Ślubu nie będzie – historia o marzeniach, rodzinie i wyborach, których nie da się cofnąć
– Agnieszka, nie możesz tak po prostu wyjechać! – głos mamy drżał, a jej oczy były czerwone od płaczu. Stałam w kuchni, ściskając w ręku list z uniwersytetu w Krakowie. „Gratulujemy przyjęcia na studia pedagogiczne” – czytałam to zdanie tyle razy, że znałam je na pamięć. Ale teraz brzmiało jak żart.
Ojciec leżał w pokoju obok, przykryty cienkim kocem. Od tygodni nie wychodził z łóżka. Wypadek na budowie przekreślił wszystko – jego pracę, nasze plany, moje marzenia. Mama rzuciła pracę w sklepie, żeby się nim opiekować. Ja miałam być tą, która wyjedzie do dużego miasta, będzie pierwsza w rodzinie z dyplomem. Teraz patrzyłam na swoje odbicie w oknie i widziałam tylko strach i żal.
– Mamo, to moja szansa… – zaczęłam cicho.
– A kto mi pomoże? Kto zajmie się ojcem? – przerwała mi ostro. – Ty myślisz tylko o sobie!
Wybiegłam na podwórko, żeby nie widzieć jej łez. Sierpniowe słońce paliło skórę, ale ja czułam tylko zimno. Przez głowę przelatywały mi obrazy: wykłady na uniwersytecie, nowe znajomości, życie w mieście. Wszystko to oddalało się z każdym dniem.
Wieczorem usiadłam przy łóżku ojca. Był blady, zmęczony, ale uśmiechnął się do mnie słabo.
– Agnieszka… nie możesz rezygnować ze swoich marzeń przez mnie – wyszeptał.
– Ale kto wam pomoże? – zapytałam bezradnie.
Ojciec odwrócił wzrok. Wiedziałam, że czuje się winny. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo ta sytuacja nas wszystkich zmieni.
Przez kolejne tygodnie życie zamieniło się w rutynę: rehabilitacja ojca, zakupy, gotowanie, sprzątanie. Mama coraz częściej wybuchała płaczem albo krzyczała bez powodu. Ja zamknęłam się w sobie. List z uniwersytetu schowałam na dnie szuflady.
Wszystko pogorszyło się, gdy pojawił się Tomek. Znałam go od dziecka – mieszkał dwie ulice dalej, pracował w warsztacie samochodowym ojca. Zaczął przychodzić coraz częściej: przynosił zakupy, naprawiał rower mojego młodszego brata, czasem po prostu siedział ze mną na ławce przed domem.
– Agnieszka, ty powinnaś mieć swoje życie – powiedział pewnego wieczoru. – Nie możesz wiecznie być tu uwiązana.
– Nie rozumiesz… – westchnęłam. – Oni mnie potrzebują.
– A ty? Czego ty chcesz?
Nie odpowiedziałam. Bałam się przyznać nawet przed sobą.
Po kilku miesiącach mama zaczęła mówić o ślubie. Najpierw żartem, potem coraz poważniej.
– Tomek to porządny chłopak – powtarzała. – Z nim będziesz miała stabilizację. Pomoże nam.
Czułam się jakby ktoś mnie dusił. Ślub? Ja? Miałam 19 lat i całe życie przed sobą! Ale patrzyłam na matkę i widziałam tylko zmęczenie i strach przed przyszłością.
Tomek był dobry, troskliwy, ale nie kochałam go tak naprawdę. Był jak starszy brat, ktoś bliski, ale nie ten jedyny. Jednak presja rosła z każdym dniem.
Pewnej nocy usłyszałam kłótnię rodziców:
– Nie możemy jej zmuszać! – krzyczał ojciec.
– A kto nam pomoże? Ty nie możesz pracować! Ja nie dam rady sama! – płakała mama.
Zacisnęłam pięści pod kołdrą. Nikt mnie nie pytał, czego chcę.
W końcu zgodziłam się na zaręczyny. Wszyscy byli szczęśliwi – oprócz mnie. Przyjęcie było skromne: ciasto upiekła sąsiadka, Tomek przyniósł kwiaty z ogródka matki. Patrzyłam na pierścionek na palcu i czułam tylko pustkę.
Kilka dni później spotkałam się z Magdą – moją najlepszą przyjaciółką z liceum. Studiowała już w Krakowie.
– Aga, musisz coś zrobić! – powiedziała stanowczo. – To twoje życie!
– Nie mogę ich zostawić…
– A oni zostawią ciebie? Kiedyś będziesz żałować!
Te słowa nie dawały mi spokoju przez całą noc.
Nadszedł dzień ślubu. Stałam przed lustrem w białej sukience po ciotce i patrzyłam na swoje odbicie. W oczach miałam łzy. Mama poprawiała mi welon i szeptała: „Będzie dobrze”. Ale ja wiedziałam, że nie będzie.
W ostatniej chwili wybiegłam z domu. Biegłam przez pola za miastem, aż zabrakło mi tchu. Zatrzymałam się dopiero przy starym dębie nad rzeką. Tam usiadłam i płakałam jak dziecko.
Nie było ślubu.
Wróciłam do domu wieczorem. Mama siedziała przy stole ze spuszczoną głową, ojciec patrzył na mnie smutno.
– Przepraszam… – wyszeptałam.
Nikt nic nie powiedział przez długą chwilę.
Dziś minęły dwa lata od tamtego dnia. Pracuję w przedszkolu w naszym miasteczku. Nie wyjechałam na studia do Krakowa, ale też nie wyszłam za mąż za Tomka. Z rodzicami bywa różnie – mama długo nie mogła mi wybaczyć, ojciec rozumiał mnie lepiej.
Czasem patrzę na swoje życie i zastanawiam się: czy mogłam postąpić inaczej? Czy egoizm to zawsze coś złego? A może czasem trzeba wybrać siebie?