkę. I wszystko na nic.

Zaczęło się niewinnie. Justyna przyjechała do nas po rozwodzie, bo nie miała gdzie mieszkać. Była moją młodszą siostrą, zawsze trochę pogubioną, ale kochaną. Przyjęliśmy ją pod nasz dach bez wahania. Paweł nawet się cieszył: „Będzie komu pomóc przy dzieciach”.

Przez pierwsze miesiące było dobrze. Justyna pomagała mi w kuchni, odbierała dzieci ze szkoły, czasem nawet gotowała obiady. Zawsze była blisko Pawła – śmiali się razem z głupich żartów, oglądali mecze w salonie. Myślałam: „Wreszcie mam rodzinę jak z obrazka”.

Ale potem zaczęły się drobiazgi. Zauważyłam, że Justyna coraz częściej znika wieczorami. Paweł wracał później z pracy i od razu szedł pod prysznic. Raz znalazłam jej szminkę w jego samochodzie. Zapytałam:

— Justyna, zostawiłaś coś w aucie Pawła?

— Może… Przepraszam, nie zauważyłam — odpowiedziała nerwowo i uciekła do swojego pokoju.

Zaczęłam podejrzewać najgorsze, ale odsuwałam od siebie te myśli. Przecież to niemożliwe! To moja siostra! To mój mąż!

Aż do tamtej nocy.

Telefon Pawła leżał na stole, gdy usypiał dzieci. Przyszła wiadomość: „Tęsknię za tobą. Nie mogę już dłużej tak żyć”. Nadawcą była Justyna.

Zamarłam. Przewinęłam rozmowę – dziesiątki wiadomości z ostatnich miesięcy. Wyznania miłości, plany na wspólną przyszłość, narzekania na mnie: „Marta nic nie rozumie”, „Jest taka zimna”, „Tylko ty mnie rozumiesz”.

Wybiegłam z sypialni i zaczęłam krzyczeć. Dzieci obudziły się i płakały w swoich łóżkach. Paweł próbował mnie uciszyć, Justyna płakała w kącie kuchni.

— Marta… ja cię nigdy nie chciałem skrzywdzić — szeptał Paweł.

— To dlaczego to zrobiłeś?! Dlaczego z moją siostrą?!

Justyna podeszła do mnie i chwyciła za rękę.

— Przepraszam… Ja nie chciałam… To się po prostu stało…

Odepchnęłam ją z całej siły.

— Wynoś się! Obie! Nie chcę was widzieć!

Ale nie mogły odejść tak po prostu. Mieliśmy kredyt na dom, dzieci chodziły do szkoły tuż za rogiem, a rodzice mieszkali w sąsiedniej klatce.

Następnego dnia zadzwoniła mama.

— Marta, co się dzieje? Justyna płakała całą noc u nas!

— Zapytaj ją sama! — rzuciłam słuchawką.

Rodzina podzieliła się na dwa obozy. Mama stanęła po stronie Justyny: „To twoja siostra! Musisz jej wybaczyć!”. Ojciec nie odzywał się do nikogo przez tydzień. Teściowa przyjechała i zaczęła robić mi wyrzuty:

— Może gdybyś bardziej dbała o męża…

Wtedy pierwszy raz w życiu uderzyłam pięścią w stół:

— Proszę natychmiast wyjść z mojego domu!

Dzieci patrzyły na mnie szeroko otwartymi oczami.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak w piekle. Paweł spał na kanapie w salonie, Justyna wyniosła się do rodziców. Dzieci pytały:

— Mamo, dlaczego tata płacze?
— Mamo, czy ciocia już nas nie kocha?

Nie umiałam im odpowiedzieć.

W pracy nie mogłam się skupić. Szefowa wezwała mnie na rozmowę:

— Marta, co się dzieje? Zawsze byłaś sumienna…

Zaczęłam płakać przy niej jak dziecko.

Wieczorami siedziałam sama w kuchni i patrzyłam na zdjęcia ze ślubu – ja w białej sukni, Paweł uśmiechnięty od ucha do ucha, Justyna jako świadkowa.

W końcu Paweł przyszedł do mnie wieczorem:

— Marta… Ja ją kocham. Ale ciebie też kocham. Nie wiem, co robić…

Spojrzałam mu prosto w oczy:

— Wybierz. Albo ja i dzieci, albo ona.

Wybrał ją.

Spakował walizkę i wyszedł bez słowa pożegnania z dziećmi.

Justyna wróciła do naszego domu po tygodniu – po swoje rzeczy. Nie spojrzałyśmy sobie w oczy.

Mama próbowała nas pogodzić:

— Jesteście rodziną! Musicie być razem!

Ale ja już nie miałam siły walczyć.

Minął rok.

Paweł mieszka teraz z Justyną w kawalerce na drugim końcu miasta. Dzieci widują go co drugi weekend – wracają smutne i milczące.

Rodzina już nigdy nie będzie taka sama.

Czasem pytam siebie: czy dziesięć lat mojego życia naprawdę poszło na marne? Czy można jeszcze zaufać komukolwiek? Może to ja byłam ślepa? A może po prostu niektórych ran nie da się nigdy zagoić?

Czy wy potrafilibyście wybaczyć taką zdradę? Co byście zrobili na moim miejscu?