Proroctwo, które zmieniło wszystko: Historia Oli
— No cóż, dlaczego się na mnie dąsasz? Zobaczysz, tam ci się spodoba. Morze, plaża, słońce… — mówiła Kasia, nerwowo próbując nawiązać kontakt wzrokowy ze mną. Ale ja, Ola, uparcie odwracałam się do okna, za którym rozciągały się bezkresne pola i niskie winnice. Równolegle do torów kolejowych biegła szosa, po której pędziły kolorowe samochody, wyglądające z tej perspektywy jak zabawki. W mojej głowie kłębiły się myśli: „Dlaczego muszę zostawić wszystko? Przyjaciół, szkołę, nawet kota?”.
— Przestań już, mamo — syknęłam przez zaciśnięte zęby. — Wiesz dobrze, że nie chcę tam jechać. To nie jest mój dom.
Mama westchnęła ciężko i odwróciła wzrok. Czułam jej bezradność, ale nie potrafiłam jej współczuć. Byłam wściekła. Wszystko przez to głupie proroctwo babci Zosi. „Olu, pamiętaj, nad morzem spotka cię coś wielkiego. Twoje życie się odmieni” — powtarzała mi od miesięcy. A mama tylko przyklaskiwała: „Może to znak? Może powinniśmy spróbować?”.
Pociąg zwolnił przed stacją w małym miasteczku. Wysiadłyśmy z mamą na peron zalany słońcem. Pachniało solą i czymś obcym. Nowe miejsce było ciche, niemal senne. Dom, do którego się wprowadziłyśmy, należał kiedyś do dziadka. Stary, skrzypiący budynek z widokiem na morze — dla mamy to była szansa na nowy początek po rozwodzie. Dla mnie — koniec wszystkiego.
Pierwsze dni były koszmarem. W nowej szkole nikt nie chciał ze mną rozmawiać. Siedziałam sama na przerwach, patrząc na grupki śmiejących się dziewczyn. Tęskniłam za Warszawą, za moją przyjaciółką Mają i naszymi wieczornymi rozmowami przez telefon. Mama próbowała mnie pocieszać, ale jej słowa odbijały się ode mnie jak groch od ściany.
Pewnego wieczoru babcia Zosia zadzwoniła.
— Oluńka, pamiętaj o proroctwie! Nad morzem czeka cię coś wyjątkowego! — jej głos był pełen entuzjazmu.
— Babciu, przestań już z tymi bajkami — odpowiedziałam zirytowana.
Ale tej nocy nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i myślałam o tym, co by było, gdyby babcia miała rację.
Kilka dni później poznałam Kacpra. Był synem sąsiadów — wysoki, z burzą ciemnych włosów i smutnymi oczami. Spotkaliśmy się przypadkiem na plaży, kiedy próbowałam uciec od wszystkiego.
— Ty jesteś ta nowa? — zapytał bezceremonialnie.
— Tak… Ola — odpowiedziałam niepewnie.
— Kacper. Chcesz zobaczyć coś fajnego?
Zgodziłam się bez namysłu. Zaprowadził mnie do starego bunkra ukrytego wśród wydm. Tam opowiedział mi swoją historię: jego ojciec odszedł kilka lat temu, a matka popadła w depresję. Kacper musiał szybko dorosnąć.
Zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Z nim czułam się mniej samotna. Opowiadał mi o miasteczku, o ludziach i o tym, jak trudno tu żyć bez perspektyw. Pewnego dnia wyznał mi coś jeszcze:
— Wiesz… moja babcia też wierzy w proroctwa. Mówiła mi kiedyś, że spotkam kogoś ważnego nad morzem.
Zaśmiałam się przez łzy.
— Moja babcia mówi dokładnie to samo…
Z czasem zaczęłam akceptować nowe miejsce. Jednak pewnego dnia mama wróciła do domu zapłakana.
— Ola… musimy porozmawiać — powiedziała drżącym głosem.
Okazało się, że dom po dziadku miał zostać sprzedany przez dalekiego krewnego, który nagle pojawił się z dokumentami własności. Groziła nam eksmisja.
— Nie dam rady tego udźwignąć — szlochała mama.
Czułam narastającą panikę. Znowu miałam wszystko stracić? Tym razem jednak postanowiłam walczyć. Razem z Kacprem zaczęliśmy szukać rozwiązania. Przeglądaliśmy stare dokumenty dziadka i znaleźliśmy list — testament ukryty w książce kucharskiej babci Zosi.
W testamencie dziadek jasno napisał, że dom należy do mamy i do mnie. Z pomocą sąsiadki-prawniczki udało nam się udowodnić nasze prawa do domu.
Walka o dom zbliżyła mnie do mamy. Po raz pierwszy od dawna rozmawiałyśmy szczerze o naszych lękach i marzeniach.
— Przepraszam cię za wszystko — powiedziała pewnej nocy mama. — Chciałam tylko dla nas lepszego życia.
— Wiem… Ja też przepraszam — odpowiedziałam cicho.
Babcia Zosia zadzwoniła jeszcze raz:
— A widzisz? Proroctwo się spełniło! Spotkałaś tu coś wielkiego: przyjaźń, miłość i siłę do walki o siebie.
Dziś patrzę na morze i myślę: czy naprawdę wszystko jest zapisane gdzieś w gwiazdach? Czy może to my sami piszemy swoje proroctwa przez wybory i odwagę? Może warto czasem zaufać losowi… albo po prostu sobie?