Co tu robisz w moim laptopie? – Opowieść o rodzinnych sekretach i cenie prawdy

– Co ty robisz w moim laptopie?! – wrzasnął ojciec, a jego głos odbił się echem po całym mieszkaniu. Stał nade mną z twarzą czerwoną od gniewu i alkoholu, a ja zamarłam z rękami na klawiaturze. W tej chwili świat przestał istnieć – był tylko on, ja i to przeklęte urządzenie, które miało być początkiem końca naszej rodziny.

Mam na imię Weronika. Miałam wtedy siedemnaście lat i byłam przekonana, że jeśli będę cicho, jeśli nie będę przeszkadzać, to wszystko jakoś się ułoży. Ale tego dnia nie mogłam już dłużej milczeć. Wróciłam ze szkoły wcześniej, bo nauczycielka matematyki zadzwoniła do mamy – znowu nie miałam zadania. Ale jak miałam je zrobić, skoro w domu od rana do wieczora słychać było tylko kłótnie i trzaskanie drzwiami?

Ojciec, Andrzej, był kiedyś dobrym człowiekiem. Przynajmniej tak mówiła mama. Ale odkąd stracił pracę w stoczni w Gdańsku, coś w nim pękło. Najpierw zaczął pić po cichu, potem coraz głośniej. Mama próbowała go ratować – prosiła, błagała, groziła rozwodem. Ale on tylko śmiał się jej w twarz.

Tego dnia chciałam tylko sprawdzić wyniki rekrutacji na studia. Mój własny laptop był zepsuty od tygodnia, a ojciec nigdy nie pozwalał mi dotykać swojego. Ale nie było go w domu, więc zaryzykowałam. Kiedy wszedł do mieszkania i zobaczył mnie przy swoim komputerze, wpadł w szał.

– Odpowiedz mi natychmiast! Co tu robisz?!

– Tato… ja tylko…

– Kłamiesz! Grzebiesz mi w plikach? Podsłuchujesz mnie? Donosisz matce?!

Mama wbiegła do pokoju z kuchni, jeszcze z mokrymi rękami od zmywania naczyń.

– Andrzej, zostaw ją! Przecież to tylko dziecko!

– Dziecko?! – prychnął ojciec. – Dziecko, które szpieguje własnego ojca?!

Widziałam w jego oczach coś obcego. Strach? Wstyd? A może tylko czystą nienawiść? Nie wiem. Wiem tylko, że wtedy po raz pierwszy poczułam się naprawdę samotna.

Mama próbowała mnie objąć, ale odepchnęłam ją i wybiegłam z mieszkania. Słyszałam jeszcze za sobą krzyki:

– To przez ciebie ona taka jest! – wrzeszczał ojciec.
– Ty ją zepsułaś!

Biegłam bez celu przez osiedle z wielkiej płyty na Zaspie. Było zimno, padał deszcz, a ja nie miałam nawet kurtki. Zatrzymałam się dopiero pod klatką mojej najlepszej przyjaciółki, Oli.

– Werka? Co się stało? – Ola otworzyła drzwi w pidżamie.

Rozpłakałam się jak dziecko. Opowiedziałam jej wszystko – o ojcu, o mamie, o tym, że czasem marzę, żeby po prostu zniknąć.

– Moja mama mówiła, że twój tata kiedyś był inny…
– Był – odpowiedziałam cicho. – Ale już nie wróci.

Ola zrobiła mi herbatę i pozwoliła zostać na noc. Jej rodzice byli inni niż moi – spokojni, cisi, zawsze gotowi wysłuchać. Patrzyłam na nich z zazdrością i żalem.

Następnego dnia wróciłam do domu. Mama siedziała na kanapie z podkrążonymi oczami.

– Weronika… przepraszam cię za wczoraj…

Nie odpowiedziałam. Przeszłam obok niej jak cień i zamknęłam się w swoim pokoju. Przez kilka dni nie rozmawialiśmy ze sobą prawie wcale. Ojciec pił jeszcze więcej niż zwykle.

W końcu mama zebrała się na odwagę.

– Musimy coś zrobić – powiedziała pewnego wieczoru. – Nie możemy tak żyć.

– A co chcesz zrobić? – zapytałam gorzko. – Uciec?

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Może powinnam była to zrobić już dawno temu…

Tego wieczoru usiadłyśmy razem przy stole i zaczęłyśmy planować ucieczkę. Mama miała siostrę w Poznaniu – obiecała nam pomoc i dach nad głową. Spakowałyśmy najpotrzebniejsze rzeczy do dwóch walizek i czekałyśmy na odpowiedni moment.

Ojciec zauważył to szybciej niż myślałyśmy.

– Co to ma znaczyć?! – wrzasnął pewnej nocy, kiedy wrócił pijany do domu i zobaczył walizki przy drzwiach.

Mama stanęła naprzeciwko niego pierwszy raz od lat.

– Odchodzimy, Andrzej. Nie chcemy już tak żyć.

Ojciec spojrzał na nas jak na obce osoby. Przez chwilę myślałam, że nas zaatakuje – ale tylko usiadł na podłodze i zaczął płakać jak dziecko.

Wyjechałyśmy następnego dnia rano. W Poznaniu zaczęłyśmy nowe życie – ja poszłam do liceum dla dorosłych, mama znalazła pracę jako sprzątaczka w szpitalu. Nie było łatwo – brakowało nam pieniędzy, mieszkałyśmy w jednym pokoju u cioci Ireny, a ja codziennie tęskniłam za domem, którego już nie było.

Czasem dzwonił do nas ojciec – najpierw błagał o powrót, potem groził sądem i odebraniem mnie matce. W końcu przestał dzwonić zupełnie.

Minęły dwa lata. Skończyłam szkołę i dostałam się na studia psychologiczne na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Mama powoli stawała na nogi – zaczęła się uśmiechać częściej niż płakać.

Pewnego dnia dostałam list polecony z Gdańska. Ojciec nie żył – zmarł samotnie w swoim mieszkaniu po kolejnym ataku serca. Nikt go nie odwiedzał od miesięcy.

Pojechałyśmy na pogrzeb we dwie. Stałam nad jego grobem i czułam pustkę większą niż kiedykolwiek wcześniej.

Po wszystkim podeszła do mnie sąsiadka z dawnej klatki:
– Weronika… Twój tata bardzo cię kochał… Tylko nie umiał tego okazać.

Nie odpowiedziałam jej nic. Może miała rację? Może gdybym wtedy nie zajrzała do jego laptopa… Może gdybyśmy wszyscy umieli rozmawiać ze sobą szczerze…

Dziś jestem dorosła i sama mam córkę. Każdego dnia staram się być dla niej kimś innym niż mój ojciec był dla mnie. Ale czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy można naprawdę uciec od własnej przeszłości? Czy wybaczenie to coś, co da się wypracować – czy tylko łaska losu?

A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś takiemu jak mój ojciec? Czy lepiej odejść i nigdy nie oglądać się za siebie?