Mój mąż zerwał kontakt z moją rodziną – czy można żyć między dwoma światami?
– Nie chcę ich tu widzieć! – Paweł rzucił kluczami na stół, a ja poczułam, jak serce ściska mi się w gardle. Stałam w kuchni z filiżanką herbaty, próbując zebrać myśli. To już trzeci raz w tym miesiącu, kiedy wraca do tego tematu. Moja mama dzwoniła dziś rano, pytała, czy mogą z tatą wpaść na niedzielny obiad. Znowu musiałam wymyślać wymówki.
– Paweł, przecież to moja rodzina… – zaczęłam cicho, ale on już był w innym świecie. Patrzył przez okno na szare bloki i zaciskał pięści.
– Twoja rodzina nigdy mnie nie zaakceptowała! – wybuchnął. – Pamiętasz, jak twój ojciec patrzył na mnie na naszym ślubie? Jakby chciał mnie zabić wzrokiem! A twoja siostra? Zawsze jakieś docinki, zawsze coś nie tak!
Wiedziałam, że coś w nim pękło już dawno temu, ale nie rozumiałam dlaczego. Przecież moi rodzice… Może nie byli idealni, ale zawsze starali się być mili. Może czasem byli zbyt bezpośredni, może tata za dużo żartował z Pawła pracy w urzędzie, ale czy to powód, żeby całkowicie ich odciąć?
Z Pawłem jesteśmy razem od pięciu lat, trzy lata temu kupiliśmy mieszkanie na kredyt. Wydawało się, że wszystko idzie dobrze – oboje mamy pracę, nie brakuje nam pieniędzy. Ale od kiedy Paweł zaczął unikać mojej rodziny, czuję się jakbym żyła na dwa domy. W naszym mieszkaniu panuje cisza i chłód, a w domu rodzinnym – ciepło i śmiech, których coraz bardziej mi brakuje.
Pamiętam ten dzień, kiedy wszystko się zaczęło. Były urodziny mojej mamy. Paweł był zmęczony po pracy i nie miał ochoty jechać na imprezę. Przekonałam go, obiecałam, że nie zostaniemy długo. Wystarczyła jedna rozmowa przy stole – tata rzucił żartem o „urzędniczych kawkach”, a Paweł spochmurniał. Potem siostra zaczęła opowiadać o swoim nowym chłopaku i niby przypadkiem wspomniała, że „przynajmniej nie jest taki sztywny”. Paweł wyszedł na balkon zapalić papierosa i już nie wrócił do stołu.
Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Najpierw były krótkie odpowiedzi na zaproszenia: „Nie mam czasu”, „Może innym razem”. Potem pojawiły się kategoryczne zakazy: „Nie chcę ich tu widzieć”, „Nie będę udawał przed twoją rodziną”.
Próbowałam rozmawiać z rodzicami. Mama płakała przez telefon: – Agnieszko, co myśmy mu zrobili? Przecież zawsze staraliśmy się go zaakceptować…
Tata tylko westchnął: – Może on po prostu nas nie lubi. Ale ty jesteś naszą córką i zawsze będziesz mile widziana.
Czułam się rozdarta na pół. W pracy udawałam, że wszystko jest w porządku. Koleżanki pytały o Pawła, o nasze plany na wakacje. Uśmiechałam się sztucznie i zmieniałam temat.
Wieczorami leżałam obok Pawła w łóżku i słuchałam jego ciężkiego oddechu. Czasem miałam ochotę go potrząsnąć i krzyknąć: „Dlaczego mi to robisz? Dlaczego każesz mi wybierać?” Ale bałam się burzy, która mogłaby wybuchnąć.
Najgorsze były święta. Wigilia bez rodziców była jak teatr bez widowni. Siedzieliśmy przy stole we dwoje, jedliśmy pierogi z Biedronki i oglądaliśmy Kevina. Paweł był zamknięty w sobie, a ja płakałam w łazience.
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę.
– Paweł… Czy naprawdę nie możesz spróbować jeszcze raz? Dla mnie?
Spojrzał na mnie zimno:
– Nie rozumiesz? Oni mnie nie chcą! A ja nie chcę udawać!
– Ale ja ich kocham…
– To idź do nich! – rzucił przez zaciśnięte zęby.
Wyszłam wtedy z domu i pojechałam do rodziców. Mama przytuliła mnie mocno, a tata nalał herbaty do mojego ulubionego kubka z napisem „Najlepsza córka”.
– Agnieszko – powiedziała mama – musisz pomyśleć o sobie. Nie możesz być szczęśliwa, jeśli ciągle musisz wybierać.
Ale jak mam wybrać? Przecież kocham Pawła. Pamiętam nasze wspólne spacery po Łazienkach, wieczory przy winie i jego czułość, gdy byłam chora. Ale coraz częściej czuję się samotna nawet wtedy, gdy siedzi obok mnie.
Ostatnio zaczęłam rozmawiać o tym z psychologiem. Usłyszałam coś ważnego: „Nie możesz brać odpowiedzialności za cudze emocje”. Ale jak to zrobić? Jak pogodzić dwie najważniejsze części swojego życia?
Czasem myślę o rozwodzie. Ale czy to nie oznacza porażki? Czy naprawdę muszę wybierać między miłością a rodziną?
Dziś znowu siedzę w kuchni i patrzę na drzwi wejściowe. Czy kiedyś jeszcze usiądziemy wszyscy razem przy jednym stole? Czy można być szczęśliwym w związku, który wymaga takiego poświęcenia?
A może powinnam zapytać was: co byście zrobili na moim miejscu? Czy miłość naprawdę wymaga aż takich wyrzeczeń?