Między troską a rozpaczą: Historia jednej rodziny z Warszawy
– Mamo, może niech babcia pójdzie i się zgubi? Wszystkim będzie lepiej – rzuciła wyzywająco Zosia, patrząc na mnie spod grzywki, z tym swoim buntowniczym błyskiem w oczach. Zamarłam z łyżką w dłoni, a cisza, która zapadła po jej słowach, była cięższa niż cokolwiek, co kiedykolwiek czułam. Moja mama, siedząca naprzeciwko, nie zareagowała – jej wzrok błądził gdzieś po ścianie, jakby już dawno opuściła ten świat.
– Zosia, nie zapomnij zamknąć drzwi – powiedziałam cicho, wstając od stołu. Czułam, jak narasta we mnie zmęczenie. Każdy dzień wyglądał podobnie: praca zdalna, szybkie zakupy, gotowanie obiadu, pilnowanie mamy, która coraz częściej zapominała, gdzie jest i kim jestem. I jeszcze Zosia – moja piętnastoletnia córka, która coraz bardziej oddalała się ode mnie, zamykając się w swoim świecie.
– Mamo, ile można? Teraz już zawsze będziesz mi o tym przypominać? – odparła urażona Zosia. Jej głos był ostry jak brzytwa.
– Nie zawsze, tylko dopóki babcia z nami mieszka. Jeśli wyjdzie na ulicę… – urwałam, bo nie miałam siły kończyć. Wszyscy wiedzieliśmy, co może się stać. Mama już raz wyszła sama i znaleźliśmy ją dopiero po kilku godzinach na przystanku autobusowym na Ochocie. Była przerażona i zmarznięta.
Zosia przewróciła oczami i wyszła z kuchni trzaskając drzwiami. Zostałam sama z mamą i jej pustym spojrzeniem. Usiadłam obok niej i delikatnie poprawiłam jej sweter.
– Mamusiu, wszystko w porządku? – zapytałam cicho.
– Gdzie jest mój mąż? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. Od lat nie żył, ale ona codziennie o niego pytała.
– Poszedł do sklepu – skłamałam łagodnie. To była jedyna odpowiedź, która ją uspokajała.
Czułam się rozdarta. Z jednej strony chciałam być dobrą córką i opiekować się mamą do końca jej dni. Z drugiej – widziałam, jak bardzo cierpi na tym moja relacja z Zosią. Ona nie rozumiała choroby babci. Dla niej to była tylko przeszkoda: ktoś, kto zabiera mi czas i uwagę.
Wieczorem usiadłam na kanapie z kubkiem herbaty. Słyszałam zza ściany cichy płacz Zosi. Chciałam do niej pójść, przytulić ją i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale nie miałam już siły. Ostatnio coraz częściej łapałam się na tym, że marzę o ucieczce – choćby na jeden dzień. Żeby ktoś inny przejął moje obowiązki.
Następnego dnia rano mama znów zapytała o tatę. Zosia przyszła do kuchni w piżamie i rzuciła mi krótkie spojrzenie.
– Nie mogę się uczyć w tym domu! Ciągle tylko babcia i babcia! – wybuchnęła nagle.
– Zosiu, proszę cię… Staram się jak mogę – odpowiedziałam bezradnie.
– A ja? Kto o mnie myśli? – krzyknęła i wybiegła z mieszkania.
Zostałam sama z mamą. Przez chwilę miałam ochotę po prostu wyjść za Zosią i zostawić wszystko za sobą. Ale nie mogłam. Byłam uwięziona między dwoma światami: światem mojej chorej mamy i światem dorastającej córki.
Wieczorem zadzwonił mój brat Marek.
– Anka, musimy coś wymyślić. Nie możesz tak dłużej sama – powiedział stanowczo.
– Łatwo ci mówić! Ty mieszkasz w Gdańsku! – wyrzuciłam mu przez łzy.
– Może dom opieki? Albo opiekunka? – zaproponował niepewnie.
Poczułam wstyd i gniew jednocześnie. Dom opieki? Czy to znaczy, że mam się poddać?
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie krążyły mi słowa Zosi: „Może pozwól babci odejść i zgubić się?”. Czy naprawdę wszyscy byliby szczęśliwsi bez niej? Czy jestem złą matką i córką?
Kolejne dni mijały podobnie. Mama coraz częściej gubiła się we własnym mieszkaniu. Zosia zamykała się w swoim pokoju na klucz. Ja chodziłam jak cień – niewidzialna dla wszystkich.
Pewnego popołudnia mama wyszła na klatkę schodową bez mojej wiedzy. Usłyszałam dzwonek do drzwi – sąsiadka przyprowadziła ją z powrotem.
– Pani Aniu, trzeba coś zrobić… To już niebezpieczne – powiedziała cicho.
Wtedy podjęłam decyzję. Zadzwoniłam do ośrodka pomocy społecznej i umówiłam się na rozmowę o opiece dziennej dla mamy.
Kiedy powiedziałam o tym Zosi, spojrzała na mnie z ulgą i… smutkiem.
– To znaczy, że babcia już nie będzie mieszkać z nami? – zapytała cicho.
– Będzie wracać wieczorem. Ale w dzień ktoś inny się nią zajmie – odpowiedziałam łagodnie.
Przez chwilę milczałyśmy. Potem Zosia przytuliła mnie mocno pierwszy raz od miesięcy.
Teraz siedzę przy oknie i patrzę na Warszawę pogrążoną w wieczornym półmroku. Myślę o tym wszystkim, co przeszłyśmy razem: ja, mama i Zosia. Czy można być dobrą matką i dobrą córką jednocześnie? Czy musimy wybierać między własnym szczęściem a obowiązkiem wobec bliskich?
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można pogodzić troskę o innych z troską o siebie? A może każda decyzja niesie ze sobą stratę?