Zaufliwy mąż i trucizna w butelce: Historia Anieli i Leona
– Jesteśmy, mamo – powiedział Lew, otwierając przede mną drzwi samochodu. Wysiadłam powoli, czując jak kolana drżą mi ze zmęczenia i niepokoju. Spojrzałam na znajome okna mojego mieszkania na trzecim piętrze. Przez chwilę miałam wrażenie, że zza firanki ktoś mnie obserwuje. Westchnęłam ciężko.
– Co, mamo, znowu źle? – Lew patrzył na mnie z troską, której nie potrafiłam już przyjmować bez podejrzliwości.
– Nie, synku – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć. – Całe życie w tym mieszkaniu przeżyłam. Najpierw z rodzicami, potem z twoim ojcem…
Zamilkłam. Wspomnienie Leona, mojego męża, przeszyło mnie bólem. Jeszcze niedawno byłam pewna, że mogę mu ufać bezgranicznie. Teraz… Teraz nie byłam już niczego pewna.
Weszliśmy do klatki schodowej. Lew niósł moją torbę, a ja szłam za nim powoli, czując na sobie ciężar lat i sekretów. Gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania, poczułam znajomy zapach – mieszankę starego drewna, lawendy i czegoś jeszcze… czegoś metalicznego.
– Mamo, usiądź. Zrobię ci herbaty – powiedział Lew i zniknął w kuchni.
Usiadłam na kanapie. Przez chwilę patrzyłam na zdjęcie ślubne stojące na komodzie. Leon obejmował mnie wtedy tak mocno, jakby chciał mnie ochronić przed całym światem. Czy wtedy już wiedział? Czy już wtedy miał w sobie tę ciemność?
Lew wrócił z herbatą. Podał mi filiżankę i usiadł naprzeciwko.
– Mamo… musimy porozmawiać – zaczął niepewnie.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, zadzwonił domofon. Zerwaliśmy się oboje. Lew podszedł do słuchawki.
– Kto tam? – zapytał.
– To ja, Zofia – rozległ się głos sąsiadki.
Lew wpuścił ją bez słowa. Po chwili Zofia weszła do mieszkania, cała roztrzęsiona.
– Aniela… muszę z tobą porozmawiać na osobności – powiedziała cicho.
Lew spojrzał na mnie pytająco, ale skinęłam głową. Przeszłyśmy do sypialni.
– Co się stało? – zapytałam, widząc łzy w oczach Zofii.
– Widziałam twojego Leona… tamtej nocy…
Zamarłam. Wiedziałam, o której nocy mówi. Tej, kiedy Leon wrócił późno i był dziwnie milczący.
– On… on coś wsypywał do twojej butelki z wodą – wyszeptała Zofia. – Bałam się powiedzieć wcześniej…
Poczułam, jak świat wiruje mi przed oczami. Przez ostatnie miesiące czułam się coraz gorzej. Mdłości, bóle głowy… Lekarze mówili: „stres”, „wiek”, „zmęczenie”. Ale ja wiedziałam, że to coś więcej.
Wróciłyśmy do salonu. Lew patrzył na nas z niepokojem.
– Mamo? – zapytał cicho.
– Lew… muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam drżącym głosem. – Twój ojciec…
Nie dokończyłam. W tym momencie zadzwonił telefon Leona. Odruchowo sięgnęłam po niego – stary nawyk z czasów, gdy ufałam mu bezgranicznie. Na ekranie wyświetliła się wiadomość: „Wszystko gotowe. Nikt się nie dowie.”
Lew spojrzał na mnie pytająco.
– To od taty? – zapytał.
Pokiwałam głową i oddałam mu telefon.
Przez kolejne dni żyliśmy jak w zawieszeniu. Leon wracał późno do domu, unikał rozmów. Ja coraz częściej zamykałam się w sypialni i płakałam po cichu do poduszki.
Pewnego wieczoru usłyszałam szelest w kuchni. Wstałam i podeszłam cicho pod drzwi. Leon stał przy blacie i coś przelewał do małej buteleczki. Moje serce waliło jak oszalałe.
– Leon! – krzyknęłam nagle.
Odwrócił się gwałtownie, buteleczka wypadła mu z ręki i potoczyła się pod lodówkę.
– Co ty robisz?!
– Aniela… to nie tak jak myślisz…
– To dokładnie tak jak myślę! – krzyczałam przez łzy. – Chciałeś mnie otruć!
Leon opadł na krzesło i ukrył twarz w dłoniach.
– Nie rozumiesz… Ja już nie mogłem… Ty zawsze byłaś silniejsza ode mnie… Wszystko musiało być po twojemu…
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Całe życie wierzyłam, że jesteśmy szczęśliwi. Że jesteśmy drużyną przeciwko światu.
– I dlatego chciałeś mnie zabić? – wyszeptałam.
Leon milczał długo. W końcu podniósł wzrok.
– Przepraszam… Nie wiem, co we mnie wstąpiło…
Wybiegłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Siedziałam tam do rana, słuchając cichych szlochów Leona dobiegających zza drzwi.
Następnego dnia zadzwoniłam do Lwa i Zofii. Opowiedziałam im wszystko. Lew był wstrząśnięty.
– Mamo… co teraz zrobisz?
Nie wiedziałam. Policja? Rozwód? A może po prostu odejść i zacząć od nowa?
Przez kolejne tygodnie mieszkałam u Zofii. Leon próbował dzwonić, pisać listy, błagać o wybaczenie. Ale ja już nie potrafiłam mu zaufać.
Któregoś dnia Lew przyszedł do mnie z wiadomością:
– Mama… tata trafił do szpitala. Próba samobójcza.
Poczułam pustkę. Czy to wszystko moja wina? Czy mogłam zrobić coś inaczej?
Dziś siedzę przy oknie w mieszkaniu Zofii i patrzę na świat za szybą. Zastanawiam się: czy można jeszcze komuś zaufać po czymś takim? Czy zdrada najbliższej osoby zawsze zostawia blizny nie do zagojenia?
Może wy mi powiecie: czy warto jeszcze wierzyć ludziom? Czy można odbudować życie po takim upadku?