Przynajmniej Nie Jest Twoje – Historia Odkrycia, Które Zmieniło Wszystko

– Nie płacz, proszę cię, nie płacz – powiedziałam, patrząc na Marka, który siedział na brzegu łóżka z twarzą ukrytą w dłoniach. Jego ramiona drżały, a ja czułam, jakby ktoś ściskał mi serce żelazną obręczą. W pokoju panowała cisza, którą przerywał tylko jego cichy szloch. Właśnie wypowiedziałam słowa, których nigdy nie chciałam powiedzieć: „Możliwe, że to dziecko nie jest twoje.”

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby to zrobić akurat teraz. Może miałam już dość udawania. Może chciałam w końcu przestać się bać. Albo po prostu nie mogłam już dłużej patrzeć na to, jak Marek z każdym dniem coraz bardziej się oddalał, jakby przeczuwał, że coś jest nie tak. Ale kiedy zobaczyłam łzy w jego oczach – pierwszy raz od siedmiu lat naszego małżeństwa – poczułam się jak najgorszy człowiek na świecie.

– Jak mogłaś mi to zrobić? – wyszeptał przez łzy. – Przecież mówiłaś, że jesteśmy rodziną…

Chciałam odpowiedzieć coś mądrego, coś co by go pocieszyło, ale w głowie miałam tylko pustkę. Zamiast tego wyrzuciłam z siebie: – Przynajmniej nie jest twoje.

Zamarł. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Widziałam w jego oczach mieszaninę bólu i gniewu. Chciałam się cofnąć w czasie i połknąć te słowa z powrotem, ale było już za późno.

Wiedział przecież, że nie byłam świętoszką, gdy się poznaliśmy. Poznał mnie na imprezie u wspólnych znajomych – miałam wtedy na sobie czerwoną sukienkę i śmiałam się najgłośniej ze wszystkich. On był cichy, trochę nieśmiały, ale miał w sobie coś, co mnie przyciągnęło. Przez pierwsze miesiące naszego związku byłam jeszcze z kimś innym – z Piotrem, moim byłym chłopakiem, który pojawiał się i znikał jak duch. Marek wiedział o Piotrze. Wiedział też o kilku innych epizodach z mojej przeszłości. Nigdy nie pytał o szczegóły.

Kiedy zaszłam w ciążę, byliśmy już po ślubie od roku. Marek był szczęśliwy – przynajmniej tak mi się wydawało. Ja… ja byłam przerażona. W głowie miałam tylko jedno pytanie: „A jeśli to nie jego dziecko?” Próbowałam je zagłuszyć, tłumacząc sobie, że przecież to niemożliwe, że wszystko się ułoży. Ale im bardziej brzuch rósł, tym bardziej rosły też moje wątpliwości.

Nie powiedziałam mu wtedy prawdy. Bałam się. Bałam się jego reakcji, bałam się tego, co pomyślą nasi rodzice, znajomi… Bałam się zostać sama z dzieckiem. Więc milczałam.

Aż do dziś.

Marek podniósł się powoli z łóżka i podszedł do okna. Stał tam przez dłuższą chwilę w milczeniu. W końcu odwrócił się do mnie:

– Chcesz mi powiedzieć… że przez cały ten czas mnie okłamywałaś?

– Nie… To znaczy… Ja sama nie wiem… – zaczęłam się jąkać. – To był tylko jeden raz…

– Jeden raz? – przerwał mi ostro. – A ile razy jeszcze mam ci wybaczyć?

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Chciałam mu powiedzieć, że go kocham, że to wszystko było pomyłką, że gdybym mogła cofnąć czas… Ale wiedziałam, że to niczego nie zmieni.

W tamtej chwili przypomniałam sobie rozmowę z mamą sprzed lat:

– Pamiętaj, Aniu – mówiła mi kiedyś – kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw.

Nie słuchałam jej wtedy. Myślałam, że jestem sprytniejsza od losu.

Marek wyszedł z pokoju bez słowa. Zostałam sama z ciszą i własnym sumieniem.

Przez kolejne dni unikaliśmy się nawzajem. Marek spał na kanapie w salonie. Ja zamykałam się w sypialni z naszym synkiem – bo tak czy inaczej był naszym synkiem przez te wszystkie miesiące. Patrzyłam na niego i zastanawiałam się: czy naprawdę ważne jest to DNA? Czy liczy się tylko to, kto dał życie? Przecież Marek kochał go od pierwszego dnia.

Ale Marek nie potrafił zapomnieć. Zaczął zadawać pytania: o daty, o szczegóły tamtej nocy z Piotrem. Widziałam w nim coraz więcej podejrzliwości i coraz mniej miłości.

Pewnego wieczoru przyszedł do mnie z kopertą w ręku.

– Zrobiłem test DNA – powiedział cicho.

Serce mi stanęło.

– I?

– Wynik przyjdzie za tydzień.

Przez ten tydzień żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. Każdy dzień był torturą.

W końcu przyszły wyniki. Marek otworzył kopertę przy mnie. Jego ręce drżały.

– Nie jestem ojcem – powiedział po chwili ciszy.

Widziałam łzy w jego oczach i wiedziałam już wtedy, że straciłam go na zawsze.

Dziś mieszkam sama z synkiem w małym mieszkaniu na Pradze. Marek odwiedza go czasem – mówi, że chce być obecny w jego życiu choćby jako przyjaciel rodziny. Ja próbuję poukładać swoje życie na nowo i odpowiedzieć sobie na pytanie: czy szczerość zawsze jest najlepszym wyjściem? Czy lepiej było milczeć i żyć w kłamstwie?

Czasem patrzę na synka i zastanawiam się: czy on kiedyś mi wybaczy? Czy ja sama sobie wybaczę? Może są rzeczy, których nie da się naprawić…