Miłość, która boli: Historia Katarzyny

– Wiesz, jak na ciebie patrzy? Z miłością i podziwem – oznajmiła duma córki, a jej oczy błyszczały jakby właśnie odkryła największą tajemnicę świata.

Stałam przy oknie, patrząc na szare niebo nad Warszawą. W mojej głowie kłębiły się myśli, których nie chciałam wypowiadać na głos. Z kuchni dobiegał zapach kawy, a w łazience szumiała woda. Piotr wyszedł z łazienki, owinięty tylko ręcznikiem. Krople wody połyskiwały na wyrzeźbionych mięśniach klatki piersiowej. Nie mężczyzna, ale marzenie. W piersi coś słodko zabolało. Piotr usiadł na krawędzi łóżka i sięgnął po mnie, by mnie pocałować. Odchyliłam głowę.

– Nie teraz – wyszeptałam, czując jak serce bije mi szybciej, ale nie z pożądania. Raczej ze strachu.

Córka spojrzała na nas z uśmiechem, który miał być niewinny, ale ja wiedziałam, że ona widzi więcej niż powinna. Miała dopiero siedemnaście lat, ale jej spojrzenie było przenikliwe i dojrzałe. Zbyt dojrzałe jak na jej wiek.

– Mamo, naprawdę powinnaś być szczęśliwa – powiedziała cicho, zanim wyszła z pokoju.

Zostałam sama z Piotrem. Patrzył na mnie z tym swoim uśmiechem, który kiedyś był dla mnie wszystkim. Teraz widziałam w nim cień czegoś obcego.

– Co się dzieje? – zapytał, próbując mnie objąć.

Odsunęłam się. – Nic. Po prostu… jestem zmęczona.

Wiedziałam, że to kłamstwo. Byłam zmęczona nie życiem, ale tą grą pozorów. Od miesięcy czułam, że coś jest nie tak. Piotr wracał późno z pracy, coraz częściej wyjeżdżał służbowo. Telefon miał zawsze przy sobie, a kiedy dzwonił, wychodził do drugiego pokoju.

Pewnej nocy nie wytrzymałam. Gdy zasnął, sięgnęłam po jego telefon. Znalazłam wiadomości od kobiety podpisanej jako „Anka”. „Tęsknię za tobą”, „Kiedy znów się zobaczymy?” – czytałam z rosnącym niedowierzaniem i bólem ściskającym gardło.

Rano nie powiedziałam nic. Przez cały dzień chodziłam jak w transie. Córka zauważyła moją zmianę.

– Mamo, wszystko w porządku?

Chciałam jej powiedzieć prawdę, ale nie mogłam. Była jeszcze dzieckiem. Moim dzieckiem.

Wieczorem Piotr wrócił wcześniej niż zwykle. Próbował mnie przytulić, ale odsunęłam się gwałtownie.

– Katarzyno, co się dzieje? – zapytał zniecierpliwiony.

– Kim jest Anka? – wyrzuciłam z siebie te słowa szybciej niż zamierzałam.

Zamarł. Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa, a potem spuścił wzrok.

– To tylko koleżanka z pracy…

– Nie kłam! – krzyknęłam tak głośno, że córka wybiegła ze swojego pokoju.

– Mamo?

Spojrzałam na nią i zobaczyłam w jej oczach strach. W jednej chwili poczułam się winna wszystkiego: jej łez, swojego bólu i tej całej sytuacji.

Piotr próbował coś tłumaczyć, ale już go nie słuchałam. Wyszłam z domu i długo chodziłam po mieście bez celu. Warszawa nocą była piękna i obca zarazem. Czułam się jak cień samej siebie.

Następne dni były koszmarem. Piotr próbował przepraszać, tłumaczyć się, obiecywać poprawę. Córka zamknęła się w sobie i przestała ze mną rozmawiać. W pracy byłam jak automat – wykonywałam obowiązki bez emocji.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy z córką przy stole w kuchni. Milczenie ciążyło między nami jak ołów.

– Mamo… czy ty go jeszcze kochasz? – zapytała nagle.

Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

– Nie wiem…

Spojrzała na mnie smutno.

– Ja go lubię… Ale jeśli przez niego płaczesz…

Przytuliłam ją mocno i obie płakałyśmy długo w ciszy.

Po kilku tygodniach Piotr wyprowadził się do swojej matki. Zostawił mi klucze i kilka słów na kartce: „Przepraszam za wszystko”.

Nie wiedziałam, co dalej robić. Każdy dzień był walką o przetrwanie – dla mnie i dla mojej córki. Musiałam nauczyć się żyć na nowo: sama podejmować decyzje, sama płacić rachunki, sama radzić sobie z codziennością.

Czasem myślę o Piotrze i o tym, co mogło być inaczej. Czy mogłam coś zrobić lepiej? Czy mogłam go zatrzymać? Ale potem patrzę na moją córkę i wiem jedno: muszę być silna dla niej i dla siebie.

Dziś już nie płaczę tak często jak kiedyś. Zaczynam powoli wierzyć, że jeszcze mogę być szczęśliwa – może inaczej niż sobie wyobrażałam, ale jednak szczęśliwa.

Czy można wybaczyć zdradę? Czy można zaufać komuś jeszcze raz po takim bólu? Czasem pytam siebie: czy lepiej żyć w iluzji szczęścia czy w prawdzie, która boli? Może wy też macie swoje historie…