Wiesz, jak na ciebie patrzy? Z miłością i podziwem – oznajmiła duma córki.
– Wiesz, jak na ciebie patrzy? Z miłością i podziwem – oznajmiła duma córki. Te słowa wybrzmiały w mojej głowie jak echo, kiedy zamykałam za sobą drzwi mieszkania. Stałam przez chwilę na klatce schodowej, ściskając klamkę tak mocno, że aż zbielały mi palce. Nie wiedziałam, czy mam wrócić i ją przytulić, czy raczej uciec przed własnym sumieniem.
Mam na imię Elżbieta. Mam czterdzieści dwa lata, rozwód za sobą i córkę, która właśnie kończy liceum. Wychowałam ją sama, odkąd jej ojciec – Paweł – zostawił nas dla młodszej kobiety z pracy. Przez lata próbowałam być dla Julki wszystkim: matką, ojcem, przyjaciółką. Ale dziś wiem, że nie da się być wszystkim naraz. Zawsze coś pęknie.
Tamtego wieczoru wracałam od Marka. Poznałam go pół roku temu na kursie języka włoskiego w domu kultury na Pradze. Był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam: czuły, uważny, z poczuciem humoru i dystansem do siebie. Po raz pierwszy od lat poczułam się kobietą, nie tylko matką. Ale każda chwila szczęścia była podszyta lękiem – co powie Julka? Czy zaakceptuje Marka? Czy nie uzna mnie za egoistkę?
Gdy weszłam do mieszkania, Julka siedziała przy stole w kuchni, z książkami rozłożonymi wokół siebie. Nawet nie podniosła wzroku.
– Byłaś u niego? – zapytała beznamiętnie.
– Tak – odpowiedziałam cicho.
– Wiesz, jak na ciebie patrzy? Z miłością i podziwem – powtórzyła. – Ale ja nie potrafię tak patrzeć.
Usiadłam naprzeciwko niej. Chciałam dotknąć jej dłoni, ale odsunęła się.
– Julka…
– Nie mów nic. Po prostu… nie chcę go tu widzieć. Nie chcę udawać, że wszystko jest normalnie. Tata odszedł przez ciebie, teraz ty chcesz być szczęśliwa… A ja?
Zabolało mnie to bardziej niż wszystkie kłótnie z Pawłem razem wzięte. Przez chwilę miałam ochotę wykrzyczeć jej całą prawdę: że Paweł zdradzał mnie latami, że to ja zostałam z niczym, że przez niego musiałam nauczyć się żyć od nowa. Ale połknęłam te słowa jak gorzką pigułkę.
– Chcę tylko spróbować jeszcze raz…
– Ty zawsze chcesz coś spróbować! A ja mam być dorosła za nas obie?
Wybiegła do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Siedziałam długo w kuchni, gapiąc się w ścianę. Wtedy zadzwonił Marek.
– Jak poszło? – zapytał cicho.
– Źle. Ona mnie nienawidzi.
– Nie nienawidzi cię. Jest zagubiona. Daj jej czas.
– A jeśli nigdy nie zaakceptuje?
– To będziemy żyć swoim życiem. Albo… przestaniemy się spotykać.
Zamarłam. Czy naprawdę bym go zostawiła? Czy mogłabym jeszcze raz zrezygnować z siebie?
Kiedyś myślałam, że życie jest proste: miłość, ślub, dziecko, dom na kredyt i wspólne wakacje nad morzem. Ale życie z Pawłem było pasmem kompromisów i rozczarowań. On chciał kariery – ja rodziny. On chciał wolności – ja bezpieczeństwa. Kiedy dowiedziałam się o jego romansie z sekretarką, świat mi się zawalił.
Pamiętam tamten dzień jak dziś:
– Elka, musimy porozmawiać – powiedział Paweł pewnego wieczoru.
– Znowu zostaniesz dłużej w pracy?
– Nie… Wyprowadzam się.
Nie płakałam wtedy. Byłam jak sparaliżowana. Dopiero gdy Julka zapytała rano: „Gdzie jest tata?”, poczułam się jak najgorsza matka świata.
Przez pierwsze miesiące po rozwodzie żyłam jak automat: praca – dom – zakupy – praca. Wieczorami płakałam w poduszkę, żeby Julka nie słyszała. Moja matka powtarzała:
– Trzeba było bardziej dbać o męża! Każdy facet czasem zbłądzi.
Nie mogłam jej tego wybaczyć do dziś.
Z Markiem wszystko było inne. Pozwolił mi znów śmiać się z głupot, chodzić na spacery po Starym Mieście i marzyć o podróży do Toskanii. Ale Julka widziała we mnie tylko egoistkę.
Pewnego dnia przyszła do mnie jej wychowawczyni:
– Pani Elżbieto, Julka jest ostatnio bardzo zamknięta w sobie. Martwię się o nią.
– Przechodzimy trudny czas…
– Może powinna pani z nią porozmawiać? Albo poszukać pomocy psychologa?
Czułam się jak oskarżona przed sądem. Czy naprawdę robię wszystko źle?
Wieczorem spróbowałam jeszcze raz:
– Julka…
– Co?
– Chciałabym cię zaprosić na obiad z Markiem. Tylko my troje. Bez presji.
– Nie chcę go poznawać!
– Ale to dla mnie ważne…
– A dla mnie ważny był tata! Gdzie on teraz jest? Z nową rodziną! A ty chcesz być taka sama!
Wybiegła z domu trzaskając drzwiami tak mocno, że aż spadły zdjęcia ze ściany.
Następnego dnia zadzwoniła moja matka:
– Co ty wyprawiasz? Ludzie gadają po osiedlu! Że masz kochanka!
– Mamo…
– Myślisz tylko o sobie! A dziecko cierpi!
Rozłączyłam się bez słowa. Czułam się jak w potrzasku: z jednej strony matka i córka, z drugiej Marek i moje pragnienie szczęścia.
Przez kilka tygodni żyliśmy z Julką obok siebie jak dwie obce kobiety pod jednym dachem. Rano mijaliśmy się w łazience bez słowa; wieczorem zamykałyśmy się w swoich pokojach.
Aż pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej i usłyszałam płacz zza drzwi jej pokoju. Weszłam bez pukania.
– Julka…
– Zostaw mnie!
– Nie zostawię cię nigdy! Jesteś moją córką!
– Boję się… Boję się, że już cię nie potrzebuję tak jak kiedyś…
Przytuliłam ją mocno i płakałyśmy razem przez długi czas.
Kilka dni później przyszła do nas moja matka z ciastem drożdżowym.
– No i co teraz? – spytała sucho.
– Teraz próbuję być szczęśliwa i nie zwariować.
– Dziecko najważniejsze!
– A ja? Ja też jestem człowiekiem!
Matka spojrzała na mnie z wyrzutem:
– Za moich czasów kobieta nie myślała o sobie!
– Może dlatego byłaś taka nieszczęśliwa?
Wyszła obrażona, a ja poczułam ulgę i strach jednocześnie.
Marek zadzwonił wieczorem:
– Może przyjadę jutro? Pogadamy wszyscy razem?
– Spróbujmy…
Przyszedł z kwiatami dla mnie i książką dla Julki („Małe życie” Hanyi Yanagihary – wiedziałam, że ją przeczyta). Usiedliśmy przy stole w milczeniu.
Marek zaczął pierwszy:
– Julka… Wiem, że to trudne dla ciebie. Nie chcę zastępować twojego taty ani odbierać ci mamy. Chcę tylko być częścią waszego życia – jeśli pozwolisz.
Julka spojrzała na niego długo:
– Nie wiem jeszcze… Ale spróbuję cię poznać.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
Minęły miesiące zanim wszystko zaczęło się układać. Były kłótnie, ciche dni i łzy po nocach. Ale dziś wiem jedno: nie można żyć tylko dla innych ani tylko dla siebie. Trzeba znaleźć równowagę między byciem matką a byciem kobietą.
Czasem patrzę na Julkę i widzę w jej oczach cień podziwu – choćby przez sekundę. Może kiedyś mi wybaczy? Może sama zrozumie, jak trudno jest wybierać między własnym szczęściem a szczęściem dziecka?
Czy można być dobrą matką i szczęśliwą kobietą jednocześnie? A może zawsze coś trzeba poświęcić?